Rozdział Szesnasty 2/4

5 1 1
                                    


Leinteth gwałtownie zrywa się z łóżka, czując spływające po nim strugi zimnego potu. Dostrzega przed sobą mlecznobiałe niebo świata Krekinosa, po którym trudno się zorientować ile czasu bohater spał. Leinteth stwierdza, że wystarczająco długo. Powoli uspokajając oddech, Leinteth wstaje i wychodzi na taras. Opiera się o barierkę, pustym wzrokiem wpatrując się w dal. 

Po raz pierwszy w swym koszmarze Leinteth dostrzega oblicze bestii, skrytej w wieży. Po raz pierwszy ukazuje mu się mroczna istota, pełna gniewu, nienawiści i niepohamowanej żądzy zniszczenia. Patrząc prosto w szkarłatne oczy bestii, Leinteth zaczyna rozumieć, jak bardzo jest słaby i bezradny, wobec jej przytłaczającej potęgi. Zawsze wcześniej bohaterowi wydawało się, że byłby w stanie pokonać zło, gdyby to miało odwagę stanąć z nim do walki. Teraz jednak Leintetha ogarnia poczucie, że to nie bestia, lecz on sam nie jest godnym przeciwnikiem. Ani zdolności Leintetha, ani dragorytowe ostrza, ociekające krwią niezliczonych ofiar, nie są żadnym wyzwaniem dla mrocznej potęgi. Bestia nigdy nie uciekała przed Leintethem. Oszczędza go wyłącznie po to, by bohater mógł zostać świadkiem zagłady swojego świata. 

Wtem rozbrzmiewa głośne pukanie do drzwi. Wyrwany gwałtownie z ponurych myśli, Leinteth odruchowo prawie przeskakuje nad tarasową barierką. Spogląda szybko w dół, po czym powraca do komnaty, chwytając za rękojeści swoich mieczy.

- Eee... Otwarte? Trzeba tylko pociągnąć drzwi do siebie - oznajmia Leinteth. Następuje dwukrotne szarpnięcie drzwiami. - A może je trzeba było pchnąć?

Drzwi powoli się otwierają i w progu staje jaszczurzy sługa Krekinosa. Rapte wysuwa krótko swój fioletowy język, spoglądając z nieukrywaną pogardą na Leintetha.

- Missstrz cię wzywa - mówi zjadliwie Rapte. 

- A ty zapewne masz mnie do niego zaprowadzić? Świetnie! Stęskniłem się za tobą jaszczureczko, ty moja kochana. Jak tam zdrówko? Dopisuje? - pyta z uśmiechem Leinteth. - Zastanawiam się, co byś zrobił, gdybym powiedział, że nie mam zamiaru widzieć się z twoim mistrzem, dopóki nie powiesz mi czegoś o sobie.

- Jesssteś irytujący - odpowiada warkliwie Rapte. - I nie mam ochoty z tobą rozzzmawiać. Nędzny robaku...

- Rapte, Leintethu. Proszę, nie utrudniajcie sobie wzajemnie życia - rozbrzmiewa łagodny, uspokajający głos Krekinosa. - Nie jesteście już dziećmi. Słowne potyczki nie są wam wskazane.

- Wiesz, syczący przyjacielu - mówi Leinteth. - Gdybyś był nieco bardziej rozmowny, moglibyśmy przedyskutować między sobą, jakie to niezręczne, czuć tę wszechogarniającą obecność twojego missstrza. Co nie? Rozumiem. Nie chcesz, to nic nie mów. Rób dalej swoje.

Leinteth szybko się ubiera, zabiera swoje miecze i sztylety, po czym rusza za jaszczurzym przewodnikiem. Rapte przeprowadza Leintetha przez kręte korytarze i schody, po których tym razem Leinteth i jego towarzysz schodzą na niższe piętra. Opuszczają pałac jednym z bocznych przejść i trafiają do ogrodu otoczonego wysokim murem.

Wśród szkarłatnych roślin, przypominających spiralną trawę, na cienkich, fioletowych łodygach rosną czarne, ośmiopłatkowe kwiaty. Na ogród rzucają cień wysokie, ciemne drzewa, z rozłożystymi koronami, porośniętymi brązowymi liśćmi. Woń ogrodu przypomina Leintethowi zapach powietrza po przejściu szalonej burzy. 

Krekinos czeka na Leintetha, siedząc na kamiennym tronie, otulonymi czarnymi kwiatami. Krekinos opiera swoją twarz na splecionych dłoniach, wpatrując się przed siebie błyszczącymi oczami. 

- Usiądź, Leintethu - Krekinos wskazuje na krzesło, które pojawią się za Leintethem. 

Bohaterowi od razu przypomina się jego pierwsze spotkanie z Najwyższym Kapłanem. Leinteth zgodnie z poleceniem siada. W następnej chwili obok niego wyrasta niewielkie drzewko, które od razu wdaje kształtne, czerwone owoce, przypominające jabłka. 

Iskry ZagładyWhere stories live. Discover now