Rozdział Trzynasty 1/4

9 2 5
                                    

Problemów i ich rozwiązań należy szukać wewnątrz siebie


Podczas wojny z Retharkiem, Leinteth wielokrotnie słyszał przemówienia najróżniejszych dowódców. Niektórzy powiadali, że wojownik na polu bitwy jest takim samym narzędziem, jak jego broń. Jeśli nie potrafi walczyć, nie potrafi zabijać, to znaczy, że się do niczego nie nadaje i zasługuje tylko na odrzucenie.

Leinteth nigdy nie przyjmował do siebie tych słów. Walczył dla samego siebie, nie dla dowódców, dla których nic nie znaczył. Źle jednak czuł się wśród innych wojowników, którzy wierzyli w te słowa i wyzbywali się powoli swego człowieczeństwa, by przemienić się w to, co im wmawiali dowódcy. Zrównanym do rangi rzeczy wojownikom nie zależało wcale na zwycięstwie. Walczyli jedynie po to, aby wypełnić swój obowiązek. Walcząc u ich boku Leinteth wyróżniał się swoją pogodą ducha, swoim zamiłowaniem do walki, co sprawiło, iż także zaczął się wyróżniać skutecznością.

W Neavrze powracają do Leintetha myśli o tamtych dniach. Tak samo jak na wojnie dla nikogo nic nie miało znaczenia, poza pokonaniem przeciwnika, tak teraz jedyną wartością Leintetha staje się jego zadanie, odnalezienia drogi do doskonałego świata Krekinosa. Myśl o tym, że dla ludu Neavry Leinteth jest wyłącznie narzędziem, mocno przygnębia bohatera. Swoje żale i ciężkie przemyślenia Leinteth postanawia zachować dla siebie. Powtarza sobie kilka razy w głowie, że wszystko będzie dobrze, trzeba myśleć pozytywnie, po czym wybiega półnagi z drzewnej izdebki,

- Nie dla innych, lecz dla samego siebie, witam ten przepięknie przecudowny, wspaniały dzień! – woła Leinteth śpiewnym głosem.

Przebiegający nieopodal wojownicy, wykonujący poranne ćwiczenia, zatrzymują się na jego widok i spoglądają na bohatera jak na skończonego idiotę. Leinteth uśmiecha się heroicznie i unosi w górę kciuk, promieniując pozytywną energią. Nie udziela się ona zbytnio mieszkańcom Neavry, którzy postanawiają czym prędzej przyśpieszyć swój bieg, oddalając się od Leintetha.

Początkowo wymuszony entuzjazm Leintetha zaczyna się powoli przeobrażać w szczerą i prawdziwą chęć do działania. Bohater szybko się ubiera, zabiera swoje miecze i wyrusza przez dolinę Neavry, aby odnaleźć Matea. Szybko odnajduje Smoczego Zabójcę na placu ćwiczebnym, nadzorującego trening młodych wojowników.

Na widok Leintetha Mateo wściekle wykrzywia twarz. Nie podoba mu się lekceważąca postawa bohatera i zmienność jego zdania. Wojownicy Neavry nie przyjęli dobrze wieści, że Leinteth nie jest wybrańcem. Znacznie gorzej jednak było ich informować o tym, że Leinteth jednak chce nim być. Bohater wielce traci tym na swojej wiarygodności.

- Czego chcesz? – pyta ozięble Mateo, kiedy Leinteth staje u jego boku.

- Najbardziej, to dokończyłbym naszą walkę – odpowiada śmiało bohater. – Ale sam wiesz, jak jest... Obowiązki wybrańca i te sprawy. Nie chcę was zawieźć. Nie chcę zawieźć samego siebie. Tyle, że widzisz, mój drogi przyjacielu, tak trochę nie wiem od czego powinienem zacząć to przyzywanie świata tego... No sam wiesz kogo. Nigdy wcześniej niczego podobnego nie robiłem.

- Czemu więc mi zawracasz tym głowę? – pyta Mateo.

- Pomyślałem, że wpierw zbiorę informację na temat tego, co wy już próbowaliście robić. Wiesz, żeby nie powtarzać waszych błędów. Albo może i je powtórzę, ale ze szczęściem wybrańca dokonam czegoś, co wam się nie udało.

Spojrzenie, którym Mateo obdarza Leintetha pełne jest znudzonego zażenowania.

- Myślałem, że zależy wam na tym doskonałym świecie i spotkaniu tego waszego wybawiciela – mówi Leinteth, po czym cicho wzdycha. – Niech zgadnę. Nie zrobiliście nic, żeby go odnaleźć, licząc na to, że ze wszystkim wyręczy was przepowiedziany wybraniec.

Iskry ZagładyWhere stories live. Discover now