Rozdział Piętnasty 1/5

2 1 0
                                    

Każdy z nas jest władcą własnego królestwa


Na oficjalnej mapie Etriadoru Góry Brązowe przypominają przypadkowo zrobioną brązową plamę. Największy szczyt nazywa się Pakkatza, wznoszący się na wysokość około czterech tysięcy metrów. Tworzy on na północy wielką górską ścianę, od której na południe piętrzą się liczne mniejsze szczyty i wzgórza. Między nimi ciągną się głębokie doliny oraz rozległe kaniony. Większość ścieżek prowadzi obok wysokich urwisk. To właśnie wśród tych gór, stało niegdyś wspaniałe miasto Krowag. Od czasu jego upadku, Góry Brązowe stały się jałowo-skalistym miejscem o ponurych krajobrazach. Wśród nagich skał nie widać najmniejszych śladów życia. Ciszę wśród wzgórz przerywają jedynie podmuchy silnego wiatru, unoszące w powietrze chmury piachu i pyłu.

Nes, Hektor, Herd oraz Eric Łowczyk przemierzają szlaki Gór Brązowych bez najmniejszego poszanowania dla cichej i ponurej atmosfery, panującej dookoła nich. Śmiech radosnej Nes i beztroskiego Hektora echem niesie się między górami, kiedy wymieniają się między sobą możliwie najtandetniejszymi żartami.

- Hektorze! Hektorze! – woła podekscytowana Nes. - Co jest duże, rogate i nie potrafi zejść na ziemię?

- Lewitujący, demoniczny kartofel? – pyta po chwili zastanowienia Hektor.

- Też – śmieje się Nes. – Ale miałam na myśli krowę na dachu! Rozumiesz? Krowa. Na dachu!

Nes i Hektor po raz kolejny zaczynają się głośno śmiać.

- Co jest z nimi nie tak? – pyta młody Eric Łowczyk, idący kilka metrów za Nes i Hektorem, towarzysząc cichemu Herdowi.

- A widziałeś ty kiedyś krowę na dachu? – pyta Herd.

- Nie. To głupie – stwierdza Eric. – Krowy nie wchodzą na dachy.

- Ale można je tam przeteleportować – tłumaczy Herd, po czym prędko sobie uświadamia, że za bardzo zaczyna mu się udzielać hektorowa bezmyślność. – Ale masz rację, to głupie. A ta dwójka, cóż...

- Do najmądrzejszych to nie należą – oznajmia Eric. – To chciałeś powiedzieć?

- Czy ja wiem? – burczy cicho Herd. – To prawda, cieszy ich niemalże każda głupota. Najbardziej to własna. Tyle, że widzisz to, że potrafią się tak cieszyć, świadczy o tym, że...

- Że? – dopytuje Eric, kiedy Herd pogrąża się w zamyśleniu.

- Herdzik! Co się tak tam z tyłu wleczecie?! – woła Nes. – Zupełnie jak te ślimaki w przysłowiowym maśle. A może to był dżem?

- Dżem ze ślimakami, to coś co Herdzikowi na pewno by posmakowało – stwierdza rozbawiony Hektor.

- Obiecuję, że kiedyś wybiorę się do Kreonii, znajdę słoik z takim dżemem i wepchnę ci go głęboko w gardło, jeśli jeszcze raz nazwiesz mnie Herdzikiem!

- Czemu po prostu nie odpuścisz? – pyta Eric. – Twoja złość ich tylko jeszcze bardziej rozśmiesza.

- Nie będziesz mi mówił, co mam robić, dzieciaku – warczy ponuro Herd do Erica.

- Nie jestem żadnym dzieciakiem! – woła oburzony chłopiec. – A niech was wszystkich dzida Halgomona trzaśnie! Daleko jeszcze do tych ruin?

- Herdosławie, wziąłeś mapy? – przemawia Hektor.

Herd obdarowuje Hektora milczącym spojrzeniem, pełnym gniewu i narastającej złości. Hektor uśmiecha się nieporadnie, cierpliwie czekając na odpowiedź.

Iskry ZagładyWhere stories live. Discover now