Rozdział 62

671 80 58
                                    

Clarke POV

Powitałam nowy dzień przepełniona szczęściem. Przyjemne ciepło rozlewało się od palców u stóp aż po cebulki włosów na czubku głowy. Natomiast jego źródło mieściło się po lewej stronie klatki piersiowej. Przenośne motyle wykonywały nieszablonowe sztuczki entuzjastycznie fruwając w jamie brzusznej. Jak każdego ranka uśmiech zagościł na moich ustach, wskutek czego policzki nieco zdrętwiały. Pozytywne emocje połączone z euforią towarzyszyły mi od kiedy Lexa nieoficjalnie wprowadziła się do griffinowego domu.

Poranki przeważnie spędzałyśmy pod cienką pościelą, gdzie zajadałyśmy wyśmienite śniadania przygotowane przez Woods. Z kolei popołudnia należały do najbardziej spontanicznej części każdego dnia. Dla przykładu, przedwczoraj urządziłyśmy piknik na pobliskim wzgórzu, tylko we dwójkę. Za to w środku tygodnia zdecydowałyśmy się na babski wieczór, w którym uczestniczyły także nasze przyjaciółki. Zaś wieczory spędzałyśmy w towarzystwie mojej mamy, gdy akurat nie pracowała na nocnej zmianie. Specjalnym gościem na czwartkowej kolacji był Kane. Swoją drogą, ich związek kwitł w najlepsze, co cieszyło nie tylko partnerkę Marcusa, ale i jej pierworodną. Musiałabym dłużej poszperać w pamięci, żeby odnaleźć wspomnienie, które podobnie jak teraźniejszość przypominało beztroską sielankę.

Zielonooka traktowała moją osobę niczym księżniczkę, bynajmniej nie zamkniętą w wysokiej wieży. Mogłam samodzielnie opuścić komnatę bez obawy o konfrontację z ziejącym ogniem smokiem. Oczywiście odwdzięczałam się partnerce z nawiązką. Nasze chwilowo beztroskie życie przerwał wyłysiały antagonista. Nieprzyjemne ciarki przeszły wzdłuż kręgosłupa, gdy dosłyszałam imię prawnego opiekuna Lexy. W przeciągu sekundy przed moimi oczami pojawiły się zdarzenia, do których doprowadził. W znacznej większości były to momenty wystawiające mój związek z Woods na próbę. Jednak nie spełniły pierwotnego zadania. Ironicznie wzmocniły one naszą więź.

Byłam gotowa poderwać się z łóżka i wraz z nią wybrać się do Titusa. Choćby tylko po to, by odebrać jej osobiste rzeczy z poprzedniego miejsca zamieszkania. Jednakże szatynka postanowiła stawić czoła swemu największemu wrogowi w pojedynkę. Twierdziła, że samodzielnie musi zamknąć ten rozdział. Na upartego mogłam pójść bez jej aprobaty, lecz odpuściłam usłyszawszy zapewnienia kasztanowłosej. Uszanowałam jej decyzję. Posiadała więcej doświadczenia w starciach z Titusem, dlatego uznałam, że moja obecność będzie zbędna.

Biorąc pod uwagę konsekwencje, wydawać by się mogło błahego postanowienia, będę targać za sobą wór wypełniony żalem dopóki nie wyzionę ducha. "Mogłam postąpić inaczej." - Powtarzałam sobie te słowa niczym mantrę. Liczne próby dodzwonienia się do Lexy spaliły na panewce. Późnym popołudniem domyśliłam się, że spotkanie nie poszło po myśli mojej dziewczyny. Zwykle w stresowych chwilach podjadałam słodkie bądź słone przekąski, jednak współczesna sytuacja nie należała do zwyczajnych. Chociaż organizm począł wykorzystywać zgromadzone zapasowe związki żołądek buntował się przed przyjęciem najmniejszego kęsa kanapki.

Nienawidziłam starszego mężczyzny każdą komórką ciała, o ile biologicznie to możliwe. Posiadał od groma negatywnych cech, lecz nie sposób było przeoczyć ponadprzeciętny iloraz inteligencji tudzież jego wpływowość. Woods łatwo nie dawała sobą manipulować. Jednak brałam pod uwagę możliwość wyciągnięcia asa z rękawa, który Titus szykował przez ostatni tydzień. Ta opcja logicznie wyjaśniałaby brak odzewu z jego strony. Nigdy nie uwierzyłam, że zwyczajnie odpuścił.

W akcie desperacji usiadłam za kierownicę. Zatrzymałam się dopiero pod jego posiadłością. Stojąc przed masywną bramą byłam w stanie spostrzec zarys jego sylwetki w oknie. Marynarka, szklanka w dłoni, wąska i długa szyja, która utrzymywała okrągłą, łysą głowę. Wdusiłam domofon. Mroczna postać nie zrobiła nawet kroku. Po pół godzinie maltretowania przycisku poddałam się. Chociaż dzieliła nas spora odległość, dałabym sobie rękę uciąć, że na jego twarzy spoczął szyderczy uśmieszek. Trwając w bezruchu tylko marnowałam czas, więc rozpoczęłam poszukiwania szatynki na własną rękę. Lexa Woods przepadła jak kamień w wodę.

Nie rozpoznajesz mnie? | ClexaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz