XXXVIII

904 114 74
                                    

Poprawiłam czarną spódniczkę i ruszyłam z Julią i Amelią w kierunku głównego wejścia szkoły. Był ciepły piątek — dziś rozpoczynaliśmy nowy rok szkolny. Za niecałe trzy tygodnie będę w Paryżu, w co ciągle nie mogę uwierzyć. 

Razem z Julką dostałyśmy się do klasy językowej. Przez rok spędzony w Australii podszlifowałam swój angielski, a co najważniejsze przełamałam barierę i rozmowa z obcokrajowcami nie stanowi dla mnie żadnego problemu.

— Mam nadzieję, że będziemy mieć normalną klasę...

— Na pewno znajdzie się jakieś odchylenie od normy— westchnęłam i w trójkę znalazłyśmy się w jasnym holu szkoły.

Ściany były w kolorze ecru, okna były duże, bez zasłon. Wypolerowane płytki lśniły w promieniach wrześniowego słońca. Kilka metrów od wejścia stało półokrągłe biurko, za którą siedziała wysoka kobieta w ołówkowej spódnicy koloru kawy.

Z uprzejmym uśmiechem pokierowała nas do odpowiedniego pomieszczenia, uprzednio dając nam plakietki z imionami. Przeszłyśmy korytarz, przemieszczając się między starszymi uczniami, którzy rzucali nam rozbawione spojrzenia. Julia zatrzymała się przy zdjęciu drużynie siatkarskiej, a Amelia uśmiechnęła się pod nosem. 

W końcu dotarłyśmy na halę, gdzie odbywała się uroczystość rozpoczęcia roku. Wypatrzyłyśmy tabliczkę z nazwą naszej klasy i stanęłyśmy obok reszty zagubionych pierwszaków. Przeważała płeć piękna, chociaż kilku chłopców również znajdowało się w naszej grupie. Kilka dziewczyn uśmiechnęło się do nas ciepło, a ja pomyślałam, że nie będzie aż tak źle, jak myślałam. 

Amelia weszła w grupę uczniów klasy biologiczno-chemicznej. Podziwiałam jej determinację, odkąd pamiętam, chciała zostać chirurgiem. Wierzę, że jej się uda.

Kiedy rozbrzmiał głos dyrektora, odwróciłam się w stronę mikrofonu i uśmiechnęłam się na myśl o właśnie rozpoczętym rozdziale mojego życia.

****

— Czyli ogólnie jesteś dobrej myśli?

— Tak, jak najbardziej— odpowiedziałam, poprawiając kołnierzyk klubowej polówki. 

Jechałam z moją mamą na trening. Od kilku dni dziwnie na mnie patrzyła, chociaż zachowywałam się tak jak zawsze. Jechałyśmy kilka chwil słuchając piosenki Eda Sheerana, aż w końcu moja rodzicielka nie wytrzymała i zapytała:

— No, powiesz mi coś w końcu?

— Ale o czym?— zdziwiłam się.

— Ja rozumiem, że w tym wieku nastolatki mają swoje tajemnice, ale ja ciągle jestem twoją matką! Nie musisz przede mną...

— Ja rozumiem, ale nie mam nic do ukrycia.

— A ten wysoki szatyn?

— Wiktor?

— Nie, nie, ten z szarymi ocz...

Parsknam śmiechem tak gwałtownie, że kobieta wzdrygnęła się na miejscu kierowcy. Spojrzała na mnie dziwnie i zatrzymała się na czerwonym świetle.

— Aleks? Nic z tych rzeczy, nie dogadujemy się dobrze.

— Z boku to wygląda zupełnie inaczej.

— Oj, mamo...— zaśmiałam się.— Na razie mam szkołę i konie, to mi wystarczy.

— To znaczy, że nie będę mieć wnuków? — jęknęła, jakby miała się zaraz rozpłakać. 

Czarne WstążkiWhere stories live. Discover now