Rozdział Dwunasty 3/3

14 2 15
                                    

Mija jeszcze kilka minut i Gordon powraca z ekwipunkiem Leintetha. Okazuje się, że bohaterski strój bohatera, po upadku do niczego się już nie nadaje. Najważniejsze przedmioty, czyli dwa dragorytowe ostrza i pięć sztyletów do rzucania, pozostają w niemalże nienaruszonym stanie. Leintethowi jest trochę smutno z powodu utraty ubrań, w których przeżył ogromną ilość przygód. Do tego dochodzi jeszcze bardzo drażniące poczucie niedopasowania pasów, podtrzymujących ostrza, do białego stroju. Leinteth postanawia jednak nie przyznawać się do tego, że wygląda jak jarmarczny pajac, albowiem Gordon zdaje się tego zwyczajnie nie dostrzegać i w ciszy prowadzi bohatera przed oblicze Najwyższego Kapłana.

Po chwili Leinteth i Gordon docierają na północny kraniec Neavry, pod wysoką górską ścianę, w którą wbudowana jest ogromna świątynia. Do okrągłego przedsionka prowadzi dwadzieścia osiem wysokich stopni. Przedsionek otaczają wysokie, okrągłe i szerokie kamienne filary, podtrzymujące wielki, skalny strop. Architektura wygląda na pradawną, mogącą pamiętać jeszcze poprzednią erę świata. Filary i ściany świątyni są zzieleniałe, pokryte mchem i bluszczem, a jednak budowla sprawia iście imponujące wrażenie.

Powietrze wokół budowli zdaje się wibrować od nadmiaru magii. Moc twórcza wokół świątyni jest tak gęsta, iż każdy oddech wytwarza delikatną wiązkę światła. Leinteth zatrzymuje się przed świątynią i zbiera w swoich dłoniach to twórcze światło, cicho się śmiejąc z tego niezwykłego zjawiska. Skupia się na chwilę na ukształtowaniu tej twórczej mocy w niewielkiego ptaka, którego następnie wypuszcza w powietrze. Ptak kilkakrotnie uderza świetlistymi skrzydłami, po czym rozmywa się w blasku słońca.

- Wybacz – Leinteth uśmiecha się nieporadnie do groźnie spoglądającego na niego mistrza Gordona. – To miejsce... Jest naprawdę niezwykłe. Aż zaczynam mieć obawy, co się za tym wszystkim ukrywa.

- Wkrótce się dowiesz – oznajmia oschle Gordon, powoli wkraczając na stopnie prowadzące do świątyni.

Leinteth wypuszcza z dłoni jeszcze garstkę świetlistych motylków, po czym rusza za starszym wojownikiem. Wejścia do świątyni pilnuje dwóch strażników z włóczniami. Są odziani w ciemne stroje, które nie zasłaniają wyłącznie ich złocistych oczu. Otwierają przed Leintethem i Gordonem bramę świątyni po czym cofają się na boki.

Powolnym krokiem Leinteth wkracza do świątyni za Gordonem. Niedługi korytarz prowadzi do ośmiokątnej sali, pośrodku której znajduje się szeroka, okrągła sadzawka wypełnioną mglistą substancją. Otacza ją szesnaście filarów, przed którymi stoją kamienne piedestały. Na każdym z nich stoi kolorowy kryształ wielkości pięści. Te kryształy są jedynym źródłem światła w świątyni.

Leinteth podchodzi do jednego z piedestałów i uważnie spogląda na kryształ, zastanawiając się, czy to jeden z tych, o których wspominał mu Shen. Tak niewielki kamień, mogący zawierać w sobie cały świat. Któż to mógłby wiedzieć, jakież cuda mogą skrywać się w takim krysztale? Być może mieści się w nim świat, przypominający Artiję. Świat pełen magii i wojen. Pełen niezliczonych historii, które z perspektywy Leintetha prowadzą do jednego celu. Tworzyć energię, by rozświetlać wnętrze starej, zakurzonej świątyni.

Bohater nie może oprzeć się pokusie, by chwycić kryształ i nim potrząsnąć. Po drugim machnięciu światło kryształu znika.

- Co ty wyprawiasz? – pyta Gordon, zirytowany dziwnym zachowaniem Leintetha.

- Nic, nic – odpowiada z zakłopotanym uśmiechem Leinteth, niedbale odkładając kryształ na piedestał.

Kryształ od razu się przewraca i spada z piedestału, roztrzaskując się o posadzkę w drobny pył. Leintetha nagle ogarnia drobne poczucie winy, że mógł właśnie zakończyć istnienie całego świata, urządzając w nim niespodziewany armagedon. Chociaż równie dobrze mógł to być po prostu zwykły, magicznie świecący kryształ.

Iskry ZagładyWhere stories live. Discover now