Rozdział 19

1.4K 158 38
                                    

Clarke POV

Człowiek ma prawo odczuwać zmęczenie m.in. wskutek intensywnego wysiłku. Ja tymczasem leniwie rozsiadłam się na kanapie, przytulając poduszkę do powoli unoszącej się i opadającej klatki piersiowej. Przemęczenie odczuwane przez moją osobę, nie było spowodowane wydatną aktywnością mięśni. To moje myśli prowadziły zażartą gonitwę niczym konie wyścigowe. One powodowały uczucie nieustannego wyczerpania organizmu. W mojej głowie panował bezkresny bałagan. Podczas gdy brunetki prowadziły luźną konwersację o błahostkach, ja starałam się choć w niewielkim stopniu uporządkować nieład rządzący w umyśle.

Koszmary niezmiennie, bezlitośnie nękały mnie każdej nocy. W trakcie nieobecności Woods, zielonooka z koszmarów również nie raczyła zaszczycić mnie swoją obecnością. To sprawiło, że tęskniłam za nią jeszcze bardziej. Przełom nastąpił wczorajszego, późnego wieczora.

Mężczyzna, którego spotkałam na siłowni, gdzie zostałam zaciągnięta siłą przez Reyes, wbrew woli zaprowadził mnie do stolicy. Oszczędzę detali, w jaki sposób się tam znalazłam. Osoba, która zleciła Roanowi uprowadzenie mnie, okazała się zdradziecka Komandor. Oznajmiła, iż potrzebuje pomocy. Hipokrytka, najpierw sprzeniewierza mi się, a następnie prosi o wsparcie z mojej strony. Zgadza się, przeprosiła mnie, lecz w odpowiedzi splunęłam na nią, w dosłownym tego słowa znaczeniu. To tyle na temat wydarzeń, mających miejsce w moich pokręconych snach.

Teraz przejdźmy do rzeczywistości. W zeszłą sobotę byłam na domówce u Murphyego. Tak jak wspomniałam brunetce, poznałam tam kilka osób z innych klas maturalnych. Początkowo, szczególnie jedna dziewczyna spędzała dość dużo czasu w moim towarzystwie, ale kiedy zjawiła się Blake, tamta zwyczajnie zniknęła i tyle ją widziałam. Dopiero później uświadomiłam sobie, że nie poznałam nawet jej imienia. W zasadzie, wydawała się istotnie miła oraz rozrywkowa.

Wydarzenie, o którym nikomu nie wspomniałam, a miało ono miejsce kilkadziesiąt minut później, niepowstrzymanie wierciło mi dziurę w czaszce z siłą porównywalną do młota pneumatycznego. W okazałym skrócie – pocałowałam kogoś, a raczej ten ktoś mnie. Nazywała się Niylah, lecz nie o nią mi chodzi, to co zaszło między nami można śmiało nazwać pomyłką. Zaraz po krótkotrwałym całusie, wyszłam w trybie natychmiastowym z imprezy, bez żadnych dodatkowych tłumaczeń i wróciłam pośpiesznie do domu jedynie w towarzystwie własnego cienia, który stworzony został przez widniejący na nieboskłonie księżyc.

Ten idiotyczny oraz nic nieznaczący pocałunek, uświadomił mnie w przekonaniu, że wcześniej ktoś już zdążył zasmakować moich warg. Dla sprostowania, nie mam na myśli Finna. Nawet nie chcę wspominać o tym dupku. Przypomniałam sobie pijacki pocałunek sprzed miesiąca z Lexą. Najwyraźniej, moja pamięć potrzebowała dobitnego bodźca, aby się dobudzić.

W pierwszym momencie z nie do końca znanych mi powodów ucieszyłam się, lecz uśmiech w zawrotnym tempie opuścił moją znużoną twarzyczkę. Bliższy kontakt naszych warg, został bezwątpliwie zainicjowany przeze mnie, poniekąd zmusiłam ją do tego. Zielonooka nigdy nie wspomniała o tym incydentalnym zdarzeniu, a ten fakt równoznaczny jest z jej dezaprobatą. Musi uważać to za błąd, który pod żadnym pozorem nie powinien mieć miejsca. Pozostaje mi tylko uszanowanie decyzji brunetki, pomimo ogromnej chęci ponownego pocałunku.

Nasza relacja, pechowo ograniczyła się wyłącznie do przyjaźni. Zamiast narzekać, powinnam się kontentować, że otrzymałam aż tyle. Poznanie Woods to najlepsze, co mogło się przytrafić w mym monotematycznym życiu. Gdyby nie ona, najprawdopodobniej wpadłabym w desperacki obłęd przez koszmary, być może wylądowałabym na oddziale psychiatryczny w szpitalu. Przed pojawieniem się zielonookiej otrzymywałam wsparcie od Raven, jednak jest to innego rodzaju podpora.

Nie rozpoznajesz mnie? | ClexaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz