Epilog

208 15 12
                                    

Miała rację, reinkarnacja naprawdę istniała.

Bardziej bądź mniej znacząca różnica w ułożeniu kosmyków włosów, stylu ubioru czy nawet w sposobie życia były tylko kwestiami drobiazgowymi. Co rusz zmieniający się wiek również nie stanowił znaczącej przeszkody. Skutecznie rozpoznawałam ją za każdym razem, niezależnie od zmian, które zaszły w jej wyglądzie zewnętrznym, a czasem nawet w charakterze. Pamięć o wyjątkowej dziewczynie, tej jednej jedynej, mojej bratniej duszy oraz naszej tragicznej przeszłości zajmowała specjalne miejsce zarówno w mojej głowie, jak i w sercu. Te same wspomnienia jednocześnie nie pozwalały mi żyć normalnym życiem. Niestety tylko ja z naszego duetu byłam obarczona ciężarem przeszłości, w dodatku byłam zakochana w osobie, która nie potrafiła mnie rozpoznać.

*

Stałam na czele wysoko cenionej korporacji. Właśnie awansowałam swoją dotychczasową asystentkę na stanowisko, które powinno bardziej odpowiadać jej wyrosłym ambicjom i talentowi do zarządzania ludźmi. Przeglądanie sterty CV wprawiało mnie w znużenie, dopóki nie natknęłam się na wyjątkowo urokliwą kandydatkę. Doświadczenie zawodowe szatynki niespecjalnie wyróżniało się na tle pozostałych, lecz dołączone zdjęcie od razu przykuło uwagę moich błękitnych oczu. Moje źrenice rozszerzyły się wraz z momentem, kiedy dokładniej przyjrzałam się fotografii. Wykazałam się absolutnym brakiem profesjonalizmu niezwłocznie przyjmując młodą kobietę do pracy zaledwie po krótkiej rozmowie kwalifikacyjnej. Oczywiście była jedyną kandydatką, z którą przeprowadziłam wywiad. Nic nie mogłam poradzić na mój partyzancki odruch. Skupianie się na zawodowych obowiązkach zaczęło przychodzić mi z coraz większym trudem, albowiem za cienką, przezroczystą szybą zasiadała Lexa Woods gotowa w mgnieniu oka spełnić każde moje polecenie. Odnotowawszy niepozorne oznaki podobnej niekompetencji u nowej asystentki zdecydowałam się na wykonanie pierwszego kroku. Nie przebierałam w słowach, kilka dni później zaprosiłam ją na randkę do wykwintnej włoskiej restauracji. Niezobowiązujący romans z podwładną wkrótce przerodził się w relację, której fundamenty stanowiły szczera miłość i zaufanie. Niespecjalnie przejmowałyśmy się plotkami szerzonymi na korytarzach mojego wieżowca czy ścigającą nas przedstawicielką kadr. Lexa finalnie rozpoznała mnie podczas jednego z naszych długich wieczornych spacerów, które stanowiły element rutyny po dniach, kiedy praca najbardziej dawała nam w kość. Pod koniec miesiąca wskutek nieuwagi elektryka doszło do wybuchu pożaru. Ogień rozprzestrzenił się w zawrotnym tempie, powodując zagrożenie dla życia i zdrowia personelu. Ewakuacja całego budynku odbyła się w trybie natychmiastowym. Niestety, kilka osób zostało zatrzaśniętych w windzie, która runęła z piętnastego piętra. Śmierć na miejscu poniosła piątka pracowników, w tym moja Lexa.

*

Wczesną wiosenną porą przechodziłam przez nowojorskie dzielnice. Trzymając w rękach dwa tekturowe kubki wypełnione świeżo parzoną kawą nieśpiesznie kierowałam się w stronę miejsca pracy. Na pamięć znałam każdą krzywiznę chodnika. Lampy, drewniane ławki i liściaste drzewa niezmiennie znajdowały się na swoim miejscu, podobnie jak przygarbiona wychudzona dziewczyna w czarnej bluzie. Od wielu miesięcy wychodziłam kwadrans wcześniej z mieszkania, aby móc usiąść obok bezdomnej w parku i bez pośpiechu zamienić z nią parę zdań. Posiadany przeze mnie majątek, choć niezbyt oszałamiający, pozwalał mi na codzienne ofiarowanie szatynce garści banknotów, dzięki którym dotąd nie umarła z głodu czy wyziębienia. Każdy mój poranek w ciągu tygodnia wyglądał niemal identycznie. Wkroczywszy na teren miejskiego parku przysiadałam się do ławki zajętej przez zaprzyjaźnioną posiadaczkę najpiękniejszych zielonych oczu. W pierwszej kolejności podałam jej jeszcze parującą kawę. Następne piętnaście minut spędziłyśmy jak zwykle na beztroskiej rozmowie o wszystkim i o niczym. Prowadzenie z nią konwersacji przychodziło mi z niebywałą łatwością. Gdybyśmy tylko miały sposobność nasze rozmowy zapewne ciągnęłyby się w nieskończoność. Nim kontynuowałam wędrówkę do pracy ukradkiem włożyłam pieniądze do kieszeni jej bluzy. Nigdy nie chciała przyjąć ich dobrowolnie, dlatego zwykle odwracałam uwagę zielonookiej, pozostawiając ślad szminki na jej zarumienionym od chłodnego wiatru policzku. Lexa uważała, że nie zasługuje na takie przejawy dobroci od drugiego człowieka, że nie jest warta mojej życzliwości, co moim zdaniem było totalną bzdurą. Droga powrotna z miejsca zatrudnienia wyglądała bardzo podobnie. Wówczas przynosiłam jej obiad spakowany w styropianowe pudełko. Wręcz codziennie podczas konsumpcji posiłku namawiałam ją na przeprowadzkę do mnie lub chociażby bardziej znaczącą pomoc finansową z mojej strony. Za każdym razem spotykałam się ze stanowczą odmową, co łamało mi serce. Gdyby tylko mi pozwoliła oddałabym jej cały świat. Chciałam dla niej jak najlepiej. Byłam w niej zakochana po uszy, chociaż starałam się to ukryć, by przypadkiem nie wystraszyć dziewczyny. Poranna oraz popołudniowa rutyna zmieniła się po siedmiu miesiącach. Szłam nieprędko w kierunku naszego stałego miejsca spotkań. Tym razem wyczekiwała na mnie przed bramą wejściową do parku. Strumienie łez ciurkiem spływały po muśniętej lekką czerwienią kościach policzkowych. Zarejestrowawszy wzrokiem moją osobę dosłownie wbiegła we mnie, tym samym wytrącając kubki z moich rąk. Ich ciekła zawartość rozlała się po kostkach brukowych, ale to już nie był nasz problem. Ściskałam ją coraz mocniej w swoich ramionach, podczas gdy ona szlochając mówiła jak bardzo mnie kocha. To był moment, w którym mnie rozpoznała. Następnego dnia wprowadziła się do mojej skromnej kawalerki z szerokim uśmiechem na ustach i łzami w oczach. Nasza nowojorska sielanka nie trwała zbyt długo. Wcześniej wspomniana sytuacja miała miejsce dwa tygodnie przed tym, jak pijany kierowca potrącił ją, gdy przechodziła na pasach dla pieszych, trzymając bukiet czerwonych róż oraz pudełko ze srebrnym pierścionkiem w środku.

Nie rozpoznajesz mnie? | ClexaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz