XXXII

912 119 102
                                    

 Szum jadącego pociągu sprawił, że moje przyjaciółki zasnęły, szybciej niż przewidywałam. 

Ja oparłam czoło o zimną szybę i mimo usilnych prób, nie mogłam zmrużyć oka. Na zewnątrz świat pędził z prędkością osiemdziesięciu kilometrów na godzinę, a ja zaczęłam przywoływać wspomnienia ubiegłych dni.  

Ostatni raz byłam w klubie jeździeckim na początku tygodnia, jednak nie mogę zapomnieć tego, co tam zobaczyłam. 

 Można było łatwo się domyślić, że chłopaki poniosą konsekwencje za incydent z alkoholem. Nie przejmowałam się tym, bo niby co trenerzy mogliby zrobić członkom klubu? Kazać im wyczyścić stajnie? Dodać jakieś ćwiczenie do treningu? Przecież dla nich to by była pestka... 

Dlatego nie mogło być tak łatwo.

****

Musiałam wrócić pod boks Faila, bo zostawiłam telefon w jego skrzynce na szczotki. 

Coś kazało mi zajrzeć przez okno przy myjce i wtedy zamarłam wpół kroku. Janek i Aleksander robili pompki na brukowanym chodniku, który biegł między stajniami. Często przeglądałam się im podczas ćwiczeń, więc nie to mnie zdziwiło. Brzeziński nie miał już usztywnienia na ręce, jednak podpierał się tylko prawą, chcąc oszczędzać zwichnięty kiedyś staw. Imponowało mi to, że chłopcy robią pompki na jednej ręce. Ja mam koszmarne problemy z normalnymi, jednak jako dziewczynie trzeba mi wybaczyć. 

Jednak wtedy do Olka podszedł rosły mężczyzna, którego jeszcze nie poznałam. Stanął do mnie bokiem i przez chwilę patrzył na plecy szarookiego. Wtedy podniósł prawą stopę i postawił ją między łopatkami Brzezińskiego, co mnie totalnie zaskoczyło. Z oburzeniem patrzyłam, jak mężczyzna naparł na chłopaka, któremu mięśnie drżały z wysiłku, jednak nie przestawał wykonywać ćwiczenia. Przychodziło mu to coraz ciężej, aż w końcu ciało odmówiło posłuszeństwa i upadł. 

To samo stało się z biednym Jankiem. 

Nawet z tej odległości widziałam jak ich drżą mięśnie. Mężczyzna nawet nie dał chłopakom kilku chwil oddechu i krzykiem zmusił ich do wstania. 

 Obserwowałam, kiedy biegli przez tor crossowy, z plecakami trekkingowymi wypełnionymi kamieniami. Domyśliłam się, dlaczego Janek musiał pożyczyć go od Brzezińskiego, skoro tak wygląda ich trening. Potykali się raz za razem. Najgorszy był ten mężczyzna, który nie odstępował ich na krok, nie dając im chwili wytchnienia. 

Powstrzymałam łzy i odeszłam jak najdalej, nie mogąc patrzeć na ich zmęczenie. 

*

—Na ten tydzień to wszystko. 

— Dziękuję trenerze  — odparłam i skierowałam kroki w kierunku stajni, by stamtąd zabrać swoje rzeczy. 

Do zawodów Wiktora zostało pięć dni, a w klubie i tak nie miałam nic do roboty. Postanowiłam pożegnać się ze wszystkimi i jechać do domu, by tam spędzić resztę dnia. Musiałam dopiąć na ostatni guzik kwestię wyboru szkoły średniej, chociaż od zawsze wiedziałam gdzie będę się uczyć. Teraz to tylko formalność. 

Pozbierałam swoje rzeczy i wrzuciłam do plecaka, zdawkowo żegnając się z Failem. Na koniec mojego pobytu w klubie wpadłam do szatni i zobaczyłam Jasia, który przykładał worek lodu do prawego kolana. 

Na mój widok rozpromienił się nagle i zaczął mówić o czymś w swojej gwarze. 

— Coś się stało? — przerwałam mu. 

— Potknąłem się na treningu, to nic takiego — zbył mnie machnięciem ręki. — Jedziesz z nami na bitwy? 

—Ja... mam inne plany, w weekend nie będzie mnie w domu. 

Czarne WstążkiWhere stories live. Discover now