Rozdział Szósty 6/6

10 2 6
                                    

Niszczycielski kontratak nie sięga do mrocznego elfa, który dzięki magii wzbija się w powietrze. Jego oczy rozbłyskują fioletowym płomieniem, świadcząc o przygotowywaniu kolejnego zaklęcia.

- Ha! Dawaj wszystko co masz, czarnuchu! Widzisz te miecze! – woła szyderczo Shen, wskazując na ostrza Leintetha. – To dragoryt! Nie masz wobec niego najmniejszych szans!

Leinteth i Elisia, nie ukrywając zażenowania spoglądają na śmiejącego się złocistowłosego elfa.

- No co? – pyta Shen, wzruszając ramionami. – Ten podziemny prymityw i tak nic nie rozumie z naszej mowy.

Zupełnie niespodziewanie w Shena trafia obezwładniająca błyskawica Elisii, zwalając elfa z nóg. Zdumiony Leinteth niepewnie uśmiecha się w jej stronę.

- Jak dla mnie jest za bardzo zdradziecki i przewrotny – tłumaczy prędko czarodziejka, po czym przenosi wzrok na drowa. – Leintethu uważaj. To formuła zaklęcia przywołania. Obawiam się, że twoje ostrza nie zdołają tego złapać.

Potrzebna do tego rodzaju zaklęć krew, zbiera się z okolic całego skrzyżowania. Ze zwłok elfów, ludzi i niziołków, formując się w międzywymiarową bramę.

- Nie bój się – oznajmia łagodnie Leinteth, ustawiając Elisię za swoimi plecami. – Cokolwiek stamtąd wyjdzie, ja się tym zajmę. Ty pomyśl, jak ściągnąć tego drania na dół.

Mroczny elf uśmiecha się pod nosem, wyczekując przybycia demona. Sam dokładnie nie wie, jaka poczwara odpowie na jego wyzwanie. Wie jedynie tyle, że będzie spragniona krwi i rzuci się na najbliższą ofiarę, którą na pewno nie będzie lewitujący wysoko ponad polem bitwy elfi czarnoksiężnik.

W bramie pojawia się ogromny pajęczy łeb, z kilkudziesięcioma, wypukłymi oczami. Bestia ma długie, owłosione szczękoczułki, sięgające niemalże do samej ziemi. Demon przekłada przez bramę jedną ze swych długich łap, żylastą, powykręcaną jak korzeń, zakończoną siedmioma szponami. Druga ręka potwora jest identyczna. Wspierając się na wielkich łapach, jak na dwóch potężnych filarach, demon przeciska przez bramę swoje żukowate ciało i rozkłada szeroko przezroczyste, owadzie skrzydła. Nie są one w stanie wznieść demona w powietrze, lecz samo ich brzmienie potrafiłoby wzbudzić trwogę w najodważniejszych sercach.

- Nie bój się – powtarza Leinteth do Elisii. – Ten stwór, to wyłącznie mój problem.

Serce Elisii zaczyna bić szybciej, lecz nie z powodu strachu. W jej brązowych oczach rozbłyskuje czysta fascynacja i podziw. Mimo, iż widzi przed sobą straszliwą bestię, której nie wyśniłaby sobie nawet w najgorszych koszmarach, to u boku ma kogoś o wiele wspanialszego. Ma wiernego obrońcę i niesamowitego wojownika, w porównaniu z którym ta odrażająca bestia jest nie bardziej straszna, niż zwykła mucha.

Leinteth wyczekuje, aż demon całkowicie wyjdzie z portalu. Wie, że stwór celowo robi to powoli. Gdyby bohater zaatakował go w tym momencie ryzykowałby, że bestia wraz z nim błyskawicznie cofnie się przez międzywymiarową bramę. 

Po chwili plugawy stwór wyciąga z portalu resztę swego cielska, którym jest ciężki odwłok, z którego wyrastają cztery, ogromne owadzie nogi i długi, skorpioni ogon zakończony nie żądłem, lecz łysą, zieloną, ludzką głową.

Głowa na końcu ogona wrzeszczy potępieńczo, a sam demon wydaje z siebie piskliwy ryk. Bestię wypełnia szaleńczy głód i pragnienie krwi. Wszystkie jej oczy zwracają się w kierunku Leintetha.

- Zabijałem większych brzydali od ciebie – oznajmia krótko bohater, wyczekując ataku potwora.

Demon wybija się ze swych wszystkich kończyn, jakby próbował wzbić się do lotu. Odrywa się od ziemi, lecz od razu upada swym wielkim cielskiem, próbując przygnieść Leintetha. Bohater jest jednak zbyt szybki. Odpycha Elisię na bezpieczną odległość, samemu odskakuje poza zasięg potwornego cielska. Jego ciężar wstrząsa ziemią, co na chwilę wytrąca Leintetha z równowagi. Bohater podpiera się rękoma, czekając na dalszy ruch bestii.

Iskry ZagładyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz