Rozdział 48

1.2K 119 22
                                    

Clarke POV

Podeszłam do okna, aby podwyższyć roletę, blokującą wejście promieniom słonecznym do sypialni. Zbliżał się wieczór, niebo przybrało pomarańczową barwę z uwagi na gwiazdę powoli znikającą za horyzontem. Zaobserwowawszy ładną pogodę na zewnątrz uchyliłam okno, wpuszczając do dusznego pomieszczenia dawkę świeżego powietrza.

Zakończywszy podziwianie warunków atmosferycznych powróciłam do towarzyszki, spokojnie leżącej na materacu. Słońce pieściło jej nagą skórę, podkreślając zarysy odsłoniętych mięśni pleców oraz ramion. Poświęciłam dłuższą chwilę na podziwianie zgrabnego ciała szatynki. Sztukę zawsze powinno się doceniać, zwłaszcza tę stworzoną przez Matkę Naturę. Półświadomie nawilżyłam wargi zwinnym ruchem języka, co zainteresowało spostrzegawcze zielone tęczówki. Wiatr powiał po moim karku, mimo to nadal było mi gorąco, chociaż nie byłam chora. Czułam się wręcz znakomicie. Nie sposób było oderwać od niej wzrok. Cykl pracy mojego serca przyspieszył, a w podbrzuszu zagościła chmara owadów.

- Pospiesz się trochę, Clarke - mruknęła, chowając twarz w poduszkę. - Umówiłam się z Lincolnem na siłownię za godzinę.

Nie miałam nic przeciwko pracowaniu pod presją ograniczonego czasu. Jednak preferowałam bezgraniczny okres na zakończenie dzieła. W szczególności, gdy dopiero uczyłam się nowej techniki. W tym przypadku było to malowanie po ludzkiej skórze. Najlepszego rodzaju płótno miałam tuż przed nosem. Woods wyraziła zgodę na wcielenie w życie mojej nagłej zachcianki, za co otrzymała niewerbalne podziękowania w postaci serii pocałunków. Stwierdziła, że było warto, choćby dla tych całusów oraz uśmiechu, który zagościł na moich ustach.

Powędrowałam na swoje ówczesne miejsce, znajdujące się na zgrabnych pośladkach dziewczyny. Naturalnie wybrałam takową pozycję z uwagi na najlepszy punkt widzenia na jej grzbiet, obecnie w niewielkim stopniu pomazanym specjalną farbą. Chociaż nie narzekałam na dodatkowe korzyści. Podrapałam ją w okolicach kości potylicznej oraz za uchem. W konsekwencjach usłyszałam mruczenie w wykonaniu szatynki. Rozczochrane, kasztanowe loki przyozdabiały poduszki.

- Zgodziłaś się dobrowolnie - upomniałam ją, oddalając dłonie od jej głowy. - Wena nie wybiera.

Poprawianie się na kształtnych czterech literach zaowocowało kolejnymi pomrukami ze strony Woods. Mój szop na czas nieokreślony przeistoczył się w kocura, domagającego się zainteresowania swoją osobą. Nie przyznawała się do tego, lecz wiedziałam, że takowa forma spędzania wolnego czasu przypadła jej do gustu, może nawet bardziej niż bieganie. Dla mnie wszystko było lepsze od kolejnego morderczego galopowania w nieokreślonym celu.

Ubrudziłam prawą dłoń brązową farbą. Rozprowadziłam ją wzdłuż kręgosłupa, po czym opuszkami palców zadbałam o detale, przypadkowo drapiąc powierzchnię skóry paznokciami. Użyłam mokrego ręcznika w celu usunięcia niechcianego nadmiaru ciemnego koloru. Można rzec, iż połączyłam przyjemne z pożytecznym, ponieważ dodatkowo zafundowałam ochotniczce masaż przed czekającym ją intensywnym wysiłkiem fizycznym.

Efekt końcowy, jak na pierwszy raz był zadowalający. Jednak malunek był w nieznacznym stopniu odmienny od tego, który posiadałam w głowie. Winę za to mogłam zrzucić na, co rusz pospieszającą moje poczynania partnerkę pode mną. Jeżeli każde pomalowane przeze mnie płótno by tak marudziło, już dawno porzuciłabym malarstwo i przerzuciła się na tworzenie grafik komputerowych.

Sięgnęłam po telefon oraz upamiętniłam pierwsze dzieło tego typu, które wyszło spod moich rąk. Była to kwitnąca wiśnia zakorzeniona na samotnym wzgórzu. Niby nic trudnego, ale dopieszczanie każdego płatka z osobna bywa pracochłonne. W następstwie pościel musi niezwłocznie odwiedzić pralkę.

Nie rozpoznajesz mnie? | ClexaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz