Rozdział 63

834 87 65
                                    

Lexa, wybaczam ci.


Dzień 01
Niczym kameleon upodobniłaś się do białych ścian, o które echem odbijają się dźwięki wydawane przez przypięte do twojego ciała szpitalne urządzenia. Leżysz spokojnie, jak Królewna Śnieżka. Gdyby nie obecność maszyny oddychającej za ciebie byłabym skora uwierzyć, że zasnęłaś na moment. Oczami wyobraźni widzę jak unosisz powieki i z szerokim uśmiechem oznajmiasz, że jestem w ukrytej kamerze. Z początku wściekłość przeważa, ale po policzkach spływają łzy szczęścia, ponieważ okazuje się, że najgorszy koszmar przeobraził się w idiotyczny dowcip. Rzeczywistość jest zasadniczo brutalniejsza. Obecnie odbywasz najtrudniejszą walkę. Walkę o własne życie. Jestem święcie przekonana o twojej wygranej przed upływem trzydziestu dni.
Titus pierwszy raz pozytywnie mnie zaskoczył. Dobrowolnie poinformował mnie o twojej woli. Biorąc pod uwagę jego charakter, po prostu chciał nacieszyć się widokiem niewyrabiającej psychicznie dziewczyny, która zbezcześciła dobre imię jego firmy, umawiając się z jego podopieczną. Aczkolwiek istnieje minimalna szansa, że odnalazł w sobie resztki człowieczeństwa i zlitował się nad "emocjonalnie chwiejną nastolatką". Odpowiedzi raczej nigdy nie uzyskam. Właściwie nie obchodzi mnie jego motyw. Istotne jest to, że owa informacja dotarła do mojej osoby. Wówczas serce stanęło jak rażone piorunem. Pierwszy raz poczułam jak śmierć składa pocałunek na mojej skroni, z której ciekła kropla zimnego potu. Nie mam różowego pojęcia, co gościło w twojej głowie podczas wypełniania świstka, na mocy którego odłączą cię od aparatury stanowiącej ostatni most łączący cię z tym światem, ze mną, jeżeli nie wybudzisz się w przeciągu następnych trzydziestu dób. W bieżących okolicznościach siedemset dwadzieścia godzin wydaję się ulotną chwilą, która może upłynąć w mgnieniu oka.
Zdecydowałam się poświęcić kartki zeszytu na spisanie myśli dopóty, dopóki ponownie nie otworzysz oczu. Lepiej, aby spoczęły na papierze, niż szaleńczo plątały się po zakamarkach mojego umysłu, tym samym powoli doprowadzając do utraty zmysłów. W ubiegłym roku skrupulatnie prowadziłam zapiski związane z wydarzeniami, mającymi miejsce w koszmarach. Gdy nasza znajomość przeistoczyła się w silne uczucie przestałam odczuwać potrzebę wylewania na papier odczuć związanych z nimi. Wówczas ty stałaś się moją prywatną ostoją. Twój uśmiech przynosił mi ulgę. Natomiast życzliwe spojrzenie zielonych tęczówek odciążało barki. Koszmary zeszły na drugi plan, gdyż po wyczerpujących nocach zawsze czekał mnie dzień spędzony w twoim towarzystwie. Nieświadomie wszystko mi wynagradzałaś.
Dostałam porządną nauczkę. Nigdy nie powinnam ignorować koszmarów. Umarłaś w nich. A potem... Potem miałaś wypadek, na skutek którego... Rozumiesz do czego dążę? Wydaje mi się, że są w nich odpowiedzi lub chociaż wskazówki. Jeszcze nie wiem na co i do czego, lecz przesiadując na terenie szpitala przestudiuję notatki od deski do deski. Obiecuję ci to.
Nie opuściłam zakładu lecznictwa zamkniętego od kiedy znalazłaś się pośród jego murów. Twój lekarz prowadzący nie pozwala mi przesiadywać przy twoim łóżku zaraz po operacji, dla twojego dobra. Spokojnym głosem prosi o cierpliwość. Miałam ochotę mu nagadać wykorzystując ostatki wigoru, lecz matka mnie powstrzymała. Ręczy za niego, więc powstrzymuję się od wszczęcia burzliwej argumentacji. Pozostało mi (cierpliwe) warowanie pod drzwiami od twojej sali. Od siedzenia w jednej pozycji spuchły mi kostki. Pod wpływem ogromnej ilości stresu w pewnym momencie mój organizm wyłączył się na kilkanaście czy kilkadziesiąt minut. Ocknęłam się przykryta kocem. Najprawdopodobniej pielęgniarce zmiękło serce na mój widok. Pled był szary w czarną kratkę, miękki w dotyku, wciąż pachniał proszkiem do prania. Mimo to nie dorównywał kocowi, który swego czasu mi podarowałaś. Dziś leży na dolnej półce szafy i wyczekuje chłodniejszych wieczorów. Nadal powinien roztaczać woń twoich perfum oraz szamponu do włosów.
Nie potrafię się z tobą rozstać. Ograniczyłam spożycie płynów, aby rzadziej chodzić do toalety. Nie mogę przegapić momentu twojego oprzytomnienia. Nie wybaczyłabym sobie tego. Zamierzam wyjść ze szpitala dopiero z tobą, co oczywiście nie podoba się mojej matce i przyjaciołom. Próbowali mnie przekonać do choćby kilkugodzinnego powrotu do domu. Na próżno. Jedyną osobą, która ruszy mnie z tego krzesła jesteś TY. A jest ono cholernie niewygodne, więc będę wdzięczna jak się pośpieszysz.

Nie rozpoznajesz mnie? | ClexaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz