LXXXVI

697 75 195
                                    

— W tym wąskim froncie ważna jest odległość. Zauważ, ile par odpadło właśnie na tym elemencie — powiedział Olek, zwracając moją uwagę.

 Przeniosłam spojrzenie na przeszkodę i szybko oszacowałam jej trudność. Faktycznie, wielu zawodników nie sprostało temu wyzwaniu, zyskując punktu karne, albo tracąc możliwość dokończenia przejazdu.

— Myślisz, ze Jaś sobie poradzi? — zapytałam, spoglądając na profil mojego towarzysza.

Bez jego inicjatywy nie byłoby mnie na tych zawodach, zupełnie o tym zapomniałam.

Siedzieliśmy właśnie pod rozłożystym drzewem, którego cień chronił nas przed promieniami słońca. Mimo wiosennej pory dzień był ciepły, a słońce na dłuższą metę uciążliwe. Byliśmy pierwsi w tym miejscu, więc swoją obecnością odstraszaliśmy innych obserwatorów, ale to nie zmieniło faktu, że było ich całkiem sporo. 

  — O ile się nie zapali to z pewnością. Znamy się już trochę i wiem, ze największym problemem Janka jest nie radzenie sobie ze stresem. Jak u większość ludzi presja powoduje, ze popełniają błędy, proste.

  — Wydaje mi się ze Janek właśnie dobrze sobie z tym radzi. Zamienia stres w motywację.

— Ciągle nad tym pracuje — chłopak wyciągnął szyję by spojrzeć gdzieś w dal, a po chwili spojrzał na mnie. — Nie martw się, Janek to twardy góral, żaden tam froncik go nie pokona.

Uśmiechnęłam się na te słowa, wierząc w nie całym sercem.

Janek od zawsze wydawał się taki wesoły i pełen optymizmu, nawet nie przypuszczałabym, że zna takie pojęcie jak stres. Musi bardzo wytrwale nad tym pracować, albo jest świetnym aktorem. Mam nadzieję, że jego uśmiechnięta buźka nie jest tylko sztuczną maską.

— Wyglądasz jak Platon — Olek skwitował moją minę jednym zdaniem. — Przestań, jeszcze coś sobie ludzie pomyślą.

— Nudzi mi się... Oglądanie zawodów w telewizji jest ciekawsze — mruknęłam, nie zastanawiając się nad moimi słowami. — Ej, zagrajmy w grę.

Powierciłam się na swoim miejscu, znajdując sobie wygodniejszą pozycję. Szarooki spojrzał na mnie sceptycznie, ale nie przejęłam się tym szczególnie, bo miałam w głowie plan naszej zabawy.

— Nie — Olek zniszczył moje marzenia, lecz w jego oczach widać było rozbawienie. — Zamiast bujać w obłokach, skup się trochę i wyciągnij wnioski, to też w jakiś sposób trening.

Jęknęłam niezadowolona, niczym mała dziewczynka skrzyżowałam ręce na piersi i wydęłam policzki. Chłopak miał ewidentnie gdzieś moją reakcję i to, że naprawdę mi się nudziło. Jako dżentelmen mógłby chociaż udawać przejętego, ale wtedy przypomniałam sobie, że żaden taki człowiek obok mnie nie siedział.

— Jesteś beznadziejny — mruknęłam, na co Olek zmierzył mnie lodowatym spojrzeniem.

Od tego momentu nie odezwaliśmy się słowem do siebie aż do przejazdu ostatniego zawodnika. Wtedy szarooki cicho podniósł się z ziemi, co ledwo zauważyłam, bo przysypiałam od kilkunastu dobrych minut.

Ziewnęłam leniwie, ale widząc, że mój towarzysz zaczyna się oddalać, z trudem podniosłam tyłek z trawy. Potruchtałam za chłopakiem, nie chcąc tracić go z oczu, bo jednak on powinien być moim opiekunem, ale nie równałam się z nim.

