Rozdział Pierwszy

111 8 96
                                    

Każdy wspaniały dzień najlepiej jest zacząć wspaniałą przygodą


- Kapitanie? Kaapiitaaniee – łagodny, aczkolwiek donośny i dźwięczny dziewczęcy głos wybudza Leintetha ze snu.

Kiedy bohater otwiera oczy i zauważa lecącego w kierunku jego głowy grubego, rudego kocura. Leinteth nawet nie próbuje go uniknąć. Przyjmuje kocisko prosto na twarz. Głośno miaucząc, kocur chwyta pazurami za rozczochrane kudły Leintetha, mocno się do nich przyczepiając.

- Kapitanie! – dziewczęcemu głosowi tym razem towarzyszy nutka irytacji oraz stanowcze tupnięcie nogą. – Trzeba nakarmić Kburka!

- Czemu ty tego nie zrobisz? – pyta ponuro Leinteth, próbując odczepić od twarzy tłuste kocisko, które kiedy zostaje chwycone za sierść, zaciska swoje pazury jeszcze mocniej. Pełne zniechęcenia i zmęczenia burknięcie wydobywa się z gardła bohatera.

- Kburek chce, żebyś to ty go nakarmił – dziewczęcy głos łagodnieje, odciążając Leintetha od narastającego w nim poczucia winy, związanego zarówno z zaniedbywaniem kociej diety, jak i również minionego w nocy koszmaru. Rudy kot przeciągłym miauknięciem potwierdza słowa dziewczyny.

- Gdybyś ty tylko wiedziała, przez co ja przechodzę... - mówi z żalem Leinteth, podejmując kolejną próbę zdjęcia Kburka z głowy. Kocurzysko jednak nie odpuszcza.

- Przez kryzys wieku średniego? – pyta beztrosko dziewczęcy głos. - Grobową krawędź, nad którą popycha cię nieunikniona starość? A może to poczucie niespełnienia i zmarnowanego życia, dopadające człowieka w momencie, kiedy uświadamia sobie, że nic po sobie nie zostawi dla przyszłych pokoleń?

- Wiesz co?

- Co?

- Jesteś bezczelna. I to bynajmniej nie w zabawny sposób.

- To nie ja, to twoje sumienie.

Leintethowi w końcu udaje się w odpowiedni sposób chwycić Kburka, by zdjąć go z głowy, oszczędzając sobie poważniejszych zadrapań. Bohater spogląda prosto w złociste oczy rudego kocura, który prychnięciem wyraża swoje niezadowolenie, po czym agresywnie zaczyna się wyszarpywać z uścisku. Kiedy Leinteth go puszcza, kot zamiast posłusznie spaść na ziemię, mocno chwyta się pazurami prawej ręki Leintetha.

- Ty je tak tresujesz, czy one same z siebie są takie?

- Wydaje mi się, że Kburek ma coś w rodzaju lęku gruntowego przez co boi się przebywać na ziemi.

- Co?

Kburek, jakby na potwierdzenie słów dziewczyny, wspina się wyżej po ręce Leintetha, niczym po drzewie i umiejscawia się za jego głową, po czym głośno miauczy mu prosto do ucha. Leinteth cicho wzdycha.

- Dobrze, już dobrze, wredny tłuściochu. Nakarmię cię, tylko daj mi wstać.

W momencie, w którym Leinteth podejmuje się próby powstania z łóżka, Kburek gwałtownie zeskakuje z bohatera. Odpychając się od niego, wytrąca go z chwiejnej po ciężkiej nocy stabilności, sprawiając, że Leinteth potyka się o leżącego na ziemi kolejnego kota. Upadając uderza głową w próchniejącą półkę, na której stoi butelka z białym kwiatkiem. Półka przełamuje się na pół, a butelka spada na Leintetha rozlewając dookoła wodę. Dwanaście kotów znajdujących się w pobliżu rzuca się do panicznej ucieczki.

- Mogłam ci powiedzieć, że oprócz Kburka powinieneś jeszcze nakarmić Drapiracza, Mruszyszewicza, Panroćka, Albiriratrosa, Miausesę, Łapiczównę, Wąsowinkę, Elibarbiriettę, Puszomirka, Pulupulecika oraz Panią Wu.

Iskry ZagładyWhere stories live. Discover now