Rozdział Trzynasty 3/4

3 1 1
                                    


- Widzę, że wszystko przygotowałeś, jak cię o to prosiłem – mówi Leinteth do Matea, kiedy spotykają się przy jeziorze Neavry.

- Tak – odpowiada warkliwie Mateo. – Tylko nie mam pojęcia, co ma wędkowanie do odnalezienia drogi do świata Krekinosa.

- Nie będziemy wędkować – oznajmia Leinteth.

- To po co kazałeś mi wziąć ze sobą wędki? – pyta zirytowany Mateo.

- Dla zmylenia opinii publicznej. I żebyś sobie przypadkiem nie pomyślał, że zamierzam cię zabrać na miłą podróż po jeziorku w blasku księżyców.

- Co? – pyta z równym zdziwieniem i obrzydzeniem Mateo.

- Nieważne – macha ręką Leinteth. – Weźmiemy sobie popłyniemy za wodospad.

- To bez sensu. Nic tam nie ma – mówi Mateo, obojętnie wzruszając ramionami. – Wiem to, ponieważ sam tam nieraz bywałem.

- Tylko, że ty nie jesteś wybrańcem. Nie mogłeś znaleźć tego, co mi jest przeznaczone, żebym odnalazł.

- Jeśli to prawda, to po co mam tam płynąć z tobą?

- Jako wsparcie mentalne – odpowiada Leinteth. – A także możliwe, że przydadzą się twoje inne zdolności.

- Mam nadzieję, że nie ma to nic wspólnego z zaglądaniem pod łóżka, czy coś w rodzaju kolejnych, dziwacznych żartów.

- Chciałbym zaprzeczyć, ale jeśli się nie mylę, co do tego, co tam znajdziemy, to... Zresztą, co ja ci tu będę paplał i w głowie mieszał? Póki nie sprawdzisz w czym rzecz, nie będziesz wiedział.

Mateo wzdycha, wzrusza ramionami i wsiada do łodzi z Leintethem. Powoli odbijają od brzegu, kierując łódź prosto w stronę wodospadu.

- Słyszałeś kiedyś, że podobno wodospady symbolizują niespełnione pragnienia? – zagaduje Leinteth w połowie drogi.

- Nie – odpowiada krótko Mateo. – I mało mnie obchodzi to całe południowe biadolenie. Wodospad to wodospad. Woda sobie spada. Z góry na dół. Nie ma co się doszukiwać w tym jakiegoś głębszego znaczenia.

- Zgaduję, że nie czytasz za wiele poezji – stwierdza Leinteth. – I zresztą dobrze. Źle bym się czuł, gdybyś mi tu zaczął w przepływie zachwytu metaforyzować jakieś dziwne rzeczy. Ale mniejsza już o to... Coś tam napomknąłeś o południowym biadoleniu. Zgaduję, więc że pochodzisz z północy.

- Tak – przytakuje Mateo. – Bardzo odległej północy.

- Czyżby Lodowy Odmęt? – dopytuje Leinteth.

- Tak – po raz kolejny przytakuje Mateo. – Na północy mamy takie powiedzenie, że wam południowcom słońce tak mocno przygrzało, że wam się gówno do łbów przelało. Stąd też zdecydowanie za często myślicie o jakichś posranych bzdurach.

- Coś w tym jest – stwierdza rozbawiony Leinteth. – Z drugiej jednak strony, czym różnilibyśmy się od zwierząt, gdybyśmy myśleli tylko o tym, co jest nam naprawdę potrzebne?

- Nie sądzę, żeby to akurat głupota była najlepszym przejawem człowieczeństwa – oznajmia Mateo. – Choć nie da się zaprzeczyć, że durniejszych istot od ludzi ciężko szukać w tym świecie. Ludzi wyróżnia jednak znacznie więcej, niż to. Zaraza... Aż i mnie wzięło teraz na to południowe biadolenie! Na takie dziwne chwile warto jest więc sobie przypomnieć inne powiedzenie z północy, że nic nie odgarnia mroków wątpliwości lepiej, niż ciepłe ognisko i potężny kawałek soczystego mięsa!

Iskry ZagładyWhere stories live. Discover now