Rozdział Dwudziesty Drugi 1/3

3 1 0
                                    

Historia zatacza kręgi, by mogła się dalej toczyć

Ból jest nieodłącznym czynnikiem powrotu do świadomości. Tak to przynajmniej wygląda w przypadku Leintetha, a raczej jest to pierwsza myśl, która towarzyszy mu po przebudzeniu. Ból wpierw pojawia się w głowie, po czym rozchodzi się po całym ciele bohatera przypominając mu o tym, że wciąż żyje i skończył się czas na beztroski sen.

Powoli Leinteth otwiera oczy i zauważa, że znajduje się w niewielkim okrągłym pomieszczeniu, oświetlanym delikatnym, magicznym, białym świetlikiem. Ściany i podłoga robią wrażenie, jakby były wykonane w środku drzewa. Bohater podnosi się z płaskiego materaca i zauważa, że ciało ma owinięte licznymi bandażami, mającymi intensywny ziołowy zapach. Nagle kawałek ściany odsuwa się na bok i jasne światło słońca wlewa się do środka pomieszczenia. Leinteth odruchowo przysłania oczy. Dostrzega stojący w progu cień wysokiego mężczyzny.

- Niech łaska Krekinosa, spłynie na ciebie - oznajmia jegomość. - Widzę, że szybko wracasz do zdrowia.

Jest wysoki, potężnie zbudowany. Czarne włosy sięgają mu do ramion. Ma na sobie skórzany pancerz, wzmacniany stalowymi płytkami na piersi, brzuchu i na ramionach. Zza pleców wystaje mu długa rękojeść oburęcznego miecza. Człowiek ten ma krótką, czarną brodę, lekko zakrzywiony na prawą stronę nos i ciemne oczy. Lewe oko zasłania mu czarna opaska. Wkraczając do środka pomieszczenia, lekko kuśtyka na prawą nogę. 

- Łaska cze... Co? Co?! - Leinteth pomimo licznych ran zrywa się do siadu, po czym od razu upada, nie znajdując w sobie siły na podtrzymanie się w tej pozycji. Przez chwilę leży stękając z bólu i walcząc z nim w swojej głowie. W końcu jednak udaje mu się go przezwyciężyć i powrócić myślami do rzeczywistości. - Co? - powtarza uparcie bohater.

- Szybko wracasz do zdrowia, wybrańcu - oznajmia Mateo, znany Leintethowi, jakby z poprzedniego życia. - To dobrze. Masz wiele do zrobienia, a Krekinos nie lubi zwlekania. 

- Nie, to się nie dzieje naprawdę! - mówi Leinteth. - A jeśli nawet, to mam to gdzieś. Pieprzę to. Niech szlag to wszystko trzaśnie i pies wychędoży! Wracam do domu. Tylko wpierw coś zjem. Byleby bez grzybów.

Mateo siada na niewielkim pniaku i zaczyna się głośno śmiać.

- Czyli to wszystko wina grzybów? - pyta Smoczy Zabójca. - Wstrętne paskudztwo, raz je człowiek zje i już się nigdy nie uwolni od ich wpływu.

- Dobrze wiedzieć, że nie tylko ja mam z tym problem - oznajmia Leinteth. - Rzeczywistość już chyba zbyt dawno gdzieś umknęła, żeby istniał sens, by się nią przejmować.

- Gadanie południowców - Mateo wzrusza ramionami. - Jest po prostu, tak jak jest i z tym trzeba się liczyć. Nieważne, czy są grzyby, czy też nie. Najważniejsze to pozostać sobą.

- Ale żeś przymądrzył teraz. 

- A niby powiesz coś mądrzejszego?

- Nie - Leinteth krótko kręci głową. - Do bycia mądrym to się nie nadaję. 

- Raczej nie mam co zaprzeczać - oznajmia Mateo. - Jak coś, przyniosłem ci trochę ziołowo-korzennego ciasta. Nie jest to zbyt dobre, ale szybko przywróci ci siły. 

Mateo zostawia Leintethowi ciasto, po czym opuszcza go. Leinteth przez długą chwilę wsłuchuje się w ciszę, zastanawiając się czy cokolwiek dokonał. Spogląda na swoje zabandażowane ręce i kilka razy zgina palce. Trochę magii, ziół, leczniczych wywarów i wkrótce zapewne odzyskają swoją całkowitą sprawność. O ile walka z Krekinosem była czymś prawdziwym, Leintethowi nie przyszło zapłacić zbyt wysokiej ceny za zwycięstwo. Niebawem wszystko wróci do normy. 

Iskry ZagładyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz