XLVI

1K 112 130
                                    

Czekaliśmy w busie od piętnastu minut w oczekiwaniu na ostatniego członka klubu, biorącego udział w konferencji. Trener Tomczyk kręcił się nerwowo po podjeździe, zerkając na wszystkie strony.

— Jak znam życie, to pewnie zaspał— Janek uśmiechnął się na słowa Karola.

W tym momencie ujrzeliśmy czarne Audi, które prowadziła kobieta z burzą blond loków. Drzwi po stronie pasażera otworzyły się, a po chwili Olek wskoczył do busa unosząc rękę w geście pożegnania w kierunku uśmiechniętej blondynki.

  — Jest i nasz śpioch!

Brzeziński uśmiechnął się przepraszająco do swojego trenera, podając mu dowód. Pan Mirek tylko westchnął, spojrzał na dokument i gestem głowy pozwolił mu usiąść. Chłopak zajął miejsce obok Janka, uprzednio chowając dowód i witając się ze wszystkimi po kolei. Po chwili zza siedzenia wyłoniły się dłonie Lilki, które zaczęły układać jego ciemne włosy.

  — Jedziesz do stolicy, wyglądaj jak się należy.

— Zawsze tak wyglądam— lecz nie protestował.

Dziewczyna doprowadziła jego włosy do porządku, a jemu wcale to nie przeszkadzało.

Założyłam słuchawki i zapatrzyłam się w widok za oknem busa, który poruszał się od kilku minut. Było trochę po szóstej trzydzieści. Wrześniowa pogoda wbrew dalej była słoneczna, a temperatury wysokie. 

Nie skupiałam się na pogodzie, tylko na wielu sytuacjach, które przytrafiły mi się w ciągu ostatniego miesiąca. Jakby na potwierdzenie moich słów, spojrzałam w bok, na profil Aleksa i Janka. Rozmawiali o czymś, lecz szarooki chyba wyczuł, że na niego patrzę. Przeniósł wzrok na mnie, a pod wpływem chłodu jego srebrnych tęczówek, przypomniałam sobie zdarzenie, które miało miejsce pewnej sierpniowej nocy.

Wtedy Janek powiedział mi, że będą widoczne perseidy. Około dwudziestej zapukał do mojego pokoju i poprowadził po schodach na poddasze. Wyszliśmy po drabince, stojącej przy jednym z wielu dachowych okien. Kiedy wreszcie wydostałam się na dach, zauważyłam, że niedaleko rozłożony jest olbrzymi koc, na którym siedzieli Karol, Olek i Paulina. Wkrótce potem dołączyła do nas reszta klubu. Przysiadłam na krawędzi koca i rozejrzałam się dookoła. Znajdowaliśmy się po drugiej stronie dachu bazy. Pod nami rozciągał się ogród, a w dali, na skraju lasu majaczył domek pana Radka.

— Spadł ktoś kiedyś z tego dachu?

— Jeszcze nie— odpowiedział Olek, patrząc na mnie znacząco.

Wkrótce zapadł zmrok, a niebo było usłane tysiącami gwiazd.

  —  Co roku spotykamy się tutaj w tym czasie, żeby popatrzeć na perseidy. Chociaż nie każdy to lubi, to są noce, w których do rana siedzimy na dachu— wyjaśniła Lilka.

— Pomyślałaś już życzenie?— zapytał Janek, kiedy niebo przecięła niewielka smuga światła.

— Nie musisz się śpieszyć, poczekaj na swoją gwiazdę— Karol założył ręce za głowę i położył się na plecach.

Siedzieliśmy w milczeniu, obserwując niebo. Pierwszy raz w życiu miałam okazje obejrzeć perseidy, chociaż nie raz o nich słyszałam.

  — Jak ta się nazywa?— zapytałam cicho, wskazując na jedną z mocniej świecących gwiazd.

— Czy to ważne?— odpowiedział Olek.

Na ułamek sekundy uchwyciłam jego spojrzenie.

— Dla gwiazd nie jest istotne, jak się nazywają, jak jasno świecą, czy jakie są duże. Ludzie to wymyślili dla swoich potrzeb.

Czarne WstążkiDove le storie prendono vita. Scoprilo ora