FORTY TWO

11K 426 24
                                    

David's POV.

Pięć dni. Pięć, cholernych dni minęło odkąd, Kylie leży w śpiączce. Byłem u niej codziennie, a potem tylko w domu z synem. Czułem się naprawdę strasznie, nie wiedziałem tylko, dlaczego. Dlaczego tak się o nią martwię? Dlaczego mi na niej zależy?
Tę odpowiedź wiedziała tylko, daleka cześć mojego umysłu, która podsyłała te głupie pytania. Może powinienem przyznać się do tego? Tylko czego? Cholernego uczucia, trwającego od czasów liceum. Głupiego zauroczenia dziewczyną, która nigdy nie będzie moja, a może MIŁOŚCIĄ?
Wolałem o tym nie myśleć, choć nie mogłem przestać.

- O czym tak myślisz? Nie wypiłeś nawet połowy butelki. - zapytał, Alex, sącząc drugą puszkę piwa.

Spojrzałem na bruneta, którego przez te kilka dni, zdołałem poznać i się zakolegować. Był naprawdę miłym i towarzyskim facetem.

- Wiesz, nie mam jakoś ochoty. Chcesz to wypij. - odpowiedziałem i odłożyłem butelkę na stolik, stojący przed kanapą.

- Jak chcesz, będzie więcej dla mnie. - powiedział, sięgając po butelkę.
Alex był jakiś dziwny. Dlaczego codziennie chciał się upijać?

- Stary, czemu tak codziennie pijesz?

- Żeby zapomnieć o pewnym uczuciu. - odpowiedział. Wywróciłem tylko oczami i wróciłem do rozmyślania o, Kylie.

Mieliśmy spotkać się, jak zazwyczaj w parku. Kupiłem jakieś puszki coli i innych napojów. Pierwsza przyszła, Kylie. Powitała mnie i usiadła na ławce, znajdującej się za nami. Czekaliśmy w ciszy, któryś z przyjaciół się do nas dołączy, ale to się nie stało.
Nagle zadzwonił jej telefon, a gdy skończyła, zadzwonił mój.

- David, nie mogę przyjść. Coś nam wypadło. - powiedział przez słuchawkę.

- Wam? Kto tam jest z tobą?

- Kathy. Jesteśmy u niej w domu, więc wiesz co nam wypadło. - odpowiedział, a mi nagle wyobraził się obraz, tego co robią.

- Dobra, to nie przeszkadzam. Pozdrów Kathy. - powiedziałem, a on się rozłączył. Spojrzałem na Kylie, która wpatrywała się w pustą przestrzeń.

- Co jest? - zapytałem, a ona popatrzyła na mnie, swoimi, pięknymi oczami.

- Scarlett nie może przyjść, a kilku innym coś akurat wypadało.

- To dziwne, że wszystkim teraz coś wypadło. Idziemy gdzieś? - zapytałem.

Wstaliśmy i poszliśmy przez park.
Po drodze rozmawialiśmy o jedzeniu, filmach i rodzinie. Choć wiedziałem, że ma młodszego brata, to słuchałem jak żali się na rodziców, którzy nie zwracają na nią uwagi. Jej problemy, ani trochę nie przypominały moich. Od zawsze byłem rozpieszczonym, jedynakiem, który dostał to co chcę. Może, po części to było prawdą, ale moje życie nie było kolorowe. Ojciec, pracoholik, którego nigdy nie było w domu. Macocha, która próbowała zastąpić mi matkę, jak i ojca. Dostawałem pieniądze i kupowałem za to drogie i markowe ciuchy, żeby przypodobać się kolegom. Ale nigdy nie zaznałem prawdziwej, rodzicielskiej miłości. Ona, tak naprawdę miała wszystko, a to ja nic nie miałem.

- Chciałem cię zapytać, czy...- zacząłem się jąkać, a ona zaczęła się uśmiechać. - Dobra, nie ważne.

- No powiedz, nie będę się śmiała. - powiedziała, patrząc z uśmiechem w moje oczy.

- Chciałem wiedzieć, czy nie poszła byś ze mną na bal z okazji zakończenia? Wiesz, ten organizowany przez szkołę. - zapytałem, drapiąc się po karku. Czułem się dziwnie i niezręcznie, a ona się uśmiechała.

- Masz na myśli, Studniówkę? - zapytała. Czy ona musiała to robić?

- Tak, chyba o to chodziło. - powiedziałem, nadal zawstydzony. To nie było do mnie podobne.

- Z chęcią wybiorę się, z tobą na bal. - powiedziała z szerokim uśmiechem na twarzy. Odwzajemniłem to, nie wiedząc, że to ten dzień zmieni wszystko...

Witajcie!
Obiecałam i w końcu dodaję rozdział. Dzisiaj tak trochę wspomnieniami, ale niedługo zacznie się "akcja" ^^

Pozdrawiam cieplutko
Pandziorka89

He's Your SonWhere stories live. Discover now