— Czyli co, zabrał cię na randkę?
— To nie była randka — parsknęłam, odrywając wzrok od telefonu.
— Tylko co?
Razem z Kamilą siedziałyśmy na przystanku, oczekując na naszego busa, który wyjątkowo się dzisiaj spóźniał. Nie mogłam sobie pozwolić na duże obsunięcia czasu, bo za ponad godzinę miałam trening. Pojawianie się wcześniej w stajni stało się moim nawykiem, bo wiem jak traktowane są spóźnienia, a poza tym, lubiłam spędzić czas z Dragonem, albo z innymi klubowiczami.
— Po prostu przyjacielskie spotkanie.
Mój długi język i plotkarska natura nie pozwoliły utrzymać mojego spotkania z Olkiem w sekrecie. Akurat nadarzyła się okazja, a ja bez wahania ją wykorzystałam, nie do końca przewidując konsekwencje. Teraz było jak zwykle za późno, ale przecież przyjaciółkom mówi się takie rzeczy.
— Tak. Mój crush też tak myśli, ale nie! Kama nie jest taka głupia! Widzę co się dzieje i przy następnym spotkaniu zamierzam go uprowadzić, ale najpierw muszę kupić chloroform.
Rzuciłam Kamili krzywe spojrzenie, myśląc, jak wielkiego pecha ma ten niewinny nieszczęśnik. Z jednej strony to było trochę zabawne, ale z drugiej mogło wywołać gęsią skórkę. Jednak taka była Kamila, trzeba było ją tylko za to pokochać, czego życzyłam jej wybrankowi.
— Ja chcę się skupić na zawodach, nie mam głowy do takich rzeczy.
— Nie masz głowy, bo już ją straciłaś. Właśnie dla tego, jak mu tam, Olafa?
— Olka — mruknęłam, nie chcąc dopuścić słów mojej towarzyszki do siebie. — Daj mi spokój, nie mam zamiaru wyznawać mu miłości.
— Przecież tego nie powiedziałam. To facet powinien się starać, pamiętaj! A ty sobie tam patatajaj na tym koniku — Kamila pokręciła ze zrezygnowaniem głową. — Ile razy mam ci to mówić? Co z ciebie wyrośnie?
****
Złorzeczyłam w myślach na kierowcę busa, który przyjechał z prawie pół godzinnym spóźnieniem, przez co musiałam gnać z przystanku do stajni na złamanie karku, by ubrać Dragona i przynajmniej zdążyć zmienić spodnie.
Na moje nieszczęście w damskiej łazience prężnie działał salon kosmetyczny i nawet nie było dla mnie miejsca w niewielkim pomieszczeniu, a męską toaletę odrzuciłam z miejsca.
Skorzystałam więc z okazji, że szatnia jest pusta i szybko rozpięłam pasek dżinsów, nawet nie próbując się odsunąć od niedomkniętych drzwi. Zaczęłam szukać w torbie moich granatowych bryczesów, spodnie opadły mi do kostek i telefon wysunął się z ich tylnej kieszeni. Gruchnął o ziemię ekranem do dołu, a ja wstrzymałam oddech.
Wznosząc modły do wszystkich bóstw rozbitych telefonów, wpatrywałam się w urządzenie. Z szybkiej kalkulacji wynikało, że nie stać mnie na nowy ekran. Nawet nie stać mnie na buty, a co dopiero telefon...
Raz kozie śmierć! — pomyślałam i schyliłam się po telefon.
Z wahaniem chwyciłam go w dłoń, poświęcając ostatnie sekundy na modlitwę, po czym miałam podnieść urządzenie, ale dobiegło mnie niskie mruknięcie. Szybko zdałam sobie sprawę, że oprócz bluzy mam na sobie tylko koronkowe majtki, a za moimi plecami musi stać facet.
Odwróciłam się cała czerwona, próbując naciągnąć bluzę, by oszczędzić widoków przybyszowi.
Z jednej strony ulżyło mi, że to nie był Olek, ale z drugiej trochę żałowałam, że to nie on. Pośmialibyśmy się z tego, a potem wszyscy by o tym zapomnieli i byłoby świetnie. Ale nie.
YOU ARE READING
Czarne Wstążki
AdventureAmbitna, utalentowana nastolatka z marzeniami wraca do Polski po roku spędzonym w Australii. Mieszkała u wuja Johna, który prowadzi swój dobrze prosperujący klub jeździecki. Anastazja pomagała mu w stajni i uczyła się jazdy konnej pod okiem najlepsz...