LXXVII

759 85 208
                                    

Przejazd sam w sobie nie wymagał ode mnie umiejętności większych niż wymagano ode mnie na początku mojej jeździeckiej kariery. Przeszkody były niziutkie, Dragon nawet nie musiał się wysilać, żeby je pokonać. To mogłaby być rozgrzewka przed czymś naprawdę ważnym, co mogło być przełomowym momentem w moim życiu.

Tymczasem jednak to był przełomowy moment, jakiego potrzebowałam żeby pójść naprzód.

Olek i Janek niczym eskorta doprowadzili mnie do hali, gdzie wszyscy byli pochłonięci dobrą zabawą. Mało kto zwrócił na nas uwagę i wcale się tym nie przejęłam, jednak prawdziwy test miałam dopiero przed sobą.

Wsiadłam na Dragona, kiedy nadeszła moja kolej, a Olek objął szyję Dragona niespodziewanym gestem.

 — Nie goń iluzji. Zostaw to wszystko za sobą, bo w tej chwili najważniejszy jest przejazd. Wierzymy w ciebie, mała.

— Dziękuję — w geście wdzięczności chwyciłam go za dłoń, na krótką chwilę splatając nasze palce.

Wtedy chłopak posłał mi uśmiech tak budujący, że w jednej chwili uwierzyłam, że mogę dorównać Stwórcy i iść z nim ramię w ramię, wszechmocą sięgać każdego zakątka świata i cierpliwie czekać. Ta zuchwała wizja rzuciła na mnie blask, którego nie mogłam zmarnować, a przede wszystkim nie mogłam zawieść Aleksandra.

Od tamtej chwili aż do zakończenia przejazdu byłam nieobecna duchem. Czułam równy galop Dragona, korygowałam tor jazdy w razie potrzeby, ale robiłam to automatycznie. Moje myśli powędrowały gdzieś, gdzie pewnie nie powinny były być, ale nie miałam serca utrzymać ich w moim umyśle. Szczególnie po tym, jak zwykły uśmiech uskrzydlił je, wznosząc ponad obłokami zwykłych codziennych spraw.

Moje ciało nie próbowało dogonić duszy, robiło swoje, dążąc do wykonania swojego ziemskiego powołania. Bo o to tutaj chodzi. Pragnęłam doskonałości, ale w zasadzie nigdy nie była mi potrzebna. Jej sucha reguła, wyzuta z wszelkich ludzkich odruchów, nakazująca wszechobecną i wieczną bezbłędność była kulą u nogi. Ciężar tej nienamacalnej materii rządził moim losem, ściągając mnie w dół, coraz niżej i niżej.

Nie wiem, czy uderzyłam już o dno własnego człowieczeństwa. Nie bolało. Nie poczułam niczego. A może wciąż spadam? Albo moje błądzące w utopijnym świecie myśli ciągną mnie do góry? Więc nie spadam, a lecę?

Dziesięć przeszkód pokonałam, zanim zdążyłam skończyć ostatnią myśl. Nie zwróciłam uwagi na brawa i padające z każdej strony gratulacje. W jednej chwili dopadła mnie senność tak wielka, że najchętniej prosto z siodła zsunęłabym się do łóżka. Adrenalina opadła, a niesamowita energia opuściła mnie równie szybko, jak się pojawiła.

Wbrew wszystkiemu wróciłam. Wróciłam jako nowa Anastazja i tak już zostanie.

****

— Twoje zrzutki były mi bardziej potrzebne niż tlen, Aleks — Janek wyszczerzył zęby w drapieżnym uśmiechu.

— Przypominam ci, że to nie ja jadąc klasę L przy rekordzie stu pięćdziesięciu, miałem trzy błędy.

— Spadaj, panie idealny. To miała być zabawa, a nie pogrążanie Jasia Harasta, do cholery! 

— Jak na zawodnika z takim stażem...

Przysłuchując się małej utarczce słownej moich klubowych towarzyszy oglądałam przejazd Lilki, która na swojej klaczy cięła cały tor jazdy z prędkością i doskonałością godną podziwu. Nie ma co się dziwić, nawet mi ten tor nie sprawił problemów.

Wbrew pozornej łatwości, wiele biorących udział dostali punkty karne za zrzutki. Mnie przytrafiła się jedna, Jankowi aż trzy, ale i tak zdecydowanie prowadził Brzeziński — Mistrz Leżącego Drąga. Na swoim koncie miał aż dwadzieścia punktów karnych i plasował się na ostatniej pozycji, między innymi dlatego, że zupełnie rozbudował jedną przeszkodę, zahaczając o stojak strzemieniem, a cały przejazd mu, krótko mówiąc, nie poszedł.

— Ale za to nasza księżniczka pokazała klasę! 

Odwróciłam twarz w ich stronę, uśmiechając się lekko. Potrzebowałam czasu by przywyknąć do tego nieznanego dotychczas uczucia siły i niezależności, więc siedziałam cichutko, dopóki ktoś nie zwrócił mojej uwagi w sposób bezpośredni.

— W przeciwieństwie do niektórych — Brzeziński rzucił krótkie spojrzenie blondynowi, który z oburzeniem wyrzucił ręce do góry.

Usiadł kawałek ode mnie, nie wkraczając w moją przestrzeń osobistą i szczędząc słów. Był wpatrzony w jakiś punkt na torze, a może wypatrywał jakiejś znajomej twarzy? Czy to był jego sposób na pogodzenie się z porażką?

Cały on. Jak zwykle doskonały.

Uśmiechnęłam się lekko do siebie, czerpiąc satysfakcję z jego bliskości. Zawsze to robiłam, kiedy był obok, ale nigdy jeszcze nie napawało mnie to wewnętrznym spokojem.

Na jego twarzy błąkał się też nieśmiały uśmiech, jakby był skutkiem niewypowiedzianych, ciepłych słów. Domyślałam się, że blondwłosa przyczyna tego może siedzieć za nami i bacznie się nam przyglądać.

— Fajnie dzisiaj było. Chyba tego nam było trzeba — głos Janka dobiegł mnie zza pleców.

— Na sezon będziemy gotowi jak mało kto. Teraz trzeba wolno podnosić poprzeczkę i jakoś to będzie — odparł Olek.

— Wiadomo, nie możemy znowu tego popsuć.

Znów zapadła cisza, jednak w żaden sposób mi nie przeszkadzała. Chciałam się wyciszyć, zrozumieć to, co się stało w mojej głowie i zaakceptować ten fakt takim, jakim był. I czuję, że gdybym potrzebowała pomocy, będę mogła liczyć na wsparcie.

Ponownie przeniosłam wzrok na parkur, gdzie odbywała się ceremonia wręczania ręcznie robionych rozet. Były trochę krzywe i papierowe, ale ich wartość była nieoszacowana ze względu na to, że wykonane były przez dzieciaki jeżdżące w klubie. Aż serce rosło, kiedy patrzyło się na jedność w naszym klubie.

Gdybym tutaj nie trafiła, nigdy nie powiedziałabym, że coś takiego może istnieć. Jasne, że w każdej drużynie zdarzają się konflikty, ale tutaj było to wyjątkowo mniej odczuwane. Wszyscy wspierali wszystkich, byli dla siebie niczym druga rodzina. Trafiłam do wspaniałego miejsca, że...

— Ej, mam pomysł. Zostańcie parą.

W tej samej chwili z gwałtownością burzy odwróciliśmy się z kierunku Janka. Blondyn wzdrygnął się, uniósł ręce w obronnym geście i zerknął na bok, gdzie stała Lilka z uniesionym w górę kciukiem i rozetą przypiętą na piersi. 











-------------------------------------------------

Dobry wieczór! 

Rozdział wstawiony z małym poślizgiem, wybaczcie. Ostatnio bardzo dużo się ślizgam, to z czasem, to na schodach, ale grunt, że jestem

Jak mija Wam poniedziałek? Nie martwcie się, już jutro wtorek

A jak Wam się podoba rozdział? Mimo tego, że jest krótki, to fajnie mi się go pisało. Jest też więcej Janka, jakżeby inaczej. Co o nim sądzicie? 

Czekam na komentarze!!

Udanego tygodnia!! 

<3 


Czarne WstążkiМесто, где живут истории. Откройте их для себя