Rozdział Siedemnasty

4 1 3
                                    


Nie ucz smoka ogniem ziać


Czekając na wezwanie od Krekinosa, Leinteth udaje się do jednej z pałacowych komnat. Zmęczony walką i intensywnym myśleniem, siada pod ścianą i przymyka na chwilę oczy. Chwila ta trwa jednak dłużej, niż samozwańczy bohater tego by chciał, gdyż nagle zasypia. Budzi się w momencie, gdy rozbrzmiewa pukanie do drzwi. Leinteth niechętnie otwiera oczy, czując jak zmęczenie ciąży mu na każdym mięśniu i w kościach. Nie ma ani chęci, ani sił, by walczyć teraz z Krekinosem. Wie jednak, że musi. Od tego zależą losy całej Artiji. 

- Piętnaście minut dłuższej drzemki raczej nie uratuje świata - burczy pod nosem Leinteth, zbierając w sobie cały swój upór, żeby wstać, podejść do drzwi i je otworzyć. 

Do środka wbiega pośpiesznie Pattella i nawet nie zamykając za sobą drzwi, chwyta Leintetha w objęcia. Głośno szlocha, a z jej oczu łzy leją się strumieniami.

- Leintethu... Ja... Przepraszam - mówi drżącym głosem. 

Zaskoczony Leinteth powoli odsuwa ją od siebie. Wtedy też dostrzega w jej dłoni powykręcane ostrze sztyletu. Odruchowo odpycha od siebie Pattellę i cofa się dwa kroki, lecz udaje mu się stłumić swój wojowniczy instynkt przed chwyceniem za miecze. 

- Nie zrobiłaś nic złego - mówi cicho Leinteth, zdając sobie sprawę z tego, po co Pattella do niego przyszła. - To ja jestem winien ci przeprosiny.

- To wszystko moja wina - Pattella kręci głową. Czarne włosy opadają jej na twarz. - Nie stałoby się to wszystko, gdyby nie ja... Nie byłoby cię tu, gdybym nie... Krekinos powiedział, że wciąż mogę naprawić swoje błędy...

Pattella spogląda na trzymany w ręku sztylet, po czym wyrzuca go w kąt pomieszczenia.

- ...ale ja nie potrafię. Myślałam, że...

- Już dobrze - mówi uspokajająco Leinteth, obejmując przyjaciółkę. - Nie musisz nic więcej robić. Cokolwiek się stanie, nie obwiniaj siebie. Możesz za to winić mnie. Niełatwo jest dźwigać los świata na swoich barkach, ale ktoś musi go unieść. Dźwignę go, nawet jeśli mnie przez to znienawidzisz. Nawet jeśli miałby mnie znienawidzić cały świat.

Pattella przytula się mocniej do Leintetha, cicho śmiejąc się przez łzy. Choć niemalże całe życie spędziła pod opieką Krekinosa, to u Leintetha udaje jej się odnaleźć coś znacznie jej bliższego. Drobny promyk nadziei, zdolny odgonić straszliwe mroki koszmarów. Znowuż jednak ogarnia ją rozpacz na myśl o tym, że Leinteth w trosce o swój świat będzie musiał stanąć do walki z Krekinosem. Walki, na której wygranie nie ma zbyt wielkich szans.

- Leintethu... - mówi cicho Pattella. - Oni zaraz tu przyjdą. Musisz... Musisz uciekać.

- Co? - pyta zdumiony Leinteth. - Przecież...

- Krekinos cię oszukał - oznajmia Pattella. - Zrobi wszystko, żeby zrealizować swój plan. On... On prawdziwie się ciebie obawia, dlatego opuścił ten świat, rozkazując Raptemu i Nevarom, aby cię zabili. Oni wkrótce tu będą.

- Jak to? Czemu mi to mówisz? Myślałem, że jesteś po jego stronie.

- Długi czas wierzyłam, że tylko Krekinos zdoła uchronić mnie przed koszmarami - mówi Pattella. - Myślałam, że słusznym będzie zesłać na świat oczyszczenie. Ukarać go za całe zło, które spotkało mnie, ciebie i z pewnością jeszcze wiele niewinnych osób. Teraz jednak myślę, że w sumie to nikt z nas nie jest niewinny. Walczymy po prostu o to, co jest dla nas ważne. W tej chwili zaś to, co dla mnie ważne...  

Iskry ZagładyWhere stories live. Discover now