Rozdział Dwudziesty Drugi 3/3

6 1 1
                                    

Pelerav zdążyło zmienić się od ostatniej wizyty Leintetha w tym mieście. Dzięki współpracy mieszkańców i przy odrobinie magii miejska brama zostaje zastąpiona zupełnie nowymi, innowacyjnymi wrotami, które stanowią wyrazisty kontrast wobec starych, brudnych, zaniedbanych murów. Leinteth postanawia nie bawić się tym razem w żadne podchody. Zostawia Kessi przed wejściem do miasta i samotnie rusza w kierunku pilnujących bram strażników.

Jeden z nich przeciągle ziewa, drugi chrapie, oparty plecami o mur, trzeci zaś siłuje się z zapięciami jajowatego hełmu.

- Pozdrawiam mości gwardzistów - oznajmia Leinteth, unosząc na powitanie dłoń. 

- Chwila! - ziewający strażnik przestaje ziewać i staje przed Leintethem. - A wyście coście za jedni?

- Nie poznajecie? - pyta bohater. - W sumie to i lepiej. Można do miasta?

- Można, ale nie z bronią - mówi strażnik.

- To atrapy - odpowiada Leinteth.

- Ach... Aha! Toście waćpan cyrkowiec? - pyta strażnik.

- Coś w tym rodzaju.

- To opowiedz jakiś żart - wtrąca się gwardzista, walczący z hełmem.

- No dobrze - Leinteth wzrusza ramionami. - Do karczmy wchodzą człowiek, elf i krasnolud...

- Oho! To będzie dobre! - mówi strażnik, który przed chwilą ziewał. - Znam go akurat. Elf podciera się liściem, człowiek ręką, a krasnolud mówi, że ma czystą dupę! 

- Pomyliłeś żarty! - napomina go drugi strażnik. - Tamten zaczyna się od wejścia do lasu. I krasnolud wcale nie mówi, że ma czystą dupę, tylko...

- Dobra, weź mnie nie pouczaj! - ziewający strażnik, wymijająco macha ręką. - Ty zaś masz dobre poczucie humoru. Dobry z ciebie żartowniś.

- Też tak myślę - oznajmia Leinteth. - To jak? Mogę przejść?

- I tutaj właśnie mamy kolejny, dobry żart! - odpowiada ziewający gwardzista. - Otóż, gdyby każdy tak sobie mógł wejść do miasta za jakiś żarcik, to nasze piękne Pelerav prędko stałoby się miejscem przepełnionym bandytami i zbirami. A waćpan ani glejtu nie masz, ani żadnego upoważnienia nie wykazałeś. Jeszcze broń przy pasie nosi i próbuje mi wmówić, że to atrapy. Przyznam, że dawno się tak nie uśmiałem. Obawiam się, że musimy waćpana zabrać na posterunek i przeprowadzić przez wszelkie konieczne procedury, bo śmierdzisz mi waćpan zbirem, jak taczka zgniłych jaj śmierdzi...

- ...zgniłymi jajami - dopowiada drugi strażnik.

- Widzę, że brama nowa, ale strażnicy wciąż ci sami - mówi z uśmiechem Leinteth, po czym z szybko podstawia nogę ziewającemu gwardziście i popchnięciem przewraca go na ziemię.

Ciężkie pancerze peleravskiej gwardii nie ułatwiają zbyt szybkiego wstania. Leinteth zręcznie wymija drugiego strażnika i popycha na niego śpiącego pod murem gwardzistę. Obydwaj wtedy się przewracają.

- Bić na alarm! - wołają gwardziści, leżąc na plecach i bezradnie machając rękoma i nogami, jak przewrócone żuki. - Złodziej! Bandyta! Najazd! Wojna!

W mieście prędko rozbrzmiewają alarmowe dzwony, mobilizujące do działania pół peleravskiej gwardii. Leinteth jednak dobrze zna miejskie uliczki i bez większego trudu przemyka niezauważony przez kolejne patrole gwardzistów. 

Leinteth od razu udaje się do nawiedzonej dzielnicy, w której dostrzega najwięcej zmian. Pierwszą jest brak dużej ilości domów, w których od czasu do czasu pomieszkiwały sobie koty, szczury i niekiedy nawet jakieś upiory. Teraz po starych, zaniedbanych budynkach, stoją jedynie zgliszcza. 

Iskry ZagładyWhere stories live. Discover now