Rozdział Dwudziesty 2/3

2 1 0
                                    

Nes, Hektor oraz Herd w ciszy powracają ciemnym, wąskim korytarzem, prowadzącym do głównej sali. Po drodze nie napotykają żadnych upiorów, demonów, ani ożywieńców. Nie napotykają nawet najdrobniejszego pająka, ani myszy. Ruiny zdają się być całkowicie martwe.

- A co jeśli to wszystko, to się dzieje tylko w naszych głowach? - pyta Hektor, będąc w połowie drogi przez korytarz. - Rozumiecie? Tak naprawdę nie ma tu żadnych duchów. Znaczy się są, ale utworzone siłą sugestii. Coś w rodzaju zbiorowej pomylonej świadomości.

- Walnij więc tak sobie z dziesięć razy głową w ścianę, to może się ich pozbędziesz - odpowiada mu złośliwie Herd.

- Herdzik, to tylko teoria - mówi Nes. - Taka, żeby nasi wielbiciele mieli o czym rozmyślać. 

- Niech więc sobie myślą, bo wam to nie najlepiej wychodzi - oznajmia Herd, kończąc tę konwersację.

Hektor chętnie pociągnąłby ją dalej, lecz dostrzega koniec korytarza, wypełniony gęstą, nieprzeniknioną ciemnością. Niepokój wdziera się do serca Herda, Nes odczuwa żal i smutek z powodu Erica, zaś Hektora przepełnia ekscytacja, wynikająca ze zbliżającego się wielkiego starcia. Jako pierwszy wkracza do ciemnej i jak się okazuje, pustej sali. Nieustannie ściskając rękojeść Grubaska rozgląda się za jakimikolwiek oznakami obecności wroga. 

- Coś tu jakoś cicho - stwierdza po chwili.

- Może po prostu wszystkie duchy już śpią - oznajmia Nes. - Gdzieś tu musi wciąż leżeć ciało Erica.

Nes podchodzi do miejsca, w którym chłopak pozbawił się życia. Znajduje po nim wyłącznie zeschniętą plamę krwi. 

- Tego szukasz? - rozbrzmiewa rozbawiony, upiorny głos.

Szmaragdowe ognie rozbłyskują na ogromnych żyrandolach, rozświetlając ogromną salę. Banshee siedzi na tronie, znajdującym się na końcu sali. U jej prawego boku stoi ponury, przeklęty rycerz, Sir Gous. Po lewej zaś chwieje się wątłe, blade jak śmierć, ciało Erica. Z pustych oczodołów chłopca spływają dwie strużki krwi i łączą się z szerokim strumieniem krwawej posoki, lejącej się obficie z rozdartego gardła chłopca. 

- Ty odrażająca kreaturo! - woła wściekle Hektor, wyciągając zza pleców miecz. 

Rusza prosto w stronę tronu upiorzycy. Ta zaś chichocząc, wysyła w kierunku Hektora trupiego Erica. Hektor bez żadnych skrupułów, rozcina go na pół, na wysokości brzucha i biegnie dalej, nie zatrzymując się na chwilę. Banshee zdaje się być odrobinę zaskoczona tym aktem bezwzględności. Krótkim skinięciem głowy daje znać swojemu czempionowi, by zatrzymał Hektora. 

W dłoniach Sir Gousa materializuje się wielki, ciemny miecz, na którym pojawiają się złociste runy. Rycerz prędko dobiega do Hektora, zbierając się do cięcia od dołu. Hektor unosi otrze Grubaska do zastawy. Dwa wielkie miecze zderzają się z donośnym trzaskiem. Złociste runy rozbłyskują i przez ciało Hektora przechodzi paraliżujący ból. Upiorny rycerz cofa się krok, unosząc miecz do kolejnego cięcia. Kiedy opuszcza ostrze, to zostaje mu wytrącone z dłoni potężnym podmuchem wiatru. 

- Dobra robota, Herdzik - oznajmia Hektor, przezwyciężając ból i z szerokim zamachem uderza mieczem w czarny napierśnik. Ciężkie ostrze przedziera się przez pancerz jak przez papier, rozrywając go, aż do lewego barku. Z wnętrza pancerza bucha zielona, cuchnąca mgła, która powoli rozpoczyna naprawę zbroi.

Hektor wymija rycerza, biegnąc dalej w kierunku banshee. 

- Chodź - Herd chwyta Nes za rękę i razem ruszają w stronę wyjścia z sali.

- Ale... - próbuje protestować Nes.

- Ten dureń wie, co robić - odpowiada Herd. - Poradzi sobie, przecież wiesz.

Iskry ZagładyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz