Rozdział Czternasty 3/3

4 1 0
                                    

Uzdrowiciele Neavry szybko doprowadzają Leintetha do sprawności. Magia, ziołowe napary i maści, pobudzają krążenie krwi w ciele bohatera, przyśpieszając znacznie jego regenerację. Leinteth budzi się już następnego dnia, czując ociężały ból w całym ciele. Ból świadczący o tym, że wciąż żyje i ma wiele do zrobienia. Początkowo odrętwiałe i zmęczone mięśnie odmawiają Leintethowi posłuszeństwa, lecz gdy do nozdrzy bohatera dociera intensywny zapach pieczonego mięsa, postanawia zebrać w sobie wszystkie siły, aby wstać i dorwać choćby drobny kawałek smakowitej potrawy. Opierając się o ścianę Leinteth powoli sunie w stronę wyjścia z drzewnej izdebki. 

Wejścia do niej pilnuje dwóch młodych strażników, przesiadujących na pieńkach i objadających się pachnącą pieczenią, polaną tłustym, musztardowym sosem. Na widok Leintetha jeden z młodzików zrywa się na nogi, podrzucając talerz z pieczenią. Drugi młody strażnik, z niesamowitą sprawnością chwyta zarówno i talerz i pieczeń.

- Spokojnie Bulbryku – mówi młodzieniec. – Co żeś ducha zobaczył?

- Nie, ale wybraniec... Obudził się – mówi speszony Bulbryk.

- A co miał się nie obudzić? Ile można spać, kiedy Krekinos wzywa? Prawda, panie wybrany?

- Możecie mi mówić Leinteth – oznajmia bohater. – I to żaden kreci zew mnie nie zbudził, tylko zwykły głód. Ta pieczeń wygląda i pachnie smakowicie.

- To sobie wybraniec weź kawałek – odpowiada młody wojownik. – A jak już przy imionach jesteśmy, tom ja jest Virs, Łowca Niedźwiedzi, a to jest Bulbryk Od Pchania Pługa.

- Sam żeś się chyba od pługa ryjem oderwał! – oburza się Bulbryk. – Wystarczy Bulbryk. To wielki zaszczyt móc pilnować wybrańca Krekinosa!

- Skoro uważasz, że to zaszczyt, to pewnie oznacza, że niezbyt się przejęliście zniszczoną zbrojownią.

- Gdzieżby tam! – Virs obojętnie macha dłonią. – Budynek był paskudny, a nikomu większa krzywda się nie stała, to najważniejsze. A zbroje? Broń? Kupi się nowe!

- Mistrz Gordon wyliczył, że to co tam się znajdowało warte było z co najmniej siedemdziesiąt milionów etów – oznajmia Bulbryk.

- Przekażcie mu jak go spotkacie, że kiedyś mu to w jabłkach oddam – odpowiada żartobliwie Leinteth. Dwaj młodzi wojownicy krótko śmieją się z jego żartu, lecz ich uśmiech się urywa, kiedy do ich uszu dochodzi znajomy stukot drzewca gwieździstej włóczni.

- Widzę, że wybraniec doszedł już do siebie! – mówi oskarżająco Gordon. – I nawet sobie znalazł czas na durne pogawędki!

- Mistrzu Gordonie... - Bulbryk i Virs stają na baczność przed starszym wojownikiem.

- Poszli won! Macie czas i siłę, żeby bezmyślnie ględzić, to znajdziecie też na pewno czas i siłę, żeby trenować! W Neavrze lenistwo jest oznaką słabości, a słabość to największa skaza współczesnego świata! Temu ludzie właśnie popełniają błędy, ponieważ są słabi!

- Zrozumieliśmy, mistrzu Gordonie! – oznajmiają jednocześnie Bulbryk i Virs, po czym biegiem ruszają w stronę placu ćwiczeń.

Gordon uśmiecha się do ich pleców, po czym jego twarz na powrót przybiera ponury wyraz kiedy starszy wojownik spogląda na Leintetha. Siada naprzeciw niego i spogląda prosto w szare oczy Leintetha, w których nie ma nawet odrobiny skruchy.

- Narobiłeś bigosu – mówi Gordon, kręcąc głową. – Oj narobiłeś i to cały kocioł.

- Jestem wybrańcem, mogę sobie pozwolić na takie rzeczy – odpowiada Leinteth, lekceważąco wzruszając ramionami. – W tej kwestii nic się nie zmieniło?

Iskry ZagładyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz