Bohaterstwo jest ziarnem, dla którego glebą jest serce, a waleczność nawozem
Potężny wiatr z zachodu przemyka przez Pelerav, zatrzaskując niedomknięte okiennice i zrywając ze sznurków nieprzypięte pranie. Wraz z mokrą bielizną wicher niesie ze sobą wiry kolorowych liści oraz cienkie, ledwo widoczne pajęczyny. Chmury piasku i kurzu wzbijają się w powietrze na powoli budzących się do życia ulicach i alejkach. Na horyzoncie wschodzi słońce. Jego promienie padają na twarz młodzieńca, stojącego na szczycie dachu, jednego z najwyższych domów w mieście. Wiatr rozwiewa jego jasne, nierówno ścięte włosy, w niektórych miejscach krótkich na pół cala, w innych tak długich, iż mogłyby mu sięgać aż do łopatek. Wiatr nagle zmienia kierunek i zarzuca młodzieńcowi włosy na twarz, wpychając mu je do oczu, nosa i ust. Chłopak pozostaje niezachwiany w swej postawie i szybkim, pewnym ruchem odgarnia włosy na tył głowy. Drugą rękę trzyma opartą o biodro, prezentując się dumnie wschodzącemu słońcu. Wiatr miota prawą klapą jego jasnobrązowej, skórzanej kurtki. Miota również jasnoczerwoną chustą, luźno zawiązaną na szyi młodzieńca. Za jego plecami można dostrzec wielki, obusieczny miecz z ostrzem prawie tak długim, jak chłopak jest wysoki. W szerokim, prostym, ciemnoszarym ostrzu znajduje się niewielki, błyszczący błękitnym blaskiem kryształ.
Niektóre osoby, wędrujące uliczkami Pelerav uśmiechają się na widok młodzieńca. Na chwilę zatracają się w myślach, że sami chcieliby jak on stanąć na dachu, by wypatrywać wschodu słońca, lecz nie mają na to czasu. Po chwili ich myśli skupiają się na codziennych obowiązkach i ci ludzie szybko zapominają o chłopaku, dumnie wpatrującemu się we wschodzące słońce. Inni ludzie spoglądają na niego z pogardą i mamroczą cicho, że to głupiec, szaleniec, jeden z tych, co żyją tylko na pokaz. Spoglądając w górę spluwają sobie na brody i odchodzą z ponurym nastawieniem wobec rozpoczynającego się dnia. Wielu ludzi jednak nawet nie zauważa młodzieńca. Zajęci życiem codziennym nie mają czasu, żeby się przejmować tym, co się wokół nich dzieje.
- I oto nadchodzi! – mówi wyniośle młodzieniec. – Kolejny wspaniały dzień, pełen kolejnych wspaniałych przygód! Powitać go należy rzecz jasna właściwym mu i należnym heroicznym wyczynem! Tak więc do dzieła Hektorze! Zasłuż sobie dzisiaj na przydomek Wspaniałego!
Hektor, bo tak też nazywa się ten wysoki chłopak, zaciska przed twarzą pięść, zbierając w sobie całą swą determinację. W oddali zauważa, wypatrywany przez niego oddział kapitana Vultenko. Towarzyszący mu czterej strażnicy prowadzą między sobą związanego, pobitego chłopaka. Uliczną sierotę, miejskiego złodziejaszka, młodego Izbera.
- Trzymaj się młody, wsparcie nadchodzi! – woła Hektor, po czym mimowolnie spogląda w dół. Widok z czteropiętrowego budynku, przypomina mu o jego lęku wysokości. Hektora momentalnie ogarniają zawroty głowy oraz nieprzyjemne drgawki. – N-n-niedobrze, jest bardzo niedobrze.
Hektor na czworaka staje na spadzistym dachu. Powolnymi, sunącymi kroczkami zmierza ku krawędzi. Nagle kafelki pod Hektorem odrywają się od dachu, przyspieszając gwałtownie podróż chłopaka w dół. Sprawnemu młodzieńcowi udaje się tuż przed upadkiem, uchwycić jedną ręką rynny.
- Uch... AGHR! – westchnienie ulgi zostaje przerwane okrzykiem przerażenia, gdy Hektor spogląda w dół. Ziemia jakby sama zaczyna się od niego oddalać.
Wtem uwagę Hektora odwraca dziwny trzask. Młodzieniec spogląda w górę i zauważa, że rynna której się trzyma powoli odczepia się od budynku.
- Wspominałem już o tym, że jest niedobrze? - Hektor sam sobie zadaje pytanie w momencie gdy rynna odrywa się kawałek po kawałku, zrzucając Hektora na niższy dach, z którego młodzieniec spada na płachtę straganu, strącając go na głowę sprzedawcy.
CZYTASZ
Iskry Zagłady
FantasyŚwiat staje na krawędzi zagłady. Dwanaście krain Artiji ogarnia pożoga wojny oraz śmierci. Pradawne, pierwotne zło unosi swój łeb, by pogrążyć ludzkie istnienie w mrocznej otchłani. Jedynym człowiekiem, zdolnym mu się przeciwstawić jest Leinteth. Sa...