I

3.9K 207 108
                                    

Gorący, australijski wiatr rozwiewał rdzawe kłęby kurzu, wzniesione przez kopyta kłusującego gniadosza. 

Słońce wisiało wysoko na bezchmurnym, błękitnym niebie. Gdzieniegdzie kołysały się kępy suchej trawy. W oddali majaczyły pokaźnych rozmiarów budynki - stajnie wujka Johna. 

Niewysoka szatynka siedząca na grzbiecie wałacha, westchnęła głęboko, patrząc na otaczający ją krajobraz. Zwolniła do stępa, jednak mając świadomość, że musi być w domu na obiad.

— Bezzy... dlaczego muszę stąd wyjechać? — zapytała konia, spoglądając jeszcze raz wokoło.

Gniadosz w odpowiedzi tylko cicho parsknął... 

****

— Naprawdę muszę wyjeżdżać, wujku? — zapytałam, trącając kotleta widelcem.

— Ana, wiesz dobrze, że musisz. Wszyscy nie mogą się doczekać twojego powrotu. — Odparł mężczyzna z australijskim akcentem. - Będziemy za tobą tęsknić. Szczególnie Bezzy. Nie mam pojęcia, co z nim poczniemy.

— Jestem w stanie się poświęcić i zostać — uśmiechnęłam się.

— Oj, takie poświęcenie to chyba nagroda, co? — Zaśmiał się w odpowiedzi John. — Idź się pakować, niedługo musimy być na lotnisku.

Wstałam, posprzątałam naczynia i poszłam do pokoju. Po drodze minęłam ciocię Emmę, wracającą z lekcji jeździectwa. Wymieniłyśmy się uprzejmościami, po czym zniknęła mi z oczu. 

Zabrałam się za pakowanie walizki. Okazuje się, że łatwiej jest się spakować i przylecieć, niż się spakować i odlecieć. Spędziłam dobrą godzinę na snuciu koncepcji, jak mogłabym upchnąć wszystko w tej walizce. 

— Ana, gotowa? — usłyszałam głos wujka dobiegający z dołu.

— Nie mogę dosunąć walizki! — odkrzyknęłam w odpowiedzi.

Słyszałam skrzypienie drewnianych schodów, kroki w korytarzu i w końcu drzwi mojej sypialni stanęły otworem. 

— Poproszę Max'a żeby znalazł jakieś pudełko. Złóż tam rzeczy które się nie zmieściły, wyślemy ci paczkę pocztą.

Max był moim kuzynem, starszym ode mnie o dwa lata i urodzonym w Australii. Miał brata w moim wieku, ale z Davidem nie dogaduję się najlepiej. Uważa, że nie jestem konsekwentna i myślę o niebieskich migdałach:

— Nie myśl o księciu z bajki, tylko skup się na zagalopowaniu z prawej nogi! Nie będę tu sterczał cały dzień! — krzyczał któregoś dnia, na którymś treningu.

— Co cię obchodzi, o czym myślę? — odparłam, starając się zmienić nogę w galopie.

— Twoje myślenie zajmuje mi czas, który mógłbym poświęcić na tysiące bardziej interesujących rzeczy! 

— Ty nie masz bardziej interesujących rzeczy do zrobienia niż gapienie się w jeden punkt... — Odcięłam. — Nawet jeśli myślę o chłopaku, to on jeździ konno.

— Nie ma takich. — Na jego słowa roześmiałam się głośno. — Nie ma chłopaków przystojnych, jeżdżących konno i na tyle cierpliwych żeby z tobą wytrzymali.

— Przestań biadolić, wanker*... może i nie ma. Pomarzyć zawsze mogę — zmieniłam kierunek galopu.

— Ale nie na treningu!

...no, jakoś tak to było...

Od razu sprostuję! Nie, wtedy wczale nie marzyłam o księciu na cudownym rumaku, bo:

Czarne WstążkiWhere stories live. Discover now