Uzdrowiciele Neavry szybko doprowadzają Leintetha do sprawności. Magia, ziołowe napary i maści, pobudzają krążenie krwi w ciele bohatera, przyśpieszając znacznie jego regenerację. Leinteth budzi się już następnego dnia, czując ociężały ból w całym ciele. Ból świadczący o tym, że wciąż żyje i ma wiele do zrobienia. Początkowo odrętwiałe i zmęczone mięśnie odmawiają Leintethowi posłuszeństwa, lecz gdy do nozdrzy bohatera dociera intensywny zapach pieczonego mięsa, postanawia zebrać w sobie wszystkie siły, aby wstać i dorwać choćby drobny kawałek smakowitej potrawy. Opierając się o ścianę Leinteth powoli sunie w stronę wyjścia z drzewnej izdebki.
Wejścia do niej pilnuje dwóch młodych strażników, przesiadujących na pieńkach i objadających się pachnącą pieczenią, polaną tłustym, musztardowym sosem. Na widok Leintetha jeden z młodzików zrywa się na nogi, podrzucając talerz z pieczenią. Drugi młody strażnik, z niesamowitą sprawnością chwyta zarówno i talerz i pieczeń.
- Spokojnie Bulbryku – mówi młodzieniec. – Co żeś ducha zobaczył?
- Nie, ale wybraniec... Obudził się – mówi speszony Bulbryk.
- A co miał się nie obudzić? Ile można spać, kiedy Krekinos wzywa? Prawda, panie wybrany?
- Możecie mi mówić Leinteth – oznajmia bohater. – I to żaden kreci zew mnie nie zbudził, tylko zwykły głód. Ta pieczeń wygląda i pachnie smakowicie.
- To sobie wybraniec weź kawałek – odpowiada młody wojownik. – A jak już przy imionach jesteśmy, tom ja jest Virs, Łowca Niedźwiedzi, a to jest Bulbryk Od Pchania Pługa.
- Sam żeś się chyba od pługa ryjem oderwał! – oburza się Bulbryk. – Wystarczy Bulbryk. To wielki zaszczyt móc pilnować wybrańca Krekinosa!
- Skoro uważasz, że to zaszczyt, to pewnie oznacza, że niezbyt się przejęliście zniszczoną zbrojownią.
- Gdzieżby tam! – Virs obojętnie macha dłonią. – Budynek był paskudny, a nikomu większa krzywda się nie stała, to najważniejsze. A zbroje? Broń? Kupi się nowe!
- Mistrz Gordon wyliczył, że to co tam się znajdowało warte było z co najmniej siedemdziesiąt milionów etów – oznajmia Bulbryk.
- Przekażcie mu jak go spotkacie, że kiedyś mu to w jabłkach oddam – odpowiada żartobliwie Leinteth. Dwaj młodzi wojownicy krótko śmieją się z jego żartu, lecz ich uśmiech się urywa, kiedy do ich uszu dochodzi znajomy stukot drzewca gwieździstej włóczni.
- Widzę, że wybraniec doszedł już do siebie! – mówi oskarżająco Gordon. – I nawet sobie znalazł czas na durne pogawędki!
- Mistrzu Gordonie... - Bulbryk i Virs stają na baczność przed starszym wojownikiem.
- Poszli won! Macie czas i siłę, żeby bezmyślnie ględzić, to znajdziecie też na pewno czas i siłę, żeby trenować! W Neavrze lenistwo jest oznaką słabości, a słabość to największa skaza współczesnego świata! Temu ludzie właśnie popełniają błędy, ponieważ są słabi!
- Zrozumieliśmy, mistrzu Gordonie! – oznajmiają jednocześnie Bulbryk i Virs, po czym biegiem ruszają w stronę placu ćwiczeń.
Gordon uśmiecha się do ich pleców, po czym jego twarz na powrót przybiera ponury wyraz kiedy starszy wojownik spogląda na Leintetha. Siada naprzeciw niego i spogląda prosto w szare oczy Leintetha, w których nie ma nawet odrobiny skruchy.
- Narobiłeś bigosu – mówi Gordon, kręcąc głową. – Oj narobiłeś i to cały kocioł.
- Jestem wybrańcem, mogę sobie pozwolić na takie rzeczy – odpowiada Leinteth, lekceważąco wzruszając ramionami. – W tej kwestii nic się nie zmieniło?
CZYTASZ
Iskry Zagłady
FantasyŚwiat staje na krawędzi zagłady. Dwanaście krain Artiji ogarnia pożoga wojny oraz śmierci. Pradawne, pierwotne zło unosi swój łeb, by pogrążyć ludzkie istnienie w mrocznej otchłani. Jedynym człowiekiem, zdolnym mu się przeciwstawić jest Leinteth. Sa...