Rozdział 65

989 64 68
                                    

Szmaragdowe tęczówki, czarna farba wokół dzikich oczu, splecione długie kasztanowe włosy, kształtne usta i zwinne ruchy. Nie mogło być mowy o pomyłce. Nasze powtórne spotkanie wydawało się nazbyt nierealne, jednakże zarówno odczuwane przeze mnie emocje, jak i ból przeszywający od stóp do głów były niebywale rzeczywiste. Dlatego pozwoliłam sobie na założenie, że obraz stojącej naprzeciw mnie Lexy kom Trikru nie jest tylko figlem bujnej wyobraźni a autentycznym faktem.

Żadne przymiotniki nie były w stanie precyzyjnie opisać uczucia, które przepełniało moje serce, gdy ponownie ją zobaczyłam, usłyszałam, dotknęłam, przytuliłam, pocałowałam. Byłam w stanie poczuć jej ciepły oddech na rozgrzanych prawie do czerwoności policzkach oraz jej przyjemny zapach w zmarzniętych nozdrzach. Na krótki moment opuściłam Miasto Świateł i znalazłam się w azylu, który składał się z dwóch ramion oraz rytmicznego pulsu.

Dzięki drastycznemu wzrostowi poziomu adrenaliny w krwiobiegu na moment zapomniałam o fizycznych dolegliwościach, dotychczas zginających mnie wpół. Niestety, okres ten był niezwykle krótki i już po upływie chwili znowu odczuwałam wszystkie boleści, które zwiększyły swoją intensywność nawet trzykrotnie. Jednak nie mogłam pozwolić sobie na marnowanie czasu użalając się nad własnym stanem zdrowotnym.

Najważniejsze, że byłam w stanie iść, co prawda nie do końca o własnych siłach, ale wkrótce przestałam korzystać z pomocnej ręki Komandor. Moim priorytetem było uratowanie świata, a przynajmniej tego, co z niego zostało. Dołączenie niespodziewanego towarzystwa było najbardziej pozytywną niespodzianką, jakiej doświadczyłam w trakcie swojego krótkiego pobytu w tym miejscu.

Szatynka dotrzymywała mi kroku podczas pogodni za nieznajomą dziewczynką, która pędziła przed siebie na różowym rowerze. Gdyby na szali nie wisiało życie tysiąca ludzi, w tym osób mi najbliższych, zapewne byłby to komiczny widok. Nie zdążyłyśmy dogonić niepełnoletniej, ponieważ na przeszkodzie stanęła nam metalowa siatka, zbyt wysoka by ją przeskoczyć. Pierwsze, i oby ostatnie, niepowodzenie.

Nim obmyśliłam plan B za plecami dosłyszałam głos chłopaka, z którym między innymi przyleciałam na Ziemię. Jasper Jordan. Kto by przypuszczał, że sprawy przybiorą właśnie taki obrót zdarzeń. Po tym jak nastolatek oberwał zatrutą dzidą pomogłam mu stanąć na nogi pod kątem zdrowotnym. To teraz, w tym także dzięki mnie, jest w stanie stać o własnych siłach. Szkoda, że znajdujemy się po przeciwnych stronach barykady.

Lexa zaraz po wykonaniu obrotu o sto osiemdziesiąt stopni wokół własnej osi instynktownie wyciągnęła obydwa miecze z pokrowców. Tym manewrem ukazała gotowość do walki. Wciąż pamiętałam, jak zakończył się jej pojedynek z Roanem. Bez dwóch zdań miał on o wiele większe doświadczenie w prawdziwej walce niż chłopak przybyły na Ziemię z kosmosu, a mimo to przegrał w starciu z Komandor.

Jasper nie był przerażony. Zamiast posłuchać głosu rozsądku bądź instynktu przetrwania stawiał kolejne kroki w naszym kierunku z niepokojącą pewnością siebie. Najwyraźniej nie dbał o własne życie. Zasygnalizowałam towarzyszce, by przypadkiem nie rzuciła się na niego niczym drapieżnik na niebagatelnie słabszą ofiarę. Chciałam uniknąć kolejnego rozlewu krwi. Tym bardziej tej obecnie płynącej w naczyniach krwionośnych człowieka, którego swego czasu uważałam za dobrego przyjaciela. Współcześnie nasza relacja stała pod wielkim znakiem zapytania.

On uważał Miasto Światła za miejsce doskonałe, bez skazy, niemal święte. Nie dostrzegał, a może raczej nie chciał dostrzec szkód, które wyrządziła ALIE. Zaparcie bronił sztucznej inteligencji. Na każdy mój argument znajdywał kontrargument, chociaż osoba o zdrowych zmysłach raczej nie zaaprobowałaby jego poglądów. Komandor, ewidentnie podirytowana jego bezsensownym bełkotem, zaproponowała poszukanie kolejnego znaku. Nawet nie zdążyłam rozważyć jej pomysłu, bo zza zaułka wyłonił się tłum podwładnych sztucznej inteligencji w czerwonej sukni wraz z Jahą na czele. To właśnie były kanclerz doprowadził do tej sytuacji, natomiast ja byłam osobą wyznaczoną do zakończenia tego szaleństwa. A niby to dorośli są bardziej odpowiedzialni.

Nie rozpoznajesz mnie? | ClexaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz