LXIV

906 107 290
                                    

Po długim wahaniu bezszelestnie wślizgnęłam się do ujeżdżalni. Nie mogłam przeczuć, co mogłoby się za chwilę stać, więc przepełniona niepokojem rozejrzałam się dookoła. Byłam skołowana zachowaniem Brzezińskiego, tym bardziej po jego wiadomości. Miałam jednak wątpliwości co do tego, które zasiała we mnie moja własna mama, kiedy podzieliłam się z nią tą historią.

  — Jeśli tak zawzięcie chciał zerwać kontakt, to myślisz, że teraz mu się odmieniło? Magia świąt zadziałała za mocno?

 Odważyłam się napisać pod numer, który został zapisany na nieszczęsnym liście do Świętego Mikołaja. Czekałam z bijącym sercem na odpowiedź, wyobrażając sobie przeróżnych adresatów, ale kiedy usłyszałam dźwięk przychodzącego SMS'a, zamarłam. Spojrzałam na wyświetlacz.

To był ten sam numer.

Szybko odblokowałam telefon i odczytałam wiadomość:


Święty Mikołaju? Czy to Ty?         

         Prawie. Jutro 14 hala

Więc oto jestem. 

I oto rozwiały się moje wszystkie wątpliwości dotyczące właściciela numeru. Tej postawy nie mogłabym pomylić z żadną inną.

Ujrzałam go spacerującego na środku ujeżdżalni, z rękami w kieszeniach i spuszczoną głową. Jeszcze mnie nie zauważył, ciągle miałam szansę na odwrót. Ale czy jestem w stanie stchórzyć, kiedy sam półbóg wychodzi z propozycją rozmowy? Jest to dobre wyjście?

Nie mogę wiecznie uciekać od problemów, nawet jeśli one mają na imię Aleksander i patrzą na mnie srebrnymi oczami.

Był cały ubrany na czarno, co przywoływało mi na myśl wizję śmierci, która czeka na kogoś czeka. W tym przypadku szczęściarą byłam ja. Nie mogłam przestać o tym myśleć, mimo że już wiele razy przekonywałam się, że Olek to dobry chłopak.

Wolnym krokiem zaczęłam zbliżać się do niego, nie tracąc go z oczu. Chodził ciągle w tę i z powrotem, zupełnie pochłonięty swoimi myślami. Ciekawe co to jest? Możliwości było wiele, ale nie miałam zbyt wiele czasu na, by rozważyć wszystkie z nich. Z każdym krokiem odległość między nami zmniejszała się nieubłaganie, a ja czułam się jakbym biegła w stronę bezdennej przepaści.

Zaczęłam odczuwać lekki niepokój, ale moje nogi przejęły inicjatywę, jakby lepiej wiedziały, co w tamtej chwili robić. Krok po kroku, powolutku, bez pośpiechu znalazłam się na tyle blisko, bym mogła dostrzec logo producenta jego kurtki.

Stałam chwilę w miejscu, czekając aż zwróci na mnie uwagę, ale w końcu wzięłam głęboki oddech i odważyłam się odezwać. Olek był tak bardzo pochłonięty swoimi myślami, że wzdrygnął się, słysząc mój głos. Od razu poczułam wyrzuty sumienia, że zachodzę go od tyłu i straszę, w końcu mogłam rozegrać to inaczej.

Chłopak jedynie uśmiechnął się kącikiem ust, jakby był zażenowany zaistniałą sytuacją.

 — Już myślałem, że nie przyjdziesz.

 — Jest ślisko na drogach, trzeba było uważać.

Zapadło niekomfortowe milczenie, które zapragnęłam przerwać.

 — Więc to ty jesteś prawie Mikołajem?— uśmiechnęłam się lekko i postanowiłam zaryzykować. — Spodziewałam się kogoś z brodą.

  — Niepotrzebnie się ogoliłem — chłopak przyłożył dłoń do brody i uśmiechnął się lekko.

  — Jak to się stało, że przeczytałeś ten list? 

Czarne WstążkiWo Geschichten leben. Entdecke jetzt