71 |Dziewczynka|

2.3K 196 4
                                    

Luke

Trzymam na rękach moją małą dziewczynkę, która ma tydzień i słucham mojego syna, który opowiada mi o swojej dziewczynie i jej sytuacji w domu.

Nie do końca mogę pozwolić jej tu zostać. Nie ze względu na piątkę własnych dzieci, a bardziej na och związek. Skończy się szybciej, niż im się wydaje, jeśli w tym wieku zamieszkają razem.

On prawie błaga mnie o to.

Wybrał na to dziwny dzień.

I nieodpowiednie argumenty. Jeśli jego argumentem jest zajmowanie się rodzeństwem, gdy ja jestem z jego mamą w szpitalu, bo rodzi mu się siostra, to ty bardziej nie pozwolę jego dziewczynie tu zamieszkać. W młodości nie chodzi o takie odpowiedzialności.

Po za tym dzisiaj mamy imprezę dla naszej córeczki. Musieliśmy przełożyć baby shower ze względu na narodziny córki Logana, który po za tym popsuł te imprezę, bo mieliśmy nie znać płci dziecka o daliśmy mu kopertę z informacją, ale on już wiele miesięcy temu zdradził nam te tajemnice, bo był tak podekscytowany.

– Tato, nie może tam wrócić.

To rozumiem.

Ale naprawdę nie wiem, jak to rozwiązać.

Szukam jej wzrokiem. Siedzi z przyjaciółmi Matta i moimi młodszymi dziećmi. Grają w karty.

Jest tutaj szczęśliwa.

Nie chcę nikomu odbierać szczęścia.

– Może tu zostać – mówię mu – Ale nie na stale. Coś wymyślimy, Matt.

– Na pewno? – ten wzrok, już dawno go nie widziałem, jakby był mną znowu rozczarowany.

– Matt, na pewno.

Na pewno.

Jak tylko znajdę czas.

Nie mam czasu nawet zajść się zmianą nazwiska, ani tym, że w szpitalu ludzie nie wierzyli mi, że ja to nie ja. Moja żona rodziła, a ludzie chcieli ode mnie autografy. Nie rozumieli, co tam robię. W internecie pokazały się plotki, że odszedłem z zespołu, bo zapłodniłem przypadkową kobietę i że jestem w Sydney.

To szaleństwo ze względu na jedno dziecko, o którym nie mają nawet potwierdzenia.

Gdyby je mieli i dowiedzieli się o reszcie....

Dzwoni dzwonek do drzwi.

– Otworzysz, Matt?

– Czy..

Kurwa, już rozumiem, o co chodzi. Moi przyjaciele mają zaproszenia na te imprezę, boi się zobaczyć Ashtona. Trzymam na rękach Liv i nie mogę go przytulić.

Strasznie się boję, że to nasza relacja najbardziej na tym ucierpi.

– Hej, Matt – patrzy na mnie – Ona nie była tu zaproszona i wyrzucę ją, jeśli tu jest.

Kiwa głową.

– Nawet kosztem przyjaźni z wujkiem Ashem?

– Matt, czasem wszyscy musimy dokonywać wyborów.

On idzie do drzwi, a moja dziewczynka przebudza się na moich rękach i zaczyna płakać.

Cholera.

Chyba jest głodna.

Gdzie jest moja żona?

Otwiera szeroko oczy i patrzy na mnie.

– Ciii, już idę poszukać twojej mamusi. Gdzie myślisz, że jest? – bujam ją ramionach – Pewnie wyjada tort w kuchni.

A wtedy Matt otwiera drzwi i słyszę, tak dobrze znany mi hałas.

– Cześć, ludziska! Gdzie jest piąte dziecko Hemmingsów?

Uśmiecham się.

Boże, jak dobrze ich słyszeć.

Mała płacze w moich ramionach, ale ja zatrzymuję się na chwile.

– Cześć, Matt, ale wyrosłeś. Słyszałem, że masz dziewczynkę.

– Cześć, wujku. Tata jest w salonie..

– No to idę. Nie zamykaj drzwi, Mike wysiada z samochodu. Ashton nie przyjechał.

Myślę, że mojego syna dopada ulga.

– Hej! Muszę znaleźć żonę, bo Liv, płacze! Zaraz przyjdę!

Mam nadzieję, że zostaną chociaż na weekend.

Tęsknie za nimi. Oczywiście, gdy mam na to w ogóle czas.

Shannon faktycznie zajada się tortem. Obraca się, gdy słyszy płacz.

– O jejku – to nie zmartwiony ton, uśmiecha się – A co się stało mojej dziewczynce? – wyciąga po nią ręce – Jesteś głodna, prawda? Tatuś mi cię porwał, a mówiłam, że muszę..

– Chłopaki przyjechali – trochę się ekscytuję.

Moja żona słucha mnie jednym uchem, bo skupia się na przygotowaniu do karmienia.

– Możesz iść do przyjaciół. Poradzimy sobie – uśmiecha się do mnie.

– Kocham cię i jestem cholernie wdzięczny, że możemy tu być i robić coś tak zwyczajnego, a zarazem szalonego z tymi wszystkimi ludźmi tam.

– Rodziną – poprawia mnie Shannon.

– Musimy znaleźć czas, żeby zmienić nazwisko, ale nie sądzę, że ludzie tego nie zauważą. Trochę się boję – przyznaję się przed nią – Łatwiej by było...

– Już nie wiem, Luke. Już nie wiem – uśmiech jej przygasa. Wszyscy są szczęśliwi, gdy jest, jak jest.

Obejmuję ją ramieniem, gdy ona karmi piersią. Naszą małą chwile przerywa wybiegająca do kuchni Evelyn.

– Jestem głodna! – krzyczy.

– Czy wujek Logan nie stoi przy grillu? – wyglądam przez okno i faktycznie tam stoi.

– Tatusiu – moja mała księżniczka robi słodkie oczka – Głodna na tort.

Shannon chichocze.

– Dobrze, zaraz będzie i tort.

– Super!

Mała przygląda się jeszcze mniejszej. Podnoszę Evelyn i sadzam na blacie obok mamy.

– Nie mogę uwierzyć, że byłam taaaaka mała – patrzy wielkimi oczami na siostrę – Kocham cię, Liv!

A ja kocham cały ten dom wariatów.

Idę do chłopaków, zostawiajac kobiety mojego życia. Rozmawiają z Loganem. Kiedyś, sto lat temu, także się przyjaźnił.

– Cześć.

– Dalej nie mogę się przyzwyczaić do tego, że jesteście identyczni.

Logan uśmiecha się do mnie.

– Najłatwiej chyba po ilości dzieci.

– Bardzo zabawne – rzucam – Luke zawsze jest brudny, bo jego dzieciaki są małymi łobuzami. Masz brudną koszulkę od tortu, brachu.

Kurwa.

– Cieszę się, że jesteście – patrzę na nich, starając się, jak najwięcej pokazać spojrzeniem.

– My też się cieszymy. Brakuje ciebie w Los Angeles, ale...

– Wiemy, że tu jest twój dom – dodaje Mike.

– Już przeszła nam złość, rozumiemy to. Bardziej wkurzały nas twoje tajemnice, bo to one doprowadziły do rozpadu zespołu. Ale zespół to jedno, a przyjaźń to drugie.

Muszę uściskać tych kolesi. Są tym zaskoczeni, ale odwzajemniają mój uścisk.

– Przepraszam.

– Ta, my też.

I w końcu jestem wolny. W sposób, w który nigdy nie sądziłem, że jeszcze kiedykolwiek będę.

Be a dad •Hemmings•Where stories live. Discover now