FIFTY TWO

10.5K 446 33
                                    

Dzisiejszy dzień był najlepszym jaki dotąd mnie spotkał, oprócz narodzin Harry'ego. To dzisiaj wieczorem mieliśmy wylecieć do Francji. Byłam gotowa od kilku dni, ale smucił mnie fakt, że Harry nie leci z nami. David mówił, że to będzie odpoczynek dla mnie, ale perspektywa opuszczenia dziecka nie była dla mnie najlepsza. Dopiero po namowach chłopaków, zgodziłam się i w ten oto sposób, miałam znaleźć się we Francji.

- Masz wszystko? - zapytał Freddy, który odwoził mnie wraz z Alex'em na lotnisko.

- Tak. Nadal nie mogę uwierzyć, że to się dzieje. Francja... Europa, czy to naprawdę się dzieje? Czy ja po prostu śnie? - zapytałam bardzo podekscytowana, bo kto by nie był?

- Kylie, Kylie... To rzeczywistość. Choć raz możesz pozwolić sobie na chwilę upragnionej przerwy, a Harrym się nie martw. Będzie pod bardzo dobrą opieką.

- Mam nadzieję, bo inaczej zostaje w Seattle. - odpowiedziałam. Dopiero teraz zdałam siebie sprawę, że opuszczam malutkiego synka. Poczułam niewyobrażalną tęsknotę, ale wiedziałam, że niedługo znów go zobaczę.

Po kilku minutach, byłyśmy na lotnisku. David już tam czekał, więc pożegnałam się z chłopcami i podeszłam do niego, ale Freddy poszedł za mną. Boże... co on znów wymyślił?

- Siema Alex! - krzyknął do bruneta David, a tamten uśmiechnął się. David popatrzył zdezorientowany na Freddy'ego, który patrzył się na niego.

- Jeśli coś jej zrobisz, albo będzie przez ciebie płakała to obiecuję, że zrobisz to samo, ale z powodu łamanych kości. Zrozumiano? - zapytał bardzo poważnie, Freddy. Zdziwiłam się oraz lekko zarumieniłam.

- Nie skrzywdzę jej. Ten drugi raz. - gdy wypowiedział tę słowa, byłam bliska płaczu, lecz opanowałam się.

Wiedziałam, że chłopak od dawna starał się, abym wybaczyła mu te wszystkie miesiące udręki. Ja chciałam jedynie, aby był przy Harrym... oraz przy mnie. Z każdym dniem czułam się jak w liceum. Jak na zawołanie zaczęłam się w nim zadurzać jak typowa nastolatka, lecz nie mogłam aby to się działo. Nie chciałam być znów skrzywdzona, ale nie mogłam zahamować swych uczuć. To się działo i nie miało zamiaru zwolnić.

Po kilkunastu minutach byliśmy w samolocie. Zajęłam miejsce pod oknem oraz zapięłam pasy bezpieczeństwa, aby późnej nie zaprzątać se tym głowy. David nie odezwał się ani słowem odkąd pożegnaliśmy się z tamtymi. Nie zareagował nawet, gdy kasjerka pomyliła nas z małżeństwem. Był jakiś dziwny. Coś go trapiło, więc musiałam się tego dowiedzieć.

- Co jest?

- Co?... Nie, nic. A co ma być? - zapytał pocierając dłonie o siebie. Przez chwilę się wahałam, ale ostatecznie złapałam jego dłoń.

- Jak mi nie powiesz to ci nie pomogę.

- Boję się latać... okay? - powiedział, a mi zachciało się śmiać. To dlatego zwlekał z odwiedzinami rodziców...

- Po prostu. Uspokuj się i weź głęboki oddech... oraz zapnij pasy. - zwróciłam uwagę, a on szybko zabrał dłoń i zapiął się.

Odwróciłam się i usiadłam prosto. Stewardesa oznajmiła o zapięciu pasów oraz wyłączeniu wszystkich urządzeń elektronicznych. Po chwili ruszyliśmy, a David wydawał się niespokojny. Samoistnie złapał moją dłoń, czym mnie bardzo zdziwił. Przez chwilę nie wiedziałam, czy zrobił to świadomie, ale to mógłby odruch. Znaczy... tak myślałam zanim splątał nasze palce razem.

- Ktoś kazał Ci puszczać? - zapytał, patrząc się w moje oczy. Uśmiechnął się lekko i mocniej zacisnęłam dłoń. Opadłam na fotel, dalej czując jego dłoń...

Hej. 💙
Pisałam ten rozdział dawno temu, ale dzisiaj wam go wrzucam. Jestem już w domu, więc dodaje.
Mam nadzieję, że spodobał wam się wątek Daylie.

Pozdrawiam cieplutko
Pandziorka89

He's Your SonWhere stories live. Discover now