Rozdział Piąty 2/5

17 3 13
                                    


Tym samym korytarzem, przed którym staje Hektor, kilka minut wcześniej przechodzi pochód zakapturzonych postaci, prowadzących Izbera. Ohydne widoki, mroczny lament, rozbrzmiewający spod kapturów, znaki na ścianach, wdzierają się jak wiertło w umysł młodego, przerażonego Izbera. Jego krzyk zostaje prędko zagłuszony, przez dłoń jednej z postaci. Rozbrzmiewa chrapliwy śmiech. Izbera opuszcza nie tylko odwaga, ale również wszelka nadzieja. Chłopak nie jest w stanie już nawet czuć złości, że dał się w to wszystko wplatać. Nie potrafi już nikogo obwiniać. Jedyne czego pragnie, to szybkiej i bezbolesnej śmierci. Wie jednak, że czeka na niego coś znacznie gorszego.

Dwanaście zakapturzonych postaci doprowadza Izbera do dziewięciościennej komnaty, pośrodku której znajduje się czarny ołtarz, błyszczący plugawą, fioletową poświatą, której promienie wiją się powoli niczym ogniste macki. Oprócz tej poświaty, pomieszczenie oświetla sześć ognisk, płonących w wielkich rytualnych misach. Za ołtarzem wznosi się trzymetrowy, obsydianowy posąg, odrażającej bestii z trzema paszczami i siedmioma ramionami.

Izber nie wie, czy to tylko jego przewidzenia, lecz zauważa, że z licznych oczodołów koszmarnego, posągowego stwora spływa lepka, gęsta, szkarłatna krew. Kończyny bestii zdają się lekko poruszać, a z trzech gardeł rozbrzmiewa bulgoczące warczenie. Zakapturzone postaci padają na kolana przed posągiem, wznosząc do niego modlitwy w prymitywnym i niezrozumiałym dla Izbera języku.

Chłopca ogarnia nieprzyjemny uścisk we wnętrznościach. Izber sam pada na kolana i wymiotuje pod siebie. Łzy strumieniami leją mu się z oczu. Chłopak czuje, że w tym koszmarze nie ma już dla niego nadziei. Sztywna i chłodna ręka chwyta go za ramię. To jedna z zakapturzonych postaci podnosi Izbera i prowadzi go w stronę ołtarza. Podchodzą do niego kolejne cztery istoty, by rozwiązać krępujące chłopaka więzi i zastąpić je łańcuchami, którymi przykuwają Izbera do ołtarza. Jedna z zakapturzonych istot staje przed Izberem i ukazuje mu rytualne, powykręcane ostrze. Młodego Izbera z każdą chwilą ogarnia coraz większy strach i panika. Poznaje jej coraz to wyższe szczyty. Zakapturzona postać, mamrocząc plugawą modlitwę przykłada ostrze do policzka Izbera.

W momencie, kiedy Izbera przeszywa lodowate uczucie nadchodzącego bólu, w zakapturzoną postać z ogromnym pędem trafia rzucone od strony korytarza... Jajko. Zakapturzona postać upada i wypuszcza sztylet. Jedenaście pozostałych kapturów, zwraca się w kierunku korytarza, gdzie stoi Hektor, jakby zatrzymany w czasie, w pozycji wyraźnie świadczącej, że to właśnie on, a nie ktokolwiek inny rzucił jajkiem.

- No niezłe jaja nam się tu porobiły, co nie? – pyta rozbawiony Hektor. – Łapiecie, prawda? A raczej... Trafia to do was?

Na dźwięk jego głosu Izbera opuszcza strach, zastąpiony najzwyklejszym zażenowaniem i irytacją. Na krótką chwilę chłopaka ogarnia myśl, że wolałby już zostać złożony w rytualnej ofierze, niż być uratowanym przez kogoś takiego jak Hektor.

Zakapturzona postać, trafiona jajkiem, powoli się podnosi i przykłada dłoń do kaptura. Gęsta ciecz, pozostawiona na dłoni, okazuje się być zwykłym żółtkiem po jajku, a nie krwią.

- Twoje wtargnięcie do tych splugawionych sal zaiste świadczy o wielkiej odwadze, bądź też głupocie – przemawia chrapliwie zakapturzona postać.

- Raczej to drugie! – odpowiada z dumą Hektor, wyciągając zza pleców Grubaska i chwytając oburącz rękojeść. – Odwaga nakazuje przełamywać strach, a ja muszę przyznać, że najzwyczajniej go nie czuję!

- Ach tak... - zakapturzona postać odrzuca w tył swój kaptur, ukazując wypaczone, zdeformowane oblicze. Na łysej, bladej skórze w trzech różnych miejscach widnieją trzy czarne oczne kule. W miejscu nosa znajdują się dwa wąskie otwory, zaś z szerokich, aż po uszy ust, rozlewa się długi, pełen krost i odrośli jęzor. – Marny więc będzie z ciebie posiłek...

Iskry ZagładyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz