LVII

883 106 296
                                    

 — Dragon jest koniem idealnie dopasowanym do Anastazji. Kiedy tylko osiągną porozumienie, nic nie będzie w stanie ich powstrzymać— wytężyłam słuch, by wśród rozmów i śmiechów dosłyszeć słowa pana Radka.

Rozmawiał z grupą nieznanych mi mężczyzn nieznacznie młodszych od niego. Oni słuchali go z uwagą, jakby był dla nich bóstwem. W sumie on od zawsze był kimś ważnym w naszym ośrodku, więc nic dziwnego, że wszyscy traktują go z należytym szacunkiem. Z opowieści trenera Fabiana wiem, że kiedyś jeździł ujeżdżenie i to właśnie on był do jakiegoś czasu mentorem Brzezińskiego. Spod jego skrzydeł wyszły też inne sławy jeździectwa klasycznego, lecz tylko Olkowi się nie udało.

— Nie umiesz dyskretnie podsłuchiwać  — zaśmiał się Wiktor, wchodząc w moje pole widzenia.

Uśmiechnęłam się na ten komentarz.

Jak na razie bal był standardową i nudna uroczystością, na którą wszyscy przyszli z przymusu. Po tych kilku godzinach bez problemu mogłam odczytać zmęczenie na twarzach zgromadzonych. Nawet sam prezes wydawał się troszkę znudzony, słuchając piekielnie długiej opowieści o pochodzeniu jakiegoś sportowego konia.

Z niecierpliwością wyczekiwałam dwudziestej trzeciej. Już dwadzieścia minut przed nią zarząd pożegnał się i opuścił salę. Po tym już towarzystwo zaczęło się stopniowo odmładzać. Wychodzili najstarsi i najbardziej uprzywilejowani, zostawiając młodzież i młodych dorosłych, jakby dając nieme przyzwolenie na ostre chlanie. Kiedy za drzwiami zniknął dyrektor, uprzednio mrugając do nas okiem, Karol momentalnie znalazł się przy głośnikach. 

Jak powszechnie wiadomo, młodzież nie zna rzeczy niemożliwych. Już w kilka minut po oficjalnym zakończeniu balu na stoły wjechały różne rodzaje alkoholów— od wódki po koniak, a nutę Chopina zastąpił Alan Walker.

Przebiegłam spojrzeniem po licznych butelkach i twarzach otaczających mnie osób. Atmosfera zmieniła się w sekundzie. Zanim wszystkie krawaty zostały na dobre poluzowane, kończono pierwszą butelkę wódki. Już w dziesięć minut po dwudziestej trzeciej Paulina przemierzała salę boso, a jej szpilki leżały gdzieś w kącie sali. Janek zdjął krawat, rzucając go niedbale na parapet, mrucząc, że obroża jest dobra dla psa, nie dla faceta. W sekundzie temat podchwyciła Lilka i zaczęli rozmawiać na temat łóżkowych figli z użyciem przeróżnych zabawek.

Odwróciłam się w drugą stronę, czując, jak czerwienieją mi uszy.

Byłam w szoku, obserwując, jaki polski kwiat jeździectwa ma niespożytkowane pokłady energii. Patrzyłam jak wlewali w siebie alkohol, jakby nie było jutra, które— swoją drogą— może być dla niektórych bardzo ciężkie.

Nigdy nie byłam zwolenniczką alkoholu, więc piłam ten sam kieliszek wina od początku balu i wcale nie było mi z tym źle. Jeśli nikt się nie zorientuje, zamierzam tym samym kieliszkiem zakończyć imprezę. 

Wiktor zniknął mi gdzieś z oczu, ale nie przejmowałam się tym zbytnio. Na pewno sobie poradzi, szczególnie, że Olek znajdował się w odpowiedniej odległości od niego. Patrzyłam jak z Marcelem i jakimś innym chłopakiem wypijają po kieliszku wódki i śmieją się z czegoś głośno.

Zaczęłam się zastanawiać, o czym on myśli w tej chwili. Czy o gorzkim smaku alkoholu, czy o rozmówcach, czy jeszcze o czymś innym? Odczytanie jego myśli graniczyło z cudem, ale czy to moja wina? Jestem zbyt głupia, by go zrozumieć?

Spojrzałam na swoje odbicie w trzymanym kieliszku czerwonego wina.

Jak to w końcu jest? Kim jest dla mnie Wiktor, a kim Olek? Czy sama tak zdecydowałam? A gdyby było odwrotnie?

Czarne WstążkiKde žijí příběhy. Začni objevovat