VI

1.1K 124 47
                                    

— Mamo, wiesz kto w końcu pojedzie na zawody za tydzień? — zapytałam, kiedy kobieta gotowała obiad.

Nie przerywając mieszania zupy, odpowiedziała:

— Ty.

— Skąd wiedziałaś?— udałam zaskoczenie.

— Mówisz mi to trzeci raz... 

Nie poczułam się urażona słowami mamy. Byłam świadoma tego, że powtarzałam to setki razy, ale na tym właśnie polega technika motywacji.

Im więcej osób wie o twoim celu, tym więcej starań dołożysz by wypaść dobrze.

A wolę powtórzyć czasami kilka razy, by potem nikt nie zapomniał. 

— I tak mało osób wie... — powiedziałam do siebie.

— To nie wszyscy jeszcze wiedzą? — zapytała mama, wreszcie na mnie patrząc, a ja zaśmiałam się krótko. 

Patrzyłam dalej jak gotuje obiad, a w głowie miałam myśl, że moje życie w końcu się zmieni.

—Będzie dobrze, kochanie.   — Odezwała się kobieta, widząc moje zamyślenie.  — Masz świetną instruktorkę, świetnego konia, musisz wygrać. 

Oczywiście nie powiedziałam jej o moich perypetiach w stajni w ostatnich dwóch tygodniach. Jednak musiałam się z nią zgodzić, chociaż w jednym stopniu: Santisa jest zdolną klaczą. 

Nie wiedzieć czemu, w głowie pojawił mi się obraz pani Joasi. 

Znowu poczułam wyrzuty sumienia. Tydzień temu zastałam stajnię zamkniętą, ale nie przyjechałam następnego dnia, żeby sprawdzić, czy wszystko w porządku. 

Chociaż sama właścicielka kazała mi nigdy nie wracać, czuję dziwny ucisk w sercu. 

Czy kiedyś jeszcze zawitałabym do tamtej stajni, gdyby ta kobieta nie kazała mi zapisać się do innej szkołki? Jasne, że nie. Ale czy zostałabym, gdyby powiedziała mi, że mam zostać? Myślę, że też nie.

Ale dlaczego odeszłam, kiedy kazała mi nigdy nie wracać? 

— Zaraz wracam — rzuciłam, niemal wybiegając z domu. 

Chciałam jak najszybciej znaleźć się w stajni pani Joanny. Wsiadłam na rower i zmotywowałam każdy mięsień to maksymalnego wysiłku. Dopiero co wyjechałam z bramy, rozległ się dzwonek mojego telefonu. Odebrałam połączenie od mamy, nie zatrzymując się.

— Nie masz przypadkiem treningu za trzydziestu minut? Czy chcesz jechać rowerem taki kawał drogi? 

Zahamowałam, a spod kół roweru wystrzeliły drobne kamyczki, kiedy zjechałam na pobocze. 

— A-ah... No tak... Za minutę będę — rozłączyłam się i znów poczułam ciężar na sercu. 

****

Miałam naprawdę kiepski humor, kiedy siodłałam Santisę. Do tego stopnia skupiłam się na swoich myślach, że za mocno dociągnęłam popręg, a klacz skubnęła mnie w ramię zębami. Zabrałam rękę, ale czułam pieczenie skóry pod materiałem koszuli. Westchnęłam i wyprowadziłam konia z boksu. 

Dzisiejszy indywidualny trening nie mógł mi pójść dobrze. Gdzieś z tyłu głowy miałam dziwne odczucie, przez które nie mogłam odzyskać spokoju. Skutkowało to tym, że Santisa była spięta i ciężko było mi z nią współpracować. Mimo tego, jakoś przebrnęłyśmy przez rozprężanie. 

Kiedy pracownicy rozstawiali przeszkody, ja jeździłam przez drągi po ósemkach. Santisa co chwilę się potykała, a ja musiałam łapać równowagę. 

Czarne WstążkiWhere stories live. Discover now