Rozdział Siódmy

13 2 28
                                    

Zdrajca, który przyznaje się do bycia zdrajcą, jest po prostu szczerym wrogiem


Do Siwego Szczytu nie prowadzi żaden szlak. Dotrzeć tam można przemierzając wielkie trawiaste pole, po czym trzeba jeszcze przedostać się przez gęsty zagajnik. Kessi towarzyszy Leintethowi dopóki jest w stanie przedzierać się przez gęste krzewy. Potem Leinteth zostawia klacz i resztę drogi na szczyt pokonuje przeskakując z drzewa na drzewo. Znajdują się one tak blisko siebie, że nie stanowi to dla bohatera najmniejszego problemu, jest to o wiele łatwiejsza droga, niż gdyby miał się męczyć z wysoką, ciernistą gęstwiną.

Siwy Szczyt roztacza wokół siebie ponurą, złą aurę. Niegdyś było to miejsce, gdzie czarownice i wiedźmy odprawiały odrażające, plugawe rytuały, aż do czasu, gdy młody rycerz Vellis raz na dobre pokonał i wypędził z Siwego Szczytu złe moce. Choć uświęcająca moc Vellisa od ponad dwustu lat odpędza złe istoty, to jednak nie jest na tyle potężna, by całkowicie oczyścić to miejsce ze skazy skumulowanego w niej zła. Przez to Siwy Szczyt jest jednym z najbardziej odpychających miejsc w całej Artiji. Im bliżej jest do wierzchołka, tym ziemia staje się bardziej jałowa. Rosnące na niej rośliny wydają się nie być ani żywe, ani martwe. Długimi kolcami odstraszają od siebie wszelkie stworzenia. Potrzebna jest niezwykle silna wola, aby przedrzeć się przez nie na szczyt, gdzie znajduje się niewielka okrągła polana i rozbity ołtarz, służący niegdyś pradawnym rytuałom. Trawa na szczycie jest popielatoszara.

Leinteth wyskakuje spomiędzy drzew na polanę, gdzie czeka już na niego Shen. Złocistowłosy elf siedzi na połówce ołtarza, trzymając na kolanach elegancką, elficką kuszę. Siła jej wystrzału potrafi przedziurawić ceglany mur, a jednocześnie kusza jest tak łatwa do naciągnięcia, że można to zrobić jedną ręką.

Shen uśmiecha się na widok Leintetha. Nie jest to jednak drwiący uśmieszek służalczego elfiątka, lecz uśmiech pełen szlacheckiej wyniosłości. Prostaczkowe ubranie Shena, które nie wyróżniało go w żaden sposób pośród feruimskiego tłumu zostaje zastąpione elegancką zbroją paskową. Na każdym pasie wyszyte są złotą nicią błyszczące liście. Leinteth widział już wcześniej podobne pancerze wśród elfów z Geldherim. Paski z tej zbroi nie są ani skórzane, ani stalowe, lecz wyrabiane są ze specjalnego rodzaju roślin. Pancerze te w niezwykły wręcz sposób tłumią siłę uderzenia, iż potrafią nawet odbić wystrzelony z balisty pocisk, w taki sposób, że noszący pancerz odczuje to jako drobne szturchnięcie. Stworzenie takiej zbroi należy do największego kunsztu elfickich rzemieślników i tylko wybrani spośród elfiej elity mogą pozwolić sobie na noszenie takich zbroi. Wysoką rangę Shena podkreśla również liściasty płaszcz, wykonany z dziesiątek tysięcy drobnych, falowanych geldów, drzew rosnących jedynie w Geldherim. Są to szczególne, jednodniowe listki, niezwykle lekkie, a zarazem niezwykle wytrzymałe i miłe w dotyku. U boku Shena Leinteth dostrzega długą, elficką szablę. Shen delikatnie stuka w jej rękojeść.

- Shen? – pyta Leinteth, zaskoczony tak ogromną zmianą wizerunku złocistowłosego elfa.

- Niech zgadnę – mówi Shen. – Myślałeś, że jestem elfim wygnańcem, bądź uciekinierem.

- Elfy z Geldherim nie mają zbyt wielu innych powodów, aby opuszczać swoje lasy – odpowiada Leinteth.

- A że jestem z Geldherim pewnie wywnioskowałeś po bladej cerze i lśniąco złocistych włosach? – pyta z udawanym oburzeniem Shen. – Jestem naprawdę rozczarowany twoją tak typowo ludzką postawą!

- Domyśliłeś się, że jestem człowiekiem po moim niewygórowanym poczuciu humoru? – pyta rozbawiony Leinteth.

- Myślę, że nie powinniśmy się zagłębiać w humorystyczne kwestie, bo ugrzęźniemy w pozbawionym konkluzji bagnie, które wciągać nas będzie coraz bardziej w głębię bezsensowności.

Iskry ZagładyWhere stories live. Discover now