2.43 Martwisz się o mnie?

1.2K 42 0
                                    

-Teraz sama jesteś uziemiona.- zaśmiał się, wracając do mojej rozmowy z rudym.

-Hahaha. Bardzo śmieszne.- powiedziałam sztywno. Nie będę mogła pojechać na wyścigi w sobote!!

-Ale są tego plusy. Nie będziesz się widziałm z ciotką.- stwierdził wujek, z czym się zgodziłam i lekko uśmiechnęłam.

-Podwieź mnie tylko pod brame i wracaj.- powiedziałam, gdy wjeżdżaliśmy do lasu.

-Nie ma mowy. Zaprowadzę Cię pod sam gabinet Marks'a i dopilnuję, żebyś potem odrazu trafiła do swojego pokoju.- oznajmił stanowczo wujek i wjechał na parking.

Gdy otwierałam swoje drzwi, wujek naprawdę szybko pobiegł na moją stronę sanochodu i wziął mnie na ręce uważając na kostke.

-Mogę iść sama.- zaśmiałam się.

-Nie! Nie możesz.- mówił. Wujek zaniósł mnie do samego gabinetu lekarza i położył na naprawdę niewygodnym łóżku.

-Co się stało?- zapytał Marks.

-Spadła z krzesła wieszając światełka. Sprawdź jej kostke i zaprowadź do sypialni. PROSTO do sypialni.- powiedział wujek i odszedł. Gdy byłam pewna, że jest już daleko, chciałam wstać i wyjść, ale kostka masakrycznie mnie bolała.

-Szefowa siada i się nie rusza.- zaśmiał się Marks, chyba z mojej wykrzywionej miny.

-Kostka nie jest mocno skręcona. Narazie Ci ją tylko usztywnie. Wieczorem przyjdę sprawdzić czy wszystko okej.- powiedział, owijając mi stope twardym, ale elastycznym bandażem.

-Do pokoju pójdę sama.- powiedziałam, a Marks się zaśmiał i otworzył drzwi.

-O nie. Ed nie będzie mnie brał na ręce. On jest ranny.- powiedziałam, widząc kto wchodzi.

-Nie przesadzaj mała. Nic mi nie jest.- mówił rudy, podnosząc mnie. Widziałam jak ta ręka go boli, ale się nie wierciłam. Nie chcę mu zadawać jeszcze większego bólu.

-Coś sobie dokładnie zrobiła?- spytał, otwierając drzwi do mojego pokoju.

-Spadłam z krzesła wieszając lampki.- wyjaśniłam.

-Mais nie mógł Ci pomóc?- rudy położył mnie na łóżku i usiadł obok na fotelu.

-Poprosiłam go o to, ale wyszedł zapalić. Jak ja nienawidzę, kiedy ludzie palą...

-Czemu??- spytał, chowając coś głęboko w type swoich dresów.

-Bo siebie tym zabijają. Jeden papieros to krótsze życie o jedenaście minut. Nie chcę, żeby bliskie mi osoby paliły.- rudy dziwnie na mnie spojrzał, ale potem głęboko westchnął i wyszedł po coś na balkon.

-Nie pal. Proszę.- powiedziałam, wstając z łóżka.

-Leż!- Ed popchnął mnie na łóżko i się na mnie położył tak, żebym nie wstała. Z perspektywy osoby trzeciej, musiało to wyglądać komicznie.

-Martwisz się o mnie?- spytaliśmy cicho w tym samym czasie. Oboje się lekko zarumieniliśmy i odwróciliśmy wzrok z drugiej osoby.

-Tak.- szepnęłam.

-Ja o Ciebie bardziej niż o siebie. Jeśli wogóle to rozumiesz.- Ed też szepnął i zszedł ze mnie. Zaczął szukać czego po kieszeniach.

-Obiecujesz, że nie zapalisz?- zapytałam, trzymając w ręce i wymachując jego paczką papierosów.

-Jak?- zapytał zdziwiony.

-Obiecujesz?- zapytałam ponownie.

-Nie obiecuję.- szybko wyrwał mi paczke i wyszedł z pokoju.

-Ku*wa.- powiedziałam do siebie.

Sięgnęłam na komode po telefon i wykręciłam numer do kuzyna.

(Olivier, Diana)

-Cześć słońce. Czego potrzebujesz?

-Przyniesiesz mi tabletki przeciwbólowe taką czerwoną torbę?

-Okej, a gdzie to jest?

-Wszystko w głownej kuchni.

-Zaraz będę.

-Dziękuję

Olivier się rozłączył i po kilku sekundach przyszedł do mojego pokoju z rzeczami, o które go poprosiłam.

Księżniczka innego świata (1,2)Where stories live. Discover now