L

1K 111 284
                                    

  W sobotę od rana byłam w stajni. 

Przechadzałam się korytarzami, czekając na klucze do siodlarni, które były w posiadaniu Brzezińskiego. Miałam szczerą nadzieję, że nie będę musiała wdawać się z nim w zbędne rozmowy, nie byłabym w stanie tego przetrwać.

Musiałam zatrzymać się pod boksem Trailera. Podziwianie jego piękna było dla mnie jak poranna toaleta. Aż sama czułam się pewniej, kiedy na niego patrzyłam.

 Odważyłam się wyciągnąć dłoń w jego stronę, z zamiarem dotknięcia lśniącej i czarnej sierści. Obserwowałam uważnie wałacha, próbując przewidzieć jego reakcję, jednak on stał spokojnie, jakby nigdy nic. Może on wcale nie jest taki zły, jak o nim mówią?

— Nie czaj się tak, bo pomyśli, że chcesz go zaatakować — dobiegł mnie głos Janka.

 Odwróciłam się w stronę blondyna i przywitałam się uśmiechem, chowając dłoń.

 — Co robisz tutaj tak wcześnie? — zapytałam, ponownie spoglądając na wierzchowca.

 — Jakoś nie mogłem spać — odparł, pobierając dłonią kark. — Ostatnie wydarzenia nie pozwalają mi normalnie funkcjonować, muszę się czymś zająć.

Kiwnęłam głową, po czym zapadła cisza.

Ten wrześniowy poranek nie należał do najlepszych, szczególnie, że wczoraj całą noc padał deszcz, a dziś nad ziemią unosiła się gęsta mgła. Słońce nie mogło przebić się przez ciężkie i szare chmury, tworząc nieco przygnębiającą atmosferę. Wszystkow ośrodku działo się jak w zwolnionym tempie, a miałam ochotę na przejażdżkę z Dragonem.

— Chciałam cię przeprosić— powiedziałam. — Nie chciałam psuć twojej relacji z Olkiem, ja tylko potrzebowałam rozmowy.

— Nie ma o czym mówić. Dużo o tym myślałem. Nasza przyjaźń może jest lekko pokręcona, ale nie wyobrażam sobie, gdyby było inaczej, wiesz?

Uśmiechnęłam się w odpowiedzi na te słowa.

— Dzisiaj zamiast imprezy w konferencyjnej robimy ognisko. Wiesz, trzeba korzystać z tych ostatnich dni jakiejś tam pogody — zaśmiał się.

— To świetny pomysł, już się nie mogę doczekać.  

Blondyn uśmiechnął się do mnie promiennie. Spojrzeliśmy na Trailera, który, w moim odczuciu, powoli zaczynał mieć dość naszej obecności. Przypomniałam sobie, po co jestem tutaj tak wcześnie i zapytałam:

— Wiesz, gdzie jest Brzeziński?

Janek zamyślił się na chwilę, jakby szukał go w myślach. 

— Musi być u siebie, łóżko to jego drugie życie — odparł, jednak po chwili przygryzł koniuszek języka.— Źle to zabrzmiało. Miałem na myśli, że uwielbia spać. Ta godzina, w sumie jak każda inna, dla Olka jest idealna na sen.

Kiwnęłam powoli głową. Szybko zrozumiałam, że podejmując próbę pobudki szarookiego, mogę wyjść z tego gorzej, niż zakładałam. Najlepszym wyjściem byłoby dać sobie spokój, ale Bóg wie, o której ten wałkoń raczy zwlec się z łóżka.

Albo narażę życie, albo po raz kolejny udowodnię, że nie nadaję się do jazdy konnej.

Jęknęłam. Janek patrzył na mnie zmartwiony, a ja dziarskim krokiem ruszyłam w stronę bazy. Przy wyjściu ze stajni dogonił mnie, twierdząc, że wsparcie albo tarcza na pewno mi się przyda. 

Z kompanem u boku było mi raźniej. Kiedy staliśmy pod drzwiami do pokoju Brzezińskiego, cała odwaga gdzieś uleciała. Wbiłam wzrok w klamkę i zamarłam w bezruchu. 

Czarne WstążkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz