R 1. I

3.2K 220 41
                                    

Pierwsze zmiany

Dorzuciłem suchego drewna do kominka. Chwyciłem cienki, dziurawy koc który dawno stracił swój kolor i w milczeniu przyglądałem się garnkowi który wisiał nad ogniem. Dawno nie miałem niczego w ustach a mój żołądek co chwila mi o tym przypominał. Kiedy podejrzanie wyglądająca zupa była gotowa nalałem trochę do najczystszej miski. Mętna, śmierdząca zupa, sam nie wiem z czego matka ją zrobiła, podejrzewałem że z tego co zwykle, wszystkich resztek które nadawały się jeszcze do zjedzenia. Usiadłem przy stole i zacząłem jeść. Walczyłem sam ze sobą by przełknąć to ohydztwo jednak gardło stawiało opór. W końcu udało mi się przełknąć by potem znowu ze sobą walczyć by nie zwymiotować. Jak zwykle jedzenie było paskudne lecz tylko Ci co mogli sobie pozwolić na więcej wybrzydzali. A ja  jakbym zaczął wybrzydzać skończył bym jak reszta mojego rodzeństwa. W jednym z masowych grobów.

 Wzdrygnąłem się kiedy usłyszałem hałas dobiegający z pokoju rodziców. Jak zwykle ojcu coś nie pasowało i musiał to wszystkim dookoła pokazać. Nie chciałem znać powodu dzisiejszej awantury, mógł być naprawdę błahy jak dziura w skarpecie czy też po prostu się nie wyspał przez płacz noworodka. Mógł też wrzeszczeć na matkę dlatego że się puszcza na prawo i lewo i nie jest pewny czy w ogóle wychowuje swoje dzieci. Matka dołączyła do awantury co było rzadkością, zwykle pozwalała siebie obrażać. Krzyczała na niego jedynie wtedy kiedy groziło coś któremuś z nas. Chroniła nas przed gniewem ojca który jak bił to wcale się nie hamował. Oczywiście ona nie była idealną matką, również się na nas wyżywała tyle że za pomocą pasa a nie pięści.

Wybiegła z pokoju trzymając się za czerwony policzek. Typowe. Jak przegrywał w walce na argumenty to używał siły. Wyszedł za nią, chwycił ją mocno za nadgarstek i warknął coś do ucha. Matka skinęła głową i wróciła do pokoju, on również chciał to zrobić lecz zauważył że jem. Podszedł do mnie, jak zwykle waliło od niego niemiłosiernie. W krzaczastych wąsach i brodzie potrafiłem dostrzec resztki jedzenia. Nosił za mała dla niego koszulkę która nawet w połowie nie zasłaniała jego owłosionego piwnego brzucha. Gacie poplamione i podarte w niektórych miejscach podobnie jak skarpety, były chyba największym źródłem jego smrodu. Dostrzegłem w jego dłoni kilka długich, jasnych włosów należących do matki. Bez słowa zabrał mi miskę i wypił za jednym razem resztę zupy której jeszcze nie zjadłem. Puścił miskę, w ostatniej chwili ją złapałem upadając na podłogę. Musiałem go rozbawić bo usłyszałem ciche prychnięcie. Wolałem być poniżany przez niego w ten sposób niż jakbym miał poczuć na sobie znowu jego pięści. Kiedyś był kowalem, przez alkohol knocił wiele zamówień więc znaleźli nowego. Jednak piwo nie zabrało mu siły, jego pięści dalej potrafiły wyrządzić krzywdę. 

-Nie żryj tyle. Ma wystarczyć dla wszystkich. 

-Dobrze ojcze. -Szepnąłem pod nosem. Czy tego chciałem czy nie musiałem być mu posłuszny inaczej wylądowałbym na dworze a jesienne noce były niesamowicie zimne. Oczywiście mam oszczędności z pracy którą niedawno straciłem oraz z tego co udało mi się ukraść ale nie starczyłoby mi to na długo. Wolałem te pieniądze trzymać na czarną godzinę, a dziwne uczucie w kościach nieustannie dawało mi znać że może się niedługo zdarzyć. 

Ojciec nic więcej nie dodał, zaczął drapać się po kroczu i ruszył do pokoju. Dobrze wiedziałem do czego zaraz między nimi dojdzie i nie zamierzałem tego słuchać. Odłożyłem miskę na blat, żołądek dał mi jasno do zrozumienia że nie jest zadowolony, spojrzałem na garnek i ledwo się powstrzymałem. Gdyby ojciec się zorientował mógłbym tego naprawdę żałować. 

Założyłem płaszcz i wyszedłem z domu nim się rozkręcili. Pierwsze co zauważyłem były czarne chmury zbliżające się do miasteczka. Prędzej czy później zacznie padać, miałem nadzieje że bez grzmotów. Naprawdę żenujące że w moim wieku wciąż boje się burzy ale co mogę na to poradzić? 

Mieszaniec |ABO|Where stories live. Discover now