1

14.7K 728 546
                                    

Strzał.

Kolejna łuska od naboju upadła na ziemię.

Snajper wypuścił długo wstrzymywany oddech przepychając powietrze przez zaciśnięte zęby.

Padł kolejny strzał.

Padło kolejne bezwładne ciało.

Lekko znudzone spojrzenie powiodło za uciekającą postacią rozglądającą się gorączkowo za miejscem, w którym mógł schować się zabójca.

Mężczyzna przeładował broń i zmrużył oczy. Palec na spuście drgał niebezpiecznie za każdym razem, gdy jego cel wykonywał gwałtowniejsze ruchy.

Padł ostatni strzał.

Snajper przyglądał się jak jego ofiara pada na już zakrwawiony beton. Westchnął i oderwał się od swojej broni. Wstał, nieco kiwając się na boki przez adrenalinę, jaka nasilała się wraz z każdym celnie oddanym strzałem. Prześledził spojrzeniem cały port w poszukiwaniu świadków. Złożył szybko swoją broń nie dostrzegając nikogo. PGM Ultima Ratio Hecate II, kalibru 0,50. Piękna, sprawna maszyna, którą zafundował mu rząd za jego ogromne zasługi.

Zarzucił pokrowiec ze snajperką na plecy i udał się w kierunku schodów. Powoli zaczynało świtać, a on musiał stawić się u pracodawcy przed 6. Naciągnął kaptur na głowę, gdy wyszedł na ulicę i przyspieszył kroku.

Szybko znalazł się przed wysokim, przeszklonym wieżowcem. Przeszedł niezauważony przez główny hol i znikną za drzwiami windy. Nacisnął guzik z wygrawerowaną cyfrą 78 i oparł się zmęczony o wypolerowaną szybę. Ludzie wchodzący lub wychodzący z windy nieufnie na niego spoglądali. Nic dziwnego. Rozczochrane włosy, złapane w rozwalającą się, mała kitkę z tyłu głowy. Czarna, duża bluza, a na nią niedbale zarzucona szara kamizelka. Spodnie dziwnie eleganckie, opinające anorektycznie chude nogi. Buty z grubymi, źle doczepionymi, metalowymi podeszwami. Jednak to chyba dużych i niepokojących rozmiarów pokrowiec, wiszący na jednym ramieniu niskiej postaci, wywoływał największe zamieszanie.

Właściciel owego sprzętu westchnął i przepchnął się przez tłum ludzi, jaki już zdążył zgromadzić się w windzie. Wyszedł na długi, jasny korytarz zastanawiając się, dlaczego jeszcze nie rzucił tego wszystkiego w cholerę. Starał się jednak o tym nie myśleć, kiedy przekraczał próg, wchodząc do gabinetu swojego szefa.

- Dzień dobry.

Snajper odłożył pokrowiec na ziemię i rozmasował obolałe ramię. Wyprostował się i spojrzał na uśmiechniętego mężczyznę, siedzącego przy szerokim biurku.

- Midoriya. Cieszę się, że już jesteś. Jak zgaduję misja zakończona sukcesem?

Chłopak pokiwał głową uciekając spojrzeniem od oczu swojego pracodawcy.

- To bardzo dobrze. Oczywiście pieniądze jak zwykle anonimowo przelejemy na twoje służbowe konto. Do końca tygodnia otrzymasz nowe zlecenie na pocztę.

Zielonowłosy zaczął bawić się swoimi palcami. Westchnął i popatrzył na ciągle uśmiechniętego mężczyznę.

- Szefie, tak właściwie to chciałem zrobić sobie przerwę..

Jego niepewny głos odbił się echem od ścian pokoju. Fujimi Romero (bo tak miał na imię szef agencji) spojrzał na snajpera z wciąż przyklejonym uśmiechem do twarzy. Oparł brodę o rękę i odsunął od siebie papiery, które przed chwilą segregował.

- Dalczego?

- J-ja.. Po prostu nie czuję się ostatnio za dobrze i...i chyba chciałbym...

Izuku skręcił w dłoni rękaw bluzy i przełknął ciężko ślinę.

- Chciałbym skończyć z zabijaniem.

Romero westchną smutno i wstał ze swojego krzesła. Podszedł powoli do Midoriyi i położył mu ręce na ramiona. Spojrzał mu w oczy nachylając się lekko.

- Midoriya...każdy powinien robić to, do czego jest stworzony. Jeśli źle się czujesz, do końca tygodnia masz czas, żeby się wykurować. Nie dramatyzuj proszę i się ogarnij, dobrze?

Zimny pot oblał piegowatego, gdy uścisk na jego ramionach nasilił się, a uśmiech szefa przybrał nieco groźniejszy wyraz. Romero odsunął się od swojego pracownika i spowrotem usiadł przy biurku.

-  Tak, szefie...

Chłopak podniósł pokrowiec z bronią i opuścił pomieszczenie. Poczuł w oczach łzy. Oparł się o dębowe drzwi i wypuścił z ust drżący oddech. Do jego uszu dotarł komunikat puszczany z głośników.

- Nasz niezawodny agent wrócił z misji. Wykonał zadanie na szóstkę, dlatego proszę, abyście miło go pożegnali.

Izuku zrobiło się niedobrze. Doskonale wiedział, że szef robi mu na złość. To kara za próbę postawienia się. Szybko udał się do windy. Zignorował wszystkie ciekawskie spojrzenia i ciepłe słowa od innych pracownków. Opuścił biurowiec, zgrabnie wymijając wszystkich, którzy starali się mu pogratulować.

Szedł w ciszy, rozglądając się po przechodniach. Szum miasta nieco go uspokoił i pozwolił zebrać myśli. Spojrzał na duży billboard, na którym widniały twarze top-bohaterów. Większość znał osobiście. Przybił go ten widok, dlatego naciągną na głowę kaptur i przyspieszył kroku.

Nie miał ochoty wracać do pustego domu. Wiedział, że nie zniósłby ciszy. Skierował swoje kroki do najbliższej kawiarni. Usiadł przy oknie i wcześniej zamawiając mocną, słodką kawę, wbił wzrok w okno.

Znowu poczuł ten kłujący ból w okolicach skroni, a przed oczami zrobiło mu się ciemno. Usłyszał w głowie serie strzałów, jakby właśnie powalał kogoś z karabinu na ziemię w akompaniamencie własnego, chorego śmiechu. Zakrył rękami twarz i się rozpłakał.

Nie tak to sobie wszystko wyobrażał.

And The End {BakuDeku}Where stories live. Discover now