XIII

980 116 57
                                    

Dzięki mojemu opanowaniu i sile perswazji przekonałam tego chłopaka, żeby sytuacja z toaletą została między nami. Jeszcze brakowałoby, gdyby wszyscy - w tym pan Tomczyk i Brzeziński - wiedzieli o moich klozetowych przygodach. 

Chłopak miał na imię Eryk i był rok młodszy ode mnie, jednak wyglądał na co najmniej trzy lata wyżej. 

Był czarnowłosy, ciemnooki, dość wysoki... Bardzo miły i wyrozumiały. Trenuje wkkw. 

Pożegnałam się z Erykiem i ponownie wyruszyłam na zwiedzanie stajni, starając się zapomnieć o upokorzeniu.

Szłam niekończącym się korytarzem i czytałam tabliczki na boksach koni. Ich sierść była niesamowicie błyszcząca, aż chciało się jej dotknąć. 

Po kilku chwilach tylko rzucałam okiem na imiona i szłam dalej. Lecz kiedy skojarzyłam rząd liter na jednej tabliczce, musiałam cofnąć się o kilka kroków pod boks wysokiego, karego wałacha. 

Stał bokiem do mnie i spokojnie żuł siano. Wyczuł moją obecność i podniósł łeb. Niemal czułam jak wwierca we mnie spojrzenie. Podniósł uszy, lecz ani drgnął. 

Oto stał przede mną niesamowity, piękny, wręcz boski koń - Trailer Decanter.

Koń Aleksandra. 

Bezpiednie wyciągnęłam rękę w jego kierunku, a on położył gniewnie uszy. 

— Hej! Jestem tu nowa, bądź milszy! — krzyknęłam, zauważając podobieństwo między nim a właścicielem. 

Jednak na Brzezińskiego nigdy w życiu nie podniosłabym głosu. Jego spojrzenie zabiłoby mnie na miejscu, jestem tego pewna. 

Oparłam się o drzwi boksu, a Trailer dalej wpatrywał się we mnie. 

Z rozmyślań wyrwały mnie śmiechy, dochodzące z najbliższego pomieszczenia. Po chwili wyszła z niej grupka chłopaków, na oko starszych ode mnie. Spojrzeli tylko na mnie i poszli w kierunku wyjścia. 

— To ta nowa? 

— Ta, na to wygląda.

— Malutka, co? Ciekawe czy jej poszło?

— Brzeziński i Harast mają oko do laseczek, trzeba przyznać.

— Bo się napalisz, daj sobie spokój... Pewnie skacze gorzej niż pies ze złamaną nogą, a poza tym...

Już miałam krzyknąć do nich, że to wszystko słyszę, lecz naprzeciw nim wyszedł Aleksander. Oni nagle umilkli i odsunęli się, by droga dla szarookiego była wolna. 

— Macie jeszcze coś do powiedzenia? — zapytał, aż przeszły mnie ciarki, a stałam kawałek od nich.

— Nic nie mówiliśmy... to znaczy, tak sobie tylko... rozmawiamy...

Wzrok Aleksandra spoczął na mnie. Zrozumiałam, że stoję za blisko boksu jego konia, więc czym prędzej odeszłam w przeciwnym kierunku. Starałam się dokładnie obejrzeć plakietkę na drzwiach, zanim wejdę dośrodka. Najbliższe drzwi to te, z których wyszłą grupa chłopaków i to była męska szatnia. Czując rosnącą panikę, usłyszałam głos Janka:

— Anastazja! Szukałem cię, trener prosi cię do biura.

Stanął tuż obok mnie. Aleksandra już nie było, a grupka chłopaków rozproszyła się po całej stajni. 

Kiwnęłam głową i ruszyłam za blondynem. Wyprostowałąm się i uniosłam wyżej głowę, chcąc chociaż przez chwilę wyglądać na pewną siebie. 

Przeszliśmy trochę i zatrzymaliśmy się przed drzwiami z tabliczką "BIURO". Janek zapukał i nacisnął klamkę, tym samym wpuszczając mnie do środka. 

Czarne WstążkiWhere stories live. Discover now