Nie miałam siły na kolejne słowne przepychanki, a tym bardziej, że byłam głodna i powoli zaczynało mi się robić zimno. Wiosenny dzień wkrótce miał się zakończyć, a z każdą minutą robiło się chłodniej.

Myślałam, że moja nieobecność u boku Brzezińskiego zmusi go chociażby do odwrócenia głowy, ale niestety nic takiego nie nastąpiło.

****

— Jestem bardzo zadowolony ze swojej jazdy, Lusia sprawdziła się bardzo dobrze. Nasze treningi dały niezły rezultat, ale musimy pracować jeszcze ciężej.

— Trasa nie należała do najłatwiejszych, wymagała dobrego przygotowania konia. Czy jest coś, co sprawiło wam problem?

  — Na pewno dużo kombinacji, trasa była wymagająca, a siły konia trzeba było bardzo rozsądnie rozplanować. To zdecydowanie jeden z trudniejszych crossów w moim życiu. 

— Czy Hallen Lou, czyli Lusia, jest idealnym koniem do tej dyscypliny?

  — Wydaje mi się, że tak. Im więcej doświadczenia zdobywa, tym bardziej jest bliska ideału. Mimo że miewamy gorsze momenty, to wszystko jest do przejeżdżenia.

  — Na probie ujeżdżenia wydawała się być zupełnie innym koniem, jakby ktoś podmienił jej charaktery. Jak się na to zapatrujesz?

  — Tak jak mówiłem, dużo pracujemy z Luśką. Ujeżdżenie zdecydowanie było naszą najsłabszą stroną, ale staramy się to korygować. Cieszę się, ze nasza praca owocuje, tym bardziej że coraz rzadziej próba ujeżdżenia staje się dla nas koszmarem.

— Jutro skoki przez przeszkody. Nie wyglądasz na zdenerwowanego, to ze ze względu dobrego przygotowania?

  — Tak. Jestem świadomy swojej pracy z Lusią, znam jej możliwości, wiem na co ją stać. Znamy się dość dobrze i raczej nie przewiduję żadnych przykrych niespodzianek.

— Moim gościem był zawodnik WKKW, Jan Harast, dziękuję bardzo.

****

— Postawiłbyś coś, a nie — Karol krótko skwitował barwny opis zawodów, które Janek chciał nam jak najdokładniej zobrazować. — Od takiego gadania zasycha w ustach.

Zaśmialiśmy się krótko, siedząc na ławce przed stajnią. Blondyn wygrał zawody, z czego był niezmiernie dumny nie tylko on, ale cały ośrodek. Od bardzo dawna jego ciężkie treningi wreszcie zaczęły przynosić efekt, a my mogliśmy odetchnąć  z ulgą obserwując, jak nasz przyjaciel promienieje.

— Jeszcze nie czas na świętowanie — uciął Janek, który miał w głowie ułożony dokładny plan podboju świata swoim urokiem osobistym i umiejętnościami jeździeckimi. 

Swoją drogą to mogłoby się udać.

— Brzeziński, coś taki markotny? Wszystko okej?

— Zimno mi — mruknął tylko i schował podbródek w kołnierz bluzy.

— Chodźcie do środka, jeszcze się przeziębimy — powiedziałam, nie zwracając uwagi na spojrzenie Olka.

— Nie chcę być natrętny czy coś... — Dobiegł mnie zza pleców stłumiony głos Karola. — Ale słyszałem, że spirytus świetnie rozgrzewa...










--------------------------------

Heh ^^" Co słychać? 

Jakoś nie było mi po drodze z tym rozdziałem, ale w końcu jest, krótki bo krótki, ale mniejsza z tym.

Nie wiem jak Wam, ale całe wakacje gdzieś mi umknęły. Przecież wczoraj był dopiero koniec roku...

W sumie ten rozdział powstał przez przypadek, bo miałam zająć się czymś zupełnie innym, jednak nie żałuję, tym bardziej, że kiedyś musiało się to stać.

Jesteście tu jeszcze? Czekał ktoś? *świerszcze* ;-;

No to ten... Wielkie ciasto przeprosinowe dla Was i do następnego!

Czarne WstążkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz