Czekałyśmy przed gabinetem ginekologa. Wokół mnie było kilkanaście kobiet. Niektóre w zaawansowanej ciąży, a inne nie.
Widząc jak podziwiają zdjęcia USG swojego maluszka i przytulają się ze szczęścia, gdzieś we mnie zaczyna rodzic się zazdrość, że ja nigdy nie będę się tak z tego cieszyć jak oni.- Wiedziałam, kochanie!- krzyknęła młoda dziewczyna wychodząc z gabinetu i rzucając się w ramiona chłopaka. Zaczęli się przytulać i potem wyszli.
- Nie patrz na ich "perfekcyjne" życie.- powiedziała Cassie, robiąc cudzysłów palcami. Uśmiechnęłam się do mniej.
- Kylie Lober.- zawołała pielęgniarka.
Wstałam i razem z Cassie weszłyśmy do środka.- Witam. Proszę usiąść.- powiedział kobieta w średnim wieku z blond włosami i niebieskimi oczami.
- Dzień dobry, pani Angelo.- powiedziała Cassie.
- Cassie, kontrola?- zapytała wpisując coś w komputer.
- Nie dzisiaj. To Kylie i chcemy zrobić badania dotyczące ciąży.- powiedziała, a kobieta spojrzała na mnie.
- Niech zgodne, wpadka?- zapytała.
- Chyba tak.- odpowiedziałam speszona. Kobieta uśmiechnęła się promiennie.
- Ile lat masz kochanie?- zapytała.
- Osiemnaście.- odparłam patrząc się na swoje ręce.
- Twoja pierwsza wizyta?- zapytała nadal wszytko zapisując w komputerze.
- Jak widać.- powiedziałam i zauważyłam jak kobieta wstaje od biurka.
- Dobrze, zapraszam cię teraz na łóżko. Położ się i podwiń bluzkę.- powiedział i przysunęła komputer do USG. Usiadła na wysokim krześle, a ja położyłam się na łóżku lekarskim.
Nalała mi zimny żel na brzuch i zaczęła jeździć mała gałką. Na monitorze zaczęło się coś dziać. Niestety niezbyt dobrze go widziałam.
- I jest coś Angelo?- zapytała Cassie stojąc obok mnie i trzymając za rękę.
- Widzę pęcherzyk ciążowy co wskazuje, że to najprawdopodobniej czwarty tydzień ciąży. Gratuluję.- powiedziała i wytarła mi brzuch.
Teraz miałam stu procentowe potwierdzenie, że naprawdę jestem w ciąży. Nie wiedziałam jak sobie z tym poradzę.
- Tutaj ma pani zdjęcie.- powiedziała i wręczyła mi zdjęcie USG.
- Dziękuję.- powiedziałam smutno.
- Czemu pani się nie cieszy? To powód do radości.- powiedziała i usiadła za biurkiem.
- Dla Kylie nie.- powiedziała za mnie Cassie.
- Dobrze, do widzenia.- powiedziała
Pożegnałyśmy się i poszłyśmy do pobliskiej kawiarnii.
Siedząc tak i rozmawiając nagle spojrzałam przez okno. Zamurowało mnie.
Szybko wybiegłam na poprzednią uliczkę.- Mike!- krzyknęłam i mocno go przytuliłam.
- Kylie.- powiedział przytulając mnie.
- Co ty tutaj robisz? Tak daleko od domu?!- zapytałam zaniepokojona.
- Uciekłem od Alice. Przyjechałem do babci, ale jej już tam nie ma.- powiedział i westchnął.
- Boże, jak się cieszę że cię widzę, braciszku.- powiedziałam i zauważyłam jak Cassie idzie w naszą stronę.
- Nie rób siary.- powiedział i odsunął się ode mnie.
- Kylie to ten cały David?!- krzyknęła z daleka. Przyszła obok nas i patrzyła się wściekłym wzrokiem.
- Nie Cassie. To mój piętnastoletni brat, Michael.- powiedziałam i zaczęłam się śmiać.
- Co on tutaj robi?- zapytała.
- Nie wiem, ale będę musiała zadzwonić do cioci.- powiedziałam wyciągając telefon.
- Nie, tylko nie Alice.- powiedział Mike.
- Nie możesz sam tutaj być. Muszę do niej zadzwonić.- powiedziałam, a on zrobił smutną minę.
- Przyjechałem do ciebie, żebyś się mną zaopiekowała. Taka z ciebie siostra.- powiedział i zaczął się rozglądać.
- Dobra. Zostawię cię pod warunkiem, że zadzwonisz do Alice i powiesz że tutaj jesteś. Okay?- zapytałam się Mike'a.
- Może z nami na kilka dni zostać?- zapytałam Cassie.
- Oczywiście. Dla takiego słodziaka wszystko.- odpowiedziała. Zaśmiałam się na jej komentarz i czekaliśmy, aż skończy rozmowę.
- Przyjedzie po mnie w niedzielę.- powiedział Mike ze spuszczoną głową.
- To masz trzy dni męczarni ze mną.- odpowiedziałam ze śmiechem.
- Wolę z tobą niż z Alice.- powiedział.
Wzięłam rzeczy od Cassie i poszliśmy do naszego mieszkania...Heja💙
Macie tutaj new rozdział xD
Mam nadzieję, że się spodoba 💙Pandziorka89
YOU ARE READING
He's Your Son
RomanceNAZWA ZOSTAŁA ZMIENIONA NA POTRZEBĘ KOREKTY. Stara nazwa: He's yours... - - - Naprawdę wierzyłam, że bratnie dusze zawsze kończą razem. Bez względu na to, ile miłości się zagubiło, bez względu na odległość, jeśli tak miało być. Tracicie się nawzajem...