LXXXI

705 73 210
                                    

Musiałam bardzo się postarać, żeby pogodzić szkołę z treningami i zawodami. Mój wolny czas był ograniczony, a i tak poświęcałam go w większości Dragonowi. Resztę z tego co mi zostało starałam się podzielić między rodziną a przyjaciółkami, ale zdawałam sobie sprawę, że przez ten sport zaniedbałam zbyt dużo ważnych dla mnie osób.

 Wszyscy okazywali zrozumienie i życzyli mi wszystkiego co najlepsze, ale jednocześnie widziałam smutek w ich oczach.

 Taki stan trwał kilka tygodni, ale równie długo nie zdawałam sobie z tego sprawy. Jakiekolwiek weekendowe spotkania odpadały, ale mogąc być szczera zależało mi tylko na jednym. Pocieszające było jednak to, że nie tylko ja miałam mało czasu, bo Olek też miał urwanie głowy. Początek wiosny był dla nas obojga bardzo pracowity. Ja trenowałam jak wół, obserwując jak Brzeziński nawet podczas oporządzenia konia czyta jakieś książki. Okres matur zbliżał się nieubłaganie, przez co chłopak wydawał się jeszcze bardziej nieprzystępny niż do tej pory.

Tak tułając się od stajni do domu i od domu do szkoły dotrwałam do kwietnia. 

Nie miałam możliwości na spotkanie z Brzezińskim, które przecież on sam mi zaproponował. Do tej pory nie mogłam sobie tego wybaczyć, bo teraz było to raczej nie do wykonania. Najzwyczajniej na świecie nie mogliśmy trafić na odpowiedni dla nas termin, aż w końcu przestaliśmy pytać i chyba też mieć nadzieję, że się uda. Czuję się z tym strasznie.

Brałam udział we wszystkich możliwych konkursach. Trener mnie nie oszczędzał, ale dzięki temu widzę znaczną poprawę w opanowaniu nerwów czy przyzwyczajania Dragona do różnych imprez tego typu. Wyniki były jednak różne, raz zdobywałam pierwsze miejsce, a raz trzecie, ale przeważnie były to miejsca na pudle. 

Wieści szybko się rozchodzą i byłam znana w kilkunastu klubach w województwie, a nawet w kilku poza nim. Moje poczynania robią wrażenie, bo z boku wygląda to tak, jakbym nie miała życia poza zawodami i treningami, co w sumie jest po części prawdą.

Z drugiej strony mam ogromną satysfakcję, kiedy wiadomość o moim starcie przyprawia innych o dreszcze, bo spotkałam się kilka razy z takimi sytuacjami. Co prawda nie byłam bossem, ale wzbudzałam niechęć u innych, a to utwierdzało mnie w przekonaniu, że jest lepiej.

Wyprowadziłam Dragona z boksu, zmierzając na trening. Stajnia wydawała się być pogrążona w wiosennym marazmie. Było o wiele ciszej i puściej niż zazwyczaj, ale nie przeszkadzało mi to. Miałam ważniejsze sprawy od rozmyślania, niż te, gdzie podziali się moi znajomi z nowego naboru.

****

Jechałam równym galopem do kolejnej przeszkody, która nie mierzyła więcej niż sto dwadzieścia centymetrów. Nie martwiłam się o jakość skoku, wiedziałam, że Dragon da radę. Skupiłam się na punkcie odbicia, w pewnym sensie tracąc czujność.

Dragon odbił się od ziemi, usłyszałam stuknięcie w drągi, jednocześnie czując wyślizgujące się z dłoni wodze. Instynktownie zacisnęłam na nich palce, ale problem dostrzegłam za późno, by móc go skorygować. Wałach cudem utrzymał się na nogach i nerwowymi skokami galopu oddalił się od przeszkody.

— O nie, przepraszam — wyszeptałam, kładąc dłoń na szyi rudzielca.

— Nieźle mnie wystraszyłaś! — dobiegł mnie głos trenera. — Próbując mu pomóc, o mały włos nie doprowadziłaś do upadku was obojga. 

Serce zabiło mi mocniej. Gdybym zareagowała wcześniej, taka sytuacja nie miałaby miejsca. Dobrze, że skończyło się tylko tym.

— Pamiętaj, że kiedy skracasz wodze i unosisz przód konia, obniżasz jego zad. Dragon się potknął i szukał równowagi szyją, ale nie miał dużej możliwości balansu przez zbyt mocny kontakt w tamtej chwili.

Czarne WstążkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz