LXV

1K 101 344
                                    

Położyłam się do łóżka, rozmyślając nad dzisiejszą kolacją. Cudownie było ją spędzić razem z całym klubem, niczym jedna wielka rodzina. Na pewno będę ją wspominać przez długie, długie lata.

Opadłam na poduszki, wbijając rozmarzony wzrok w sufit. Ten dzień nie mógł być lepszy. Szczególną wagę przywiązuję do mojej rozmowy z Olkiem, której się w zasadzie nie spodziewałam, ale pragnęłam jak niczego innego. W końcu święta to czas magii i miłości, prawda?

No właśnie. Magii i miłości. W nowym roku wreszcie wypadałoby dojrzeć do dorosłego życia.

W tamtej chwili rozległo się ciche pukanie do drzwi. Uniosłam się na łokciach, gdy dostrzegłam srebrne oczy wpatrujące się we mnie przyjaźnie. W rękach chłopak trzymał zwój światełek, którymi pomachał na wysokości twarzy.

  — Zapomniałaś o nich, w końcu idą święta, elfie. 

Szybko podszedł do okna i zabrał się do rozplątywania kabli. Spoglądał na mnie co jakiś czas, jakby chciał się upewnić, że nie śpię.

  — Dekorowanie pokoju jest dla ciebie aż takie ważne?

 — Lubię dobry klimat, nie wiń mnie za to. Osobiście dopilnowałem, żeby każdy miał je u siebie— nie potrzebował żadnego stołka, by dosięgnąć karnisza.

Obserwowałam jak sprawnie radzi sobie ze światełkami. Nie musiałam oferować swojej pomocy, skoro tak dobrze mu szło, ale zapadła cisza, którą bardzo chciałam przerwać.

  — Czemu dzisiaj nie było dyrektora na Wigilii?— zapytałam, znajdując w tym pytaniu dobry pretekst do rozpoczęcia rozmowy.

 — Spędzają razem z Mają i Martą święta w Portugalii, na Maderze.

  — Nie pojechałeś z nimi? 

  — Takie rzeczy nie są dla mnie. Jestem tradycjonalistą i wolę spędzać święta we własnym domu, tutaj, w Polsce.

  — Nawet jeśli to oznacza, że spędzisz je sam? — zapytałam niepewnie, bojąc się reakcji szarookiego.

  — Po trzech latach można przywyknąć. 

Brzeziński wydawał się zupełnie nieprzejęty tą sytuacją. Był spokojny, jakby mówił o najzwyczajniejszej rzeczy na świecie, ale moje serce przeszył bolesny skurcz.

  — Pozwolili ci zostać?

 — No pewnie, czemu mieliby mi zabraniać? Przecież spędzam je z Jankiem w górach— Olek mrugnął do mnie, ale ten gest był przepełniony wymuszoną wesołością. — Podoba ci się?

Spojrzałam na migające białe światełka, których blask oświetlił twarz szarookiego ciepłem. Chłopak patrzył na nie przez kilka sekund i odwrócił się do wyjścia.

  — Dobranoc. Wesołych świąt.

 — Wesołych...— zanim zdążyłam dokończyć zdanie, Olek zamknął za sobą drzwi, zostawiając mnie z poczuciem bezsilności.

****

Do domu wróciłam wczesnym rankiem, by dokończyć przygotowania do Wigilijnej kolacji. Niewiele zostało jeszcze do zrobienia, ale moim obowiązkiem było zrobienie sałatki warzywnej i szarlotki. Resztą zajęli się moi rodzice, a nawet Filip przyłożył się w tym roku do posprzątania całego domu, jakby spodziewał się gościa. Zaczęłam się zastanawiać, czy w przeciągu tego miesiąca znalazł sobie jakąś dziewczynę, ale po dłuższej kontemplacji stwierdziłam, że to jednak niemożliwe.

Nasz dom był gotowy do Wigilii już o trzynastej. Dziadkowie przyjeżdżają przed siedemnastą, więc miałam bardzo dużo czasu na swoje przygotowania. Mogłam starannie wybrać strój, pomalować paznokcie, zrobić makijaż, a nawet fryzurę, na co zawsze brakowało mi czasu. Tym razem miało być jednak inaczej.

Czarne WstążkiWhere stories live. Discover now