LXXIV

775 108 184
                                    

Współpraca z Brzezińskim na samym początku naszej znajomości zawsze komuś szkodziła, a przynajmniej tak mi się wydawało.

 Albo ja byłam ofiarą, czasem był to sam Aleksander, ale nie mogę powiedzieć, że skutki uboczne odbijały się tylko na nas. Chciałabym w to nie wierzyć, ale irytujący głos gdzieś w środku mnie podpowiadał mi, że przez to straciłam dobry kontakt z Darią i Antkiem, podobnie jak z moimi rodzicami czy przyjaciółkami. Usilnie starałam się naprawić relacje w domu, ale coraz trudniej było mi swobodnie porozmawiać z członkami klubu. Miałam dziwną świadomość, że z każdym dniem ich ubywało, a stajnia powoli pustoszała. Pozostawały tylko konie, których obecność również stała się mnie odczuwalna.

 W jednej chwili cały ośrodek wydał mi się malutki. Nie zwracałam uwagi na rozległe tereny, duże hale i atmosferę panującą w klubie.

 Tak jakby świat powoli zamierał i wszystko cichło.

 Zamykałam się w śnieżnej fortecy, do której powstania przyczynił się w pewnym sensie Olek. Dostarczył mi budulca, a ja to wykorzystałam i nieświadomie zbudowałam wokół siebie śmiertelnie zimne igloo. Musiałam czym prędzej wyskrobać sobie w tym śniegu jakieś wyjście ewakuacyjne.

Ale ciągle targały mną wyrzuty sumienia.

Wyobrażałam sobie, że wszystko będzie dobrze, ale natrętna wizja mnie wiszącej na linie nad przepaścią wcale nie poprawiała sytuacji.

Zbliżając się do Brzezińskiego, jednocześnie odsuwałam się od pozostałych i odwrotnie. Nie mogłam zrozumieć przyczyny tego zjawiska, a co za tym idzie — nie potrafiłam znaleźć złotego środka. Ślepo brnąć w nieznane? A może po prostu rzucić się w przepaść i mieć wszystko gdzieś?

Zatrzymałam się obok boksu Dragona i spojrzałam na jedzącego rudzielca, który wyczuwając moją obecność, uniósł łeb. Podrapałam wałacha po czole na powitanie i pozwoliłam mu wrócić do przerwanego posiłku.

Od momentu zmiany trenera, wsiadłam na niego tylko dwa razy. Ciągle pracował z nim pan Fabian, wydobywał z niego ukryte umiejętności i pilnował, żeby trzymał formę. Zdecydowanie Dragon ma się lepiej niż ja, chociaż myśląc o ostatnim treningu z Olkiem ciągle robiło mi się cieplej na serduszku.

Wtedy usiedliśmy naprzeciwko siebie na mięciutkich fotelach w malutkiej kawiarence w centrum miasta i mogliśmy porozmawiać jak normalni znajomi. Czekolada była przepyszna, a atmosfera przypominała ciągle tą świąteczną, ale starałam się skupić na towarzyszu, który w ramach nagrody kupił mi nawet napoleonkę.

Sielanka jak zwykle nie trwała długo, bo Brzeziński spieszył się na trening. Nie miałam mu tego za złe, rozumiałam go doskonale. Wróciłam z nim do ośrodka i za zgodą trenera Brzezińskiego i samego Olka zostałam w hali, obserwując poczynania szarookiego.

W środku było zdecydowanie zimniej niż na zewnątrz, ale legalne obserwowanie Aleksandra podczas ćwiczeń nie zawsze było możliwe, więc musiałam wykorzystać jego dobry humor, a przy okazji może móc się czegoś nauczyć.

Byłam trochę zawiedziona luzem, jaki miał w sobie Brzeziński, bo nie musiał być najlepszy i wszystkie polecenia wykonywał poprawnie, ale nie tak, jakby mógł to robić. Trener Tomczyk co jakiś czas rzucał mu uwagi na temat zebrania, ale chłopakowi widocznie już nie zależało na zniewalającym efekcie. Minuty mijały, a ja zaczęłam pogrążać się we własnym umyśle.

Kiedy moje myśli zaczęły już schodzić na temat przypuszczeń o tym, co mogłabym zjeść dzisiaj na obiad, zupełnie straciłam zainteresowanie treningiem Brzezińskiego. Nawet nie zdałam sobie sprawy, jak bardzo było widać to, że się nudziłam, ale wtedy na ziemię sprowadził mnie głos pana Tomczyka:

Czarne WstążkiWhere stories live. Discover now