5.

3.2K 130 1
                                    

Idealnie w momencie, gdy zdyszana po kłótni o miejsce parkingowe usiadłam na swoim miejscu, zadzwonił dzwonek i weszła nauczycielka.

-Odrazu mówię, tego testu nie można poprawić- powiedziała, rozdawając pliki pełnych czterech kartek.

-Kolejne dwie lekcje też mamy razem, więc nie musicie się spieszyć. Pan od hiszpańskiego pojechał na konkurs.- wyjaśniła, siadając za biurkiem. Odrazu zajęłam się za pisanie.

-Jakie proste.- szepnęłam, zmieniając strony z pierwszej na drugą. Dzięki solidnym przygotowaniom poleciałam z zadaniami "jak strzała" i po dzwonku na pierwszą przerwe położyłam wszystko na biurku profesor.

-No ty chyba sobie żartujesz.- powiedziała nauczycielka z wyczuwalną ironią w głosie.

-Nie, nie żartuję. Napisałam wszystko.- oznajmiłam z uśmiechem i się odwróciłam, żeby usiąść spowrotem w swojej ławce

-Stój tutaj i czekaj, aż Ci poprawię. Nie wierzę, że napisałaś wszystko.- warknęła, biorąc czerwony długopis, kartkę z punktacją i poprawiła się w fotelu. Patrząc na każdą z stron, sprawdzała ją kilka razy. Będąc jednak pewna wyników, zapisała na pierwszej kartce idealne A. Uśmiechnięta wróciłam do swojej ławki, ale zanim zdążyłam nawet odsunąć krzesło, drzwi otwarły się z dużym hukiem.

-Dzień dobry panie dyrektorze!- powiedziała chórkiem grupa.

-No nie wiem, czy taki dobry moja droga.- powiedział mężczyzna, patrząc w moją stronę.

-Pójdziesz ze mną do gabinetu.- syknął, a po tym jak do niego podeszłam, wziął mnie za łokieć i siłą wyprowadził z sali. Oboje poszliśmy do jego gabinetu, gdzie usiedliśmy wygodnie na sofie.

-JAK MOGŁAŚ JECHAĆ SAMA NA WALKI I NAWET NIE POWIEDZIEĆ O TYM NIKOMU?! -krzyknął. Jak dobrze, że ściany w tym pomieszczeniu są dźwiękoszczelne.

-Normalnie.- mruknęłam, popijając kawę dyrektora- zastępcy ojca w gangu.

-Ty wiesz jak Twój tata spinał o to rów?!- zapytał, poprawiając czuprynę bujnych loków i chodząc nerwowo po gabinecie.

-Na walkach nie byłam od wypadku Maison'a!

-To dlaczego nie mówiłaś?- spytał już spokojniej.

-Bo i tak byście mi nie pozwolili. -stwierdziłam, wsypując  kolejną łyżeczkę cukru. Nie rozumiem jak można pić zwykłą, czarną kawę bez mleka, bez cukru, bez smaku!

-Jesteś hackerką! Komputerowcem! A nie bokserem! Ty nie potrafisz się bić!- krzyknął. Ostatnie zdanie wypowiedział tak, jakby mnie nie znał. A zna cudownie, od pieluszki.

-A ty jesteś jebanym piankowym stworem.- powiedziałam z wyraźnym sarkazmem. Mężczyzna wywrócił oczami i spojrzał na mnie jak na małe, głupiutkie dziecko.

-Chcesz się przekonać, że potrafię się bić?- syknęłam, szybko wstając z fotela. 

-Nie muszę się o niczym przekonywać. Ja to wiem!- w tym momencie, wkurzyłam się na amen. A jeżeli ktoś z rodziny Loris, wkurzy się właśnie tak i jeśli ktoś podejdzie, to szykuje się na pewną śmierć. Podeszłam do loczka i z całej siły uderzyłam go z pięści prosto w twarz.

-A teraz, pójdę sobie do domu. -syknęłam. Przestraszony mężczyzna kiwnął szybko głową na tak. Wyszłam z gabinetu uśmiechnięta i wróciłam do sali.

-O co chodziło?- spytała nauczycielka.

-Ktoś przekazał dyrektorowi fałszywe informacje.- wytłumaczyłam, pakując książki do torebki.

-Gdzie ty idziesz?- spytała pani.

-Do domu. Tu jest kartka od dyrektora.- podałam nauczycielce świstek, który zastępca ojca zdążył podpisać trzęsącą dłonią zanim wyszłam.

Księżniczka innego świata (1,2)Where stories live. Discover now