Rozdział Dwunasty 1/3

7 2 3
                                    

Światem rządzą przypadki, którymi kieruje przeznaczenie


Ból jest nieodłącznym czynnikiem powrotu do świadomości. Tak to przynajmniej wygląda w przypadku Leintetha, a raczej jest to pierwsza myśl, która towarzyszy mu po przebudzeniu. Ból wpierw pojawia się w głowie, po czym rozchodzi się po całym ciele bohatera przypominając mu o tym, że wciąż żyje i skończył mu się czas na beztroski sen.

Powoli Leinteth otwiera oczy i zauważa, że znajduje się w niewielkim okrągłym pomieszczeniu, oświetlanym delikatnym, magicznym, białym świetlikiem. Ściany i podłoga robią wrażenie, jakby były wykonane w środku drzewa. Bohater podnosi się z płaskiego materaca i zauważa, że ciało ma owinięte licznymi bandażami, mającymi intensywny ziołowy zapach. Nagle kawałek ściany odsuwa się na bok i jasne światło słońca wlewa się do środka pomieszczenia. Leinteth odruchowo przysłania oczy. Dostrzega stojący w progu cień wysokiego mężczyzny.

- Niech łaska Krekinosa, spłynie na ciebie – oznajmia jegomość. – Widzę, że szybko wracasz do zdrowia.

Jest wysoki, potężnie zbudowany. Czarne włosy sięgają mu do ramion. Ma na sobie skórzany pancerz, wzmacniany stalowymi płytkami na piersi, brzuchu i na ramionach. Zza pleców wystaje mu długa rękojeść oburęcznego miecza. Człowiek ten ma krótką, czarną brodę, lekko zakrzywiony na prawą stronę nos i ciemne oczy.

- Łaska czego? – pyta skonfundowany Leinteth. Ból w jego głowie nasila się. – Co? Gdzie ja... Uhh...

- Nie kłopocz się. Na wszystkie pytania znajdziesz wkrótce odpowiedź. Wpierw wypij to.

Leinteth spogląda na podaną mu miskę z parującym, pachnącym, złocistym płynem. Jego żołądek dość gwałtownie mu przypomina o swojej pustocie. Bez większego wahania Leinteth przyjmuje miskę i momentalnie opróżnia ją kilkoma łykami. Rosół rozgrzewa go, ale nie zaspokaja prawie wcale głodu bohatera.

- Nie masz tego więcej? – pyta Leinteth. – Jeśli tak, to dorzuć do tego jeszcze tęgi kawał prosiaka i trochę skwarek, a także chlebową pajdę smalcem smarowaną. Też ze skwarkami, jeśli można tego sobie życzyć.

- Jak najbardziej! - nieznajomy człowiek kiwa z uznaniem głową. – Wielki apetyt jest nieodłączną cechą prawdziwie wielkich wojowników!

- Nie zaprzeczę – oznajmia Leinteth, uśmiechając się niepewnie.

- Niebawem powrócę – mówi nieznajomy, po czym zostawia Leintetha samego w dziwnym pomieszczeniu. Pozostawia je otwarte, wpuszczając do środka chłodne, orzeźwiające powietrze.

Leinteth bierze głęboki wdech. Wypełniająca przestrzeń magia nasila ból w głowie Leintetha. Bohater zaczyna się zastanawiać, jak znalazł się w tym nietypowym miejscu, powoli układając fragmenty swoich wspomnień. Przypomina sobie wodospad, walkę z trollem, orkami. Przypomina sobie jak spotkał Leantrę i dotarł do Hamergridge, a wcześniej przeprawiał się przez bagniska mughenów.

Połączenie tych wszystkich zdarzeń bynajmniej nie doprowadza Leintetha do rozsądnych wniosków. Jest wręcz przeciwnie. Po raz kolejny bohater budzi się pośród jakichś dziwnych okoliczności. To przytłacza jego umysł myślami o koszmarze i innych, niepokojących rzeczach.

- A co jeśli mój koszmar jest prawdą, a to wszystko to tylko sen? – pyta samego siebie bohater. – A może to wszystko to tylko dziwny sen, a ja nigdy nie wyruszyłem z Pelerav? Niedobrze... Chyba, że to rzeczywiście tylko sen. Czy gdyby tak było to mógłbym sobie czegoś zażyczyć i to by się stanęło? Nie, raczej nie... To raczej jeden z tych snów, co kontroluje mnie, a nie ja jego. Tak to już jest z tymi koszmarami, że usilnie starają się przypominać rzeczywistość, a najwspanialsza rzeczywistość zawsze przypomina sen. Zresztą, co za różnica? Jestem tu gdzie jestem i najchętniej bym coś zjadł.

Iskry ZagładyWhere stories live. Discover now