R 3. XV

1.8K 181 10
                                    

Napiłem się odrobinę wody. W tym lesie było sporo strumieni oraz mniejszych rzek które podobno ciągnęły się od gór aż do morza. Czy tak faktycznie było tego nie wiedziałem, Gburek twierdził że tak więc postanowiłem na tą chwilę mu zaufać. Podróżowaliśmy wzdłuż strumienia drugi dzień. Nie było wcale tak źle choć większość czasu próbowałem dogonić biegnącego przede mną wilka. Pomimo rany i tak był szybki, jak go upominałem że nie powinien tak obciążać tylnej łapy to ten twierdził że tego nie robi. 

Czy to jakaś duma karzę mu kłamać? Nie może przyznać się że coś go boli, tylko kiedy jest już bardzo źle to wtedy o tym mówi? Chyba tym różniłem się od wszystkich innych facetów, jak mnie coś bolało to wolałem od razu znaleźć źródło tego bólu i go usunąć a jeśli nie mogłem zrobić tego sam to szedłem do znachora. 

Wróciłem do drzewa przy którym spał wilkołak. Nie rozpalał ogniska, stwierdził że nie jest to niezbędne zwłaszcza że cały czas zbliżaliśmy się do terenów w które ludzie czasami się zapuszczali. Wolał chwilowo udawać zwyczajnego wilka, o ile było to w ogóle możliwe patrząc na jego rozmiar. Mnie jeszcze można było z takim pomylić, byłem od nich odrobinę większy. Ale nie przeszkadzało mi to, było mi i tak ciepło, ogień pomagał tylko w jednym. Dawał światło którego w ciemnym lesie praktycznie nie było. Las był trochę.. straszny. Jak uciekałem nim pierwszy raz nie zwracałem uwagi na szczegóły a teraz.. jak wiedziałem że istnieją takie bestie jak wilkołaki to może i inne potwory również istniały. Wszystkie kształty przypominały mi upiory o długich patykowatych rękach i szponach większych ode mnie.

Wiedziałem że ich nie ma, a raczej mała cząstka mnie krzyczała że to jest po prostu psikus mojego słabego wzroku. Podskoczyłem w miejscu kiedy usłyszałem przerażający dźwięk. Dobywał się ze śpiącego Gburka. Co chwila wierzgał, wydawał dziwne pomruki a nawet wypowiadał słowa. Przepraszam, najczęściej padało. 

Śnił mu się jakiś koszmar a może.. to wszystko przez ból. Znachor w Sover opowiadał historie jak to ludzie majaczyli przez ból wyznając często potworne tajemnice. Spojrzałem na Gburka, dlaczego na wszystkie pieniądze czuje się winny... przecież czułem się w tamtym momencie zagrożony, nawet on to rozumiał a jednak, źle się czułem że go skrzywdziłem. Poleciało mu kilka łez.. czy ból był faktycznie aż tak nieznośny.. chociaż mógł to być zwykły koszmar. Przecież tacy jak on na pewno miewają czasami złe sny, każdy w końcu się czegoś boi a jeśli ktoś twierdzi że nie to jest głupi albo naprawdę nieświadomy otaczającego go świata.

Sapnąłem, mogłem złamać regułę którą ostatnio narzuciłem o zerowym kontakcie jeśli nie był potrzebny. Wlazłem pomiędzy jego łapy i otarłem się kilka razy o jego głowę wycierając spływające łzy. Chyba zrobiłem to zbyt mocno bo otworzył oko. 

-Dobrze się czujesz? -Mruknąłem kładąc głowę na jego cielsku. Był zdecydowanie wygodniejszy niż ziemia, cieplejszy i miękki. To jego futro wyglądało na strasznie szorstkie a w rzeczywistości było bardzo przyjemne w dotyku.. gdyby tylko nie pachniało to zmokłym kundlem byłoby perfekcyjnie. Przestań o tym myśleć. To że jest dobrze kiedy śpimy razem nie oznacza że powinniśmy to robić. To jest wyjątek który ma mu pomóc czuć się lepiej bym ja poczuł się lepiej. Tak, robię to dla siebie a nie dla niego... tak muszę myśleć... nie, nie muszę tak myśleć. Tak przecież jest.

-Tak.. -popatrzył na mnie podejrzliwie i chyba zrozumiał że nie odpuszczę. -to tylko.. wspomnienia. -Rozejrzał się po okolicy i zaczął węszyć. Nie wyglądał na zdenerwowanego, najwidoczniej nic nie wyczuł. Po chwili położył swój łeb na moim. Chyba mu odrobinę za dobrze. 

-Jesteś pewien że w tym mieście ci pomogą? -Trąciłem go nosem. Przez ostatnie dni odpowiadał wyłącznie na pytania które dotyczyły mnie. Zgrabnie unikał opowiadania o sobie często nakierowując mnie na inny temat. 

Mieszaniec |ABO|Where stories live. Discover now