Rozdział 55

156 12 2
                                    

POV. Naomi

- Mackenzie mów wolniej, co się stało? - dopiero wylądowaliśmy w Madrycie i ledwo po wyjściu z samolotu zadzwoniła do mnie siostra, która wydaje się być roztrzęsiona.

- Przyjechałam do mamy, żeby sprawdzić jak się czuję, ale kiedy podjechałam pod dom zobaczyłam czarnego SUVA, z którego wysiadło dwóch umięśnionych gości. Mieli broń i wyglądali na gangsterów. Naomi boję się, że to są ci ludzie o których mówił Taylor i teraz go znaleźli - wyznała drżącym głosem.

- Zachowaj spokój i nie ruszaj się stamtąd. Pod żadnym pozorem nie wchodź do domu za niedługo tam będę - oznajmiłam, po czym się rozłączyłam.

Spojrzałam na dziewczyny, które patrzyły na mnie pytająco, ale jednocześnie były zmartwione. Na szybko przeanalizowałam w głowie sytuacje i ustaliłam plan działania.

- Dobra dziewczyny nie mamy czasu, musimy działać szybko, dlatego niech każda z was weźmie broń z mojego samochodu oraz kamizelki i ruszamy - oznajmiłam stanowczo wrzucając walizkę do bagażnika.

- Naomi co się dzieję? - Sara jednak musiała zapytać, bo inaczej nie byłaby sobą.

- Opowiem wam po drodze, a teraz wsiadajcie i jedźcie za mną - rzuciłam w pośpiechu zakładając na siebie kamizelkę kuloodporną i wkładając broń za pasek od spodni.

Pod dom mojej mamy dotarłyśmy w niecałe 15 minut. Na miejscu powiedziałam dziewczynom jak mają się ustawić, a mianowicie Sara i Grace miały obstawiać tylne wejście od tarasu, ja i Chloe wchodzimy do środka, a Laura i Luna zostają na zewnątrz, żeby nas asekurować.

Kiedy wysiadłyśmy z samochodu rzuciłam Mackenzie, która siedziała w swoim samochodzie porozumiewawcze spojrzenie po czym odbezpieczyłam broń i weszłyśmy do środka. Już na korytarzu słyszałam podniesione głosy, które jak się domyślam należą do tych gości. Podeszłyśmy bliżej i zobaczyłam mamę oraz Taylora, którzy siedzieli na kanapie w salonie wyraźnie przestraszeni. Spojrzałam na Chloe, która doskonale mnie zrozumiała i po chwili weszłyśmy w tym samym czasie.

- Rzuć broń! - krzyknęłam w stronę faceta, który mierzył do mojej mamy.

- Kim ty jesteś? - zapytał zdezorientowany.

- Powiedziałam rzuć broń! - krzyknęłam głośniej i jednocześnie podbiegłam do niego i kopnęłam go w bark co spowodowało, że upuścił pistolet i złapał się za bark. Wykorzystałam to i skułam go w kajdanki, a Chloe zrobiła to samo z tym drugim kolesiem. Chwilę wcześniej wezwałam policję, więc zaraz powinna tutaj być. 

Policja przyjechała 5 minut później, zabrali gości, a ja zostałam z mamą i Taylorem, którzy opowiedzieli mi jak do tego doszło. Mieli naprawdę dużo szczęścia, że akurat Mackenzie postanowiła ich odwiedzić, bo inaczej mogłoby się to skończyć dużo gorzej.

- Dobrze Taylor powiedz mi, czy ci dwaj co tutaj byli to cały gang, czy jest ktoś jeszcze kto ci zagraża? - zapytałam po chwili.

- No cóż, ci dwaj to szefowie gangu, ale jest jeszcze trzech gości, którzy pewnie siedzą w bazie gangu - odpowiedział po chwili namysłu.

- Wiesz, gdzie jest ta baza? - zapytałam.

- Tak, wyślę ci adres - powiedział wyciągając telefon.

- W porządku, wyślij mi ten adres i odpocznijcie. Zostawię z wami moich zaufanych ludzi, a ja wrócę do siebie i pomyślę nad zorganizowaniem akcji złapania tych pozostałych facetów - powiedziałam podnosząc się z kanapy.

- Dziękuję córcia, że tak szybko zareagowałaś - mama podeszła do mnie i mocno mnie przytuliła.

- Nie ma za co mamo, w końcu założyłam gang, żeby pomagać nie tylko obcym, ale i najbliższym - wyznałam szeptem.

Zawsze RazemWhere stories live. Discover now