43 |deszcz|

2.2K 185 14
                                    

Mama od kilku dni bardzo źle się czuje, a może tak naprawdę nie czuje się źle fizycznie, a pogarsza się jej stan psychiczny. Nie widm. Tata nie odpuszcza, a wujek Logan ma nas gdzieś. Dzisiaj postanowiła w końcu pójść do lekarza, co jakimś cudem sprawiło, że musiałem odwieść dzieciaki i sam mam samochód. Nigdy nie zdarzało się coś takiego, rodzice nie pozwalali mi tak po prostu jeździć samochodem.

Jack twierdzi, że to urok samotnego rodzica. On też odkąd mieszka tylko z ojcem, może więcej. Jack nie ma jeszcze szesnastki, dlatego jest podekscytowany, gdy podjeżdżam po niego samochodem.

– Stary! W końcu się doczekałeś!

Ekscytuje się tak, jakby to było Porsche. Może nim nie jest, ale ja w jakiś sposób też czuję ekscytacje na ten pewien obraz niezależności.

Samochód to duża rzecz.

Mama musi mi ufać.

Dziwne jest po tym wszystkim sądzić, że rodzic ci ufa.

– Wow – mówi, gdy wsiada do środka – To gdzie jedziemy?! No bo chyba nie do szkoły, gdy mamy..

Właśnie rozmyślałem o zaufaniu, a on chce tak po prostu zmienić je w przygodę.

Nie wiem, czy to mi pasuje.

Muszę odebrać potem dzieci.

Chryste.

Co to za cholerna odpowiedzialność.

Ściska mocniej kierownice, nagle bardzo się denerwując, nie mogę racjonalnie myśleć, bo w mojej głowie pojawia się zbyt dużo różnych rzeczy...

Ktoś klepie mnie po ramieniu.

To Jack.

– W porządku?

Nikt nigdy nie dawał mi odpowiedzialnych zadań.

Nie wiem, czy jestem na to gotowy.

Tata powinien tu być.

– Po szkole gdzieś pojedziemy.

– Nie mówiłem ci? – wyglada na okropnie z siebie zadowolonego – Mam randkę!

– Co?

Chyba nigdy nie byłem na randce randce. Takiej gdzie kogoś zapraszasz, żeby zrobić na niej wrażenie. Emma lubiła innego rodzaju wrażenie. Może dlatego nie odpisuje? Byłem złym chłopakiem? Co zrobiłem źle?

– Znowu mnie nie słuchasz – warczy Jack – Co się x tobą dzieje?

– Gdzie idziecie?

– Nie wiem. Muszę coś wymyślić. Powinienem kupić kwiaty? Tata powiedział, że tak. Jednak rozwiedli się z mamą,, więc czy jego rady są dobre?

Oboje problemy odkryć, co jest dobre, a co złe. Idzie nam to bardzo opornie.

– Ale kwiaty to chyba zawsze dobra opcja – nie dałem Emmie kwiatów, bo nikt nie udzielił mi takich rad i znowu jestem wściekły na tatę – Mogę potem wpaść?

– Po randce?

– No – mówi z tym głupim uśmiechem – Jesteś moim jedynym przyjacielem i muszę się komuś potem wygadać... ty ostatnio jesteś małomówny, więc będę gadał za nas obu.

Jack nie jest taki, że musi cały czas gadać. Czasem dobrze nam się razem milczy. Jest naprawdę dobrym kolegą. Jego gadanie zajmuje moje myśli.

– Okej.

– To super... myślisz, że lody i spacer będzie okej? Nie mam za dużo kasy... po za tym chciałbym kupić ładne kwiaty, żeby jak wróci do domu to o nich myślała. Chyba myślała, Że pocałuję ją na imprezie, ale impreza to nie miejsce na pierwszy pocałunek...

I tak gada i gada, a ja słuchając go, zaczynam rozumieć, jakim byłem beznadziejnym chłopakiem i jakim jestem teraz.

W ogóle się nie starałem, ani nie szukałem właściwych okoliczności.

Jacka rodzina nie jest bogata. Może dlatego lepiej wie, jak traktował dziewczyny, a może tylko te jedną. Chociaż to dobrze nie wróży, jeśli szanuje tylko jedną kobietę. Nie wyobrażam sobie, że mógłbym szanować tylko określone osoby przeciwnej płci, bo coś dla mnie znaczą, to nie czyniłoby mnie dobrym facetem, a tym bardziej prawdziwym mężczyzną.

Dzisiejszy dzień jest okropny, nie tylko ze względu na mój nastrój, ale także i na pogodę. Gdy rozwiążę dzieciaki na ich dodatkowe zajęcia, czy Evelyn do przyjaciół, łapie mnie deszcz. Na szczęście jestem w samochodzie, posiadającym dach, aż dziwne, że nie mamy kabrioletu w Australii.

Skończyły mi się papierosy, więc po drodze do domu zahaczę o sklep i znowu spróbuję dodzwonić się do Emmy. Może powinienem odebrać telefon od taty i zapytać ją o niego.

Jednak gdy deszcz mocno zaczyna uderzać o moją szybę i widoczność jest prawie żadna, ale jednak coś dostrzegam, a raczej kogoś. Biegnie, ale tutaj nie ma miejsca, gdzie mogłaby się ukryć.

Gdy podjeżdżam bliżej, okazuje się, że znam te osobę, te dziewczynę.

Zatrzymuję się.

Na szczęście ma okulary.

Cholera, to by mogło być niebezpieczne, gdyby nie miała.

Trąbię, mimo, że to nie jest niezbędne.

Patrzy na mnie i nic nie ochrania jej przed deszczem, który mocno pada.

Otwieram drzwi po stronie pasażera, ale ona mnie ignoruje.

Nie waham się dwa razy.

Nie wiem, dlaczego.

Może w Sydney jestem pewny siebie, a może jesteśmy pewni siebie tylko przy słabszych osobowościach. Może każdy człowiek lubi dominować, dlatego nie szuka wspólnika, a kogoś  kogo będzie mógł zdominować.

Wysiadam i biegnę na drugą stronę z kurtką nad głową, żeby nie być tak bardzo mokrym.

– Wsiadaj – mówię jej.

Patrzy na mnie, gdy szerzej otwieram drzwi.

– Nie zostawię cię tutaj.

– Bogaty dupek.

– Chyba dobrze widzisz, że komentujesz mój samochód albo tak źle widzisz, że nie wiesz kim jestem. Doceń, że chronię cię przed deszczem.

– Przejdę się.

A wtedy zrywa się wichura. Popycha ją w moje ramiona, taka jest drobniutka. Powinienem teraz ją wyśmiać, za wcześniejszy komentarz.

Podnoszę ją i siłą wsadzam do samochodu.

Słabi kontra silni.

Be a dad •Hemmings•Where stories live. Discover now