XIX

931 109 53
                                    

Nie jestem lekarzem, ale to na pewno nie było naturalne ułożenie ręki.

Upadając na plecy, Aleksander próbował się podeprzeć, jednak cały ciężar spadającego ciała przyjęła jego lewa dłoń.

Niemal czułam ból, jaki musiał odczuć w tamtym momencie szarooki.

Nim ludzie zasłonili mi widok, widziałam jak chłopak leży, podpierając się prawym łokciem. To nie mogło być zwykłe naciągnięcie mięśni. Janek zamruczał coś pod nosem, a na twarzy miał odmalowany niepokój. Sam upadek nie wyglądał na groźny, ale Brzeziński nie wyglądał na osobę wrażliwą na ból.

Trailer odstraszył sporą część tłumu, chcąc sprawdzić co dzieje się z jego panem.

Chłopak wstał i docisnął lewą rękę do barku. Ktoś pomógł mu zdjąć rękawiczkę z kontuzjowanej kończyny. Nawet z takiej odległości widziałam zasinienie na jego nadgarstku.

Mimo prób unieruchomienia stawu przez jakąś kobietę, Aleksander chciał odejść, ale do akcji wkroczył Jaś. Kazał mu jak najszybciej jechać do szpitala, żeby nie pogarszać sytuacji, więc kilka osób odciągnęło chłopaka w przeciwną stronę. Decanter posłusznie podążył za swoim panem, jednak został zatrzymany przez kilku stajennych. Wspólnie zaczęli go prowadzić do stajni.

Wzrok konia padł na mnie, jakby Trailer wyczuł moją obecność. Położył gniewnie uszy i opuścił szyję, a mężczyźni odsunęli się od jego głowy. Spojrzeli na mnie ze współczuciem i czym prędzej zaciągnęli go w kierunku stajni.

— Mówiłem mu, żeby nie brał Decanter'a! — usłyszałam krzyk jakiegoś chłopaka. — Od rana coś mu chodziło po głowie!

Tego lamentu wysłuchiwali Janek i pan Tomczyk. Podziwiam ich za tak wielką cierpliwość.

— Ten koń jest nieobliczalny! Po co mu to było? Jak chce wrócić na czworobok, skoro nie uważa?

— Trailer czegoś się po prostu wystraszył...

— Nigdy mnie nie słucha i za każdym razem kończy się w szpitalu! — pan Mirek odesłał Janka w naszym kierunku, zapewniając go spojrzeniem, że sam da sobie radę.

Zanim blondyn do nas dotarł, pani Asia zwróciła się do mnie:

— Chyba powinnam jechać z nimi. Gdyby nie mój pomysł, to ten młody chłopak byłby cały i zdrowy.

— Nawet niech pani tak nie myśli, że to wasza wina! — zaprzeczył Jaś, stojąc obok. — Jednak przyda mi się pomoc, bo ktoś musi zaciągnąć tego osła do szpitala...

— To może też powinnam — zaczęłam, lecz zielonooki pokręcił głową.

— Ty lepiej zostań, zaraz ktoś się tobą zajmie. — Uśmiechnął się przepraszająco. — Tak po prostu będzie lepiej. I nie martw się, Olek to twardy chłop.

— Mógł przeczuć ten wypadek? Dlatego założył kask?

— On zawsze jeździ w kasku. Trailer nie jest z tych, co to można im przejść pod ogonem. Poza tym, jak znam Aleksa, to miał przeczucie, że coś się stanie. Co jak co, ale ze wszystkich przerażających cech, jego intuicja jest zdecydowanie na pierwszym miejscu.

— To czemu się nie wycofał?

— Mówiłem, jak się na coś uprze, to nie ma mocnych... — westchnął. — Trudno, musimy znikać. Zaraz tu ktoś się zjawi, nie martw się. Jakby coś to masz mój numer!

Kiwnęłam głową.

Zostałam sama wśród tłumu nieznanych mi ludzi. Nie ważne ile razy Janek powie mi, że nie jestem winna temu wypadkowi, ja będę miała świadomość, że gdybym nie podejmowała się wyzwania, to Olek nie jechałby teraz do szpitala.

Nagle poczułam ciężar na ramionach. Nie zauważyłam, skąd pojawiła się wysoka blondynka, ale właśnie teraz tuliła mnie do siebie.

— Ty musisz być Anastazja!

— Zgadza się... — powiedziałam trochę zaniepokojona.

— Super! Chodźmy, oddalimy się od tego zgiełku. Im nas tu mniej, tym lepiej.

Złapała mnie za rękę i pociągnęła w sobie znanym kierunku. Obijałam się o ludzi, nie mogąc nadążyć za dziewczyną, więc mruczałam ciche przeprosiny. Niektórzy uśmiechali się uprzejmie, a inni rzucali mi rozwścieczone spojrzenia.

Zatrzymała się dopiero przy fontannie i usadziła mnie na cokole, a sama zajęła miejsce obok.

Pierwsze na co zwróciłam uwagę to dwa przekłucia typu helix w jej prawym uchu.

— Moja mama zawsze mówi, "zdejmij ten złom z tego ucha!" — zaśmiała się, zauważając, na co patrzę. — Ale co ja poradzę, lubię je. A poza tym, prawie zawsze je ściągam przed treningami. I przed zawodami, tylko już zawsze. Raz tylko zapomniałam, czy dwa, ale to był czysty przypadek.

Pokiwałam głową.

— A tak poza tym, to ty w jakim sporcie jeździsz? Bo dam sobie rękę uciąć, że nie ujeżdżenie.

— ...skoki...

— No i wszystko jasne! Nie obraź się, nie szło ci aż tak źle. Ale widać było, że to nie twoja bajka! — Zaśmiała się i odwróciła się do mnie. — Pewnie byłaś zestresowana jak nigdy. Ja gdybym miałą startować przeciwko Aleksowi, to bym się chyba zes...

— Tak, nie czułam się komfortowo — przerwałam dziewczynie, korzystając z możliwości.

— To chyba mało powiedziane — zaśmiała się.

— Jaki jest Decanter? — zapytałam, chcąc dowiedzieć się więcej o tej parze i mając świadomość, że od Aleksandra szybko się nie dowiem.

— Chyba ta cała sytuacja powinna ci wystarczyć... — odparła blondynka, odwracając się do mnie — Ale cóż... gdyby mi przyszło mieć takiego konia, od razu bym go sprzedała. Fakt, jest naprawdę piękny, ale nikt nie jest w stanie przewidzieć co zrobi... A Aleks kocha go zbyt bardzo, by go zostawić. Z jednej strony zazdroszczę im tej miłości. Może ci się to wydawać śmieszne, ale Trailer nigdy nie zrobił krzywdy Olkowi. Wszystkie kontuzje odnosił podczas upadków.

— Często to się zdarza?

— O wiele częściej niż zwykły ujeżdżeniowiec spadać powinien. On zna chyba wszystkie pielęgniarki w pobliskim szpitalu. Może trochę przesadziłam, ale zawsze na święta przychodzi tona kartek od personelu. Aleks mógłby oprowadzać wycieczki po SOR-ze. — Zaśmiała się.

— Nie wygląda na takiego...

— Jeszcze nie raz to powiesz! Nawet Jaś nie naraża się tak bardzo, chociaż czasami jak go widzę na crossie to przechodzą mnie ciarki. Tylko ta dwójka jest gotowa poświęcić życia za pasję.

— Może lepiej nie... Nie wyobrażam sobie czegoś takiego... — powiedziałam, rozumiejąc, ile ryzykuje Janek, biorący udział w konkurencji WKKW.

— To dobrze. Mam przeczucie, że nas jeźdźców chroni jakaś tajemnicza siła. I to nie może być przypadek...

Pokiwałam głową z zamyśleniu. Jest w tym ziarnko prawdy. Jestem tylko ciekawa, czy każdy jeździec ma swojego Anioła Stróża, który będzie o jedno foulee przed jego koniem. 







--------------------

Szczęśliwego Nowego Roku! Samych sukcesów i spełnienia marzeń! Żebyście nigdy nie spadali z koni, a jak już spadniecie, to żeby Wam - Wstążeczki - nic się nigdy nie stało! Jednak żeby się nauczyć, trzeba swoje wyspadać. 

I co sądzicie o tej całej sytuacji? 

Piszcie, bo czekam tylko na Was, Wstążeczki <3 


Szczęśliwego i bezpiecznego Sylwestra, moi drodzy! <3 



Czarne WstążkiWhere stories live. Discover now