W nocy obudziły mnie nagłe mdłości i co chwilę biegałam do toalety. Byłam wykończona. Nie spałam tylko biegałam w tą i spowrotem.
- Cassie co się dzieje?- zapytał Freddy wchodząc do łazienki. Za chwilę przyszła Cassie i razem opierali się o framugę drzwi.
- To tylko mdłości. Przejdzie.- powiedziałam, ale Freddy tylko pokręcił głową.
- Cassie idzie zrobić herbatę.- powiedział i podszedł do mnie. Podniósł mnie jak pannę młodą i położył do łóżka. Po chwili przyszła Cassie i dała mi herbatę, a później przyniosła miskę.
- Dziękuję, jesteście kochani.- powiedziałam leżąc na piersi Freddy'ego. Cassie leżała obok mnie i gładziła po ręce.
- Będziemy o ciebie dbać jak o małe dziecko.- powiedziała Cassie i wszyscy zaczęliśmy się śmiać.
Kilka godzin później obudziłam się nadal leżąc na Freddy'm. Cassie leżała na moim ramieniu strasznie się śliniąc.
Uderzyłam ja w ramię, a ona szybko odskoczyła.- Co się dzieje?- zapytała zaspana.
- Widzę, że wreszcie nie ślinisz mi ręki.- powiedziałam z uśmiechem.
- Która godzina?- zapytał zaspany Freddy.
- Dziesiąta.- powiedziałam. Przez chwilę leżeliśmy jeszcze tak, gdy nagle zorientowaliśmy się, że jesteśmy spóźnieni i zerwaliśmy się biegiem.
Szybko założyłam czarne, śliskie legginsy i różowy sweterek.
Włosy szybko przeczesałam. Pobiegłam do kuchni, gdzie Cassie czyściła buty.- Widzimy się później!- krzyknął Freddy z korytarzu. Po chwili usłyszałam trzask drzwi.
Szybko założyłam buty i kurtkę. Obok mnie znalazła się Cassie. Wzięłam swoją torbę i papiery, które przygotowałam wczoraj.- Do później.- powiedziałam i pocałowałam Cassie w policzek.
- Pa, mała. - odpowiedziała. Wyszłam, a kilka minut później Cassie. W pośpiechu weszłam do autobusu i pojechałam do pracy.
- Przepraszam szefie, spóźniłam się na autobus i...- przerwał mi.
- Spokojnie, a teraz pędem do pracy.- powiedział rozbawiony i zniknął w swoim gabinecie.
- Spóźniona.- powiedziała Amanda, która podczas tych wszystkich dni stała się oschła. Zdawało mi się, że jest zazdrosna o to że szef jest dla mnie miły, a jej karze robić więcej.
- Wiem o tym. Nie musisz mi przypominać.- powiedziałam w ten sam sposób i zaczęłam pracować.
Po pracy poszłam do urzędu. Chciałam jeszcze zdążyć na autobus, który jedzie pod samą kawiarnię, w której umówiłam się z Cassie.
Złożyłam wszystkie papiery i podpisałam.
Szybkim krokiem szłam patrząc na papiery, które dała mi urzędniczka. Nagle w kogoś wpadłam i wszytko się rozsypało.- Cholera, przepraszam.- rzuciłam od niechcenia i zaczęłam zbierać papiery.
- Kylie?- zapytał chłopak, którego głos poznałam bym wszędzie.
- David, co ty tu robisz?- zapytałam patrząc na niego. Był ubrany bardzo elegancko i nie miał swojej czapki.
- Właściwie to ja powinienem zapytać ciebie.- powiedział gburowato.
- Miły jak zawsze.- odpowiedziałam obojętnym głosem i chciałam iść na przystanek, ale mnie zatrzymał.
- To odpowiesz na pytanie?- zapytał wpatrując się w moje oczy.
- Mieszkam. Zadowolony?- zapytałam. Chciał coś powiedzieć, ale obok niego pojawiła się jakaś dziewczyna.
- Kochanie, musimy iść. Mój tato już czeka.- powiedział blondynka i spojrzała na mnie.- A ty to?
- Koleżanka ze szkoły.- powiedział, a dziewczyna uścisnęła mi dłoń.
- Miley, narzeczona Davida.- powiedziała słodkim głosem.
Spojrzałam na niego niezrozumiałym wzrokiem, a on przewrócił oczami.- Chodź już, bo spóźnimy się na samolot.- powiedział i ruszyli do taksówki.
Poszłam do autobusu, który przyjechał po chwili. Wsiadłam i usiadłam pod oknem...
Hejka naklejka!
Mam nadzieję, że się podoba. Za tydzień jadę do Polski i nie wiem, czy pojawi się jakiś rozdział, ale się postaram. 💙💙
YOU ARE READING
He's Your Son
RomanceNAZWA ZOSTAŁA ZMIENIONA NA POTRZEBĘ KOREKTY. Stara nazwa: He's yours... - - - Naprawdę wierzyłam, że bratnie dusze zawsze kończą razem. Bez względu na to, ile miłości się zagubiło, bez względu na odległość, jeśli tak miało być. Tracicie się nawzajem